Przygodowa nostalgia: Teenagent - Meehow - 14 sierpnia 2014

Przygodowa nostalgia: Teenagent

Dawno, dawno temu, kiedy w polskich domach komputer był towarem egzotycznym, a Internet kompletnym science-fiction, dużym wzięciem nad Wisłą i na Zachodzie cieszyły się gry przygodowe. Zwłaszcza w 90. latach powstało wiele niesamowitych tytułów i to właśnie wtedy przygodówki point ‘n’ click przeżywały swoje złote lata. Serii Monkey Island czy Simon the Sorcerer nie sposób zapomnieć, zresztą ta druga kontynuowana jest do dziś dnia, choć ze zmiennym powodzeniem wśród odbiorców. Nie wolno jednak zapominać nam o rodzimym rynku, który oferował swojego czasu kilka mniej lub bardziej udanych pozycji w gatunku. Tym razem napiszę o przełomowej dla Polaków grze Teenagent. Dlaczego przełomowej? Ano dlatego, że była to pierwsza polska gra wydana na płycie CD i chyba pierwsza udana przygodówka autorstwa polskich deweloperów. Zapraszam niniejszym na wycieczkę w przeszłość

Nie wiem, od czego bardziej krwawią uszy – od amatorskiej, choć usprawiedliwionej warunkami, imitacji dubbingu w Teenagencie, czy może od zawodowych wypocin niektórych dzisiejszych aktorów i aktorek.

Teenagent to dzieło nieistniejącego już od pięciu lat studia Metropolis Software House. Po raz pierwszy wydany został w 1994 roku. Ludźmi w największym stopniu odpowiedzialnymi za powstanie tej produkcji byli Adrian Chmielarz (Gorky 17, seria Painkiller, Bulletstorm) i Grzegorz Miechowski (Gorky 17, Gorky Zero: Fabryka Niewolników). Rok później wydano Nowego Teenagenta – re-edycję gry wzbogaconą o polski dubbing (w wykonaniu redaktorów odradzającego się ostatnio Secret Service) i odświeżoną oprawę graficzną. Pojawiła się także wersja na kultową Amigę, a ostatnio nawet na systemy Windows i Mac OS. Teenagent przetłumaczony został na język angielski, czeski (jako Agent Mlíčňák) i hiszpański.

Po tej krótkiej lekcji historii czas przejść do sedna, czyli do fabuły. W tej kwestii szału nie ma, bo gra od początku do końca jest produkcją czysto humorystyczną – w żadnym momencie nie przedstawia czegokolwiek na poważnie, nie zaskakuje zwrotami akcji, a i sama główna zagadka nie należy do tych górnych lotów. Teenagent pełen natomiast jest żartów oraz aluzji, momentami uciekając się do mniejszych lub większych absurdów. Choć są to rozwiązania zabawne, to jednak miejscami mogą sprawić kłopot. Trzeba się czasem porządnie naklikać lub udać w podróż kursorem po pikselach.

Nie jest to również długa gra. Wprawnemu fanowi przygodówek ukończenie jej może zająć dwa, może trzy wieczory. Mnie po (chyba 15) latach wystarczyły dwie godziny, ale głównie dlatego, że pamiętałem dużą część rozwiązań. Niemniej jednak grało się przyjemnie – uśmiech gościł na twarzy, a łezka w oku się kręciła.

Jak to dobrze, że podówczas świat nie znał mema z mistrzem podrywu...

Dla tych, którzy (jeszcze) nie grali: w grze wcielamy się w Marka Hoppera, tytułowego nastoletniego agenta o ciętym języku (taki nasz polski Simon), którego w dość komiczny sposób zwerbowano do tajnej organizacji zwanej RGB (tak tajnej, że nawet jej szefostwo nie wie, co ten skrót oznacza). Opowieść rozpoczyna się od serii tajemniczych kradzieży dużych ilości złota i gotówki z banków na całym świecie, której nijak nie da się logicznie wyjaśnić. Nie mogła sobie z tym poradzić nawet wcześniej wspomniana organizacja RGB, dlatego poprosiła o pomoc… wróżkę.

Co można powiedzieć o oprawie audiowizualnej gry, która światło dzienne ujrzała ponad 20 lat temu? Cóż, wersja przygotowana przez cdp.pl działa bez zarzutu na nowych systemach operacyjnych i wygląda nieźle nawet w wysokich rozdzielczościach ekranu. Lokacje i wypełniające je elementy wykonane zostały naprawdę starannie, choć dosyć minimalistycznie; nie da się im jednak odmówić specyficznego uroku, zwłaszcza gdy uzupełniają je komentarze głównego bohatera. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że podobała mi się muzyka czy dialogi podkładane przez redaktorów Secret Service. Ścieżki dźwiękowej za dobrą nie uznawałem nawet przed laty i nie zrobiłbym tego chyba nawet w momencie pierwszej premiery. To samo tyczy się dubbingu, choć słowo to jest wielkim i niezasłużonym komplementem dla możliwości aktorskich użyczających głosu. Zdecydowanie lepiej mi się grało, gdy wyobrażałem sobie mowę poszczególnych postaci. Ewentualnie można powiedzieć, że Gulash dał radę w roli Marka. W miarę.

Wybacz, Marek, ale w tej grze trzeba kliknąć we wszystko. Obydwoma przyciskami myszy.

Ogólnie rzecz biorąc, miło było wrócić do tej produkcji po latach. Choć nie dała mi jako takiej satysfakcji, bo wiedziałem mniej więcej, co trzeba na każdym etapie fabuły zrobić, to nieraz wywołała uśmiech na mojej twarzy; czasami przy żartach czy aluzjach, których nie rozumiałem grając jako świeżo upieczony nastolatek. Zachęcam zatem wszystkich fanów przygodówek i/lub polskich produkcji do zapoznania się z Teenagentem, zwłaszcza że jest on dostępny w polskiej wersji na cdp.pl i to całkowicie za darmo. A jeśli podobnie jak ja ukończyliście grę w epoce, gdy na trzeci wymiar w grach patrzyło się jeszcze spod byka (albo wcześniej), to tym bardziej polecam przypomnienie sobie starych, dobrych czasów. Gdybym miał ocenić Teenagenta, wystawiłbym powiedziałbym: miodzio!

Meehow
14 sierpnia 2014 - 18:49