Chciałoby się powiedzieć więcej. Jest świetnie nawet mimo faktu, iż wraz z kolejną odsłoną marka nie wzbogaciła się o nowe, konkretne zmiany, a raczej drobne kalibracje i zabiegi kosmetyczne. Nie zmienia to jednak faktu, iż tym razem użytkownicy komputerów stacjonarnych mogą czuć się traktowani równie poważnie co konsolowcy, dostając produkt tej samej jakości.
Ten fakt potęguje różnicę, jaka istnieje między przeznaczoną na tą samą platformę 14-stką, a współczesną 15-stką, którą pozwolono nam przetestować w postaci otwartej bety. Przyszło nam bowiem doświadczyć w działaniu nowy silnik Ignite, którego zadaniem było wprowadzić markę w następną generację – uwspółcześniając więc stronę wizualną i fizykę jako taką.
W efekcie całość sprawia zdecydowanie bardziej imponujące wrażenie. Począwszy od oprawy, po czystą rozgrywkę – wszystko wydaje się podniesione o kilka jakościowych kresek w górę. Spotkanie z FIFĄ 15 zaczynamy bezpośrednio od meczu, ale pozwolę sobie zrzucić go na drugi plan, by skupić się na menu i interfejsie. Nawet tutaj czuć powiew świeżości, która nie wynika jednak z nowo zaprojektowanej struktury, a dobrej stylizacji. Wciąż mamy tu kafelkową nawigację, co uważam za rozsądne, gdyż zdążyliśmy się już do takiego menu przyzwyczaić i faktyczne poruszanie się po nim jest błyskawiczne i intuicyjne. Już samo tło bardzo odpowiada tematyce i wygląda zaiste next-genowo. To coś nowego, bo do tej pory ani bym myślał wspominać o kiepskich grafikach w tle, które bardziej irytowały i przeszkadzały w połapaniu się w opcjach, niż spełniały swoją funkcje. Pierwszy plan zdobi jednak menu utrzymane w nowej, czarno złotej stylistyce. Połączenie to niezwykle do siebie pasuje i sprawia wrażenie profesjonalnego i w efekcie nie sposób przejść obok niego obojętnie.
Te elementy niewiele mają jednak wspólnego z kwintesencją gry sportowej. Poprzedzając jednak rozgrywkę, należy przyjrzeć się dokonaniom silnika Ignite, którego pierwszym polem do popisu jest szerokorozumiana oprawa. I faktycznie widać tutaj progres. Praca kamer, cutscenki i powtórki, bardziej szczegółowe otoczenie, jakość oświetlenia, czy nawet towarzyszące wszystkiemu dźwięki, wszystko to bez dwóch zdań wypada znacznie lepiej niż poprzednio. Ryk tłumu, kibice będący osobnymi jednostkami, nie grupą połączonych plam. Całość przyczynia się do odczuwania do prawdy świetnej, football’owej atmosfery, którą dodatkowo rozgrzewa niepodważalnie bezkonkurencyjny, oficjalny komentarz duetu Martin Tyler and Alan Smith. W Polskiej wersji ma nie być Szpakowskiego, ale ktokolwiek kto nie jest Zimnochem nie dorówna tym dwóch genialnym komentatorom.
Wizualnie jest zauważalnie lepiej, ale podczas samej gry odnosi się zupełnie przeciwne wrażenie. Dlaczego? Wszystko za sprawą wygładzania krawędzi. Właściwie ciężko tutaj mówić o wygładzaniu, bo kontury każdego elementu i przede wszystkim zawodników na boisku są tak poszarpane, że do prawdy ciężko w to uwierzyć. Na tą chwilę ta niezwykle ważna opcja ustawiona na maxa prezentuje poziom jak sprzed kilku lat i tym samym zastanawiająca jest postawa twórców, którzy po prostu tego nie dopilnowali.
Wprowadzając piłkę w ruch zapominamy jednak o takich problemach. Komfort i płynność z jaką poruszamy się po boisku jest niewyobrażalnie większa niż w poprzedniej odsłonie. Chciałoby się powiedzieć – wreszcie, bowiem po tylu latach w końcu osiągnięto poziom, który pozwala cieszyć się każdą chwilą spędzoną przy piłce. Zasługą takiego efektu jest szereg podrasowanych mechanik, wzbogacone animacje i sztuczna inteligencja, która w końcu zagościła w wirtualnych główkach zawodników. Przede wszystkim nowy silnik Ignite mocno wpłynął na fizykę ruchów, dzięki czemu kontrola piłki jeszcze nigdy nie była tak perfekcyjna. To samo tyczy się tempa. Wbrew co roku powtarzanym hasłom promocyjnym, dopiero teraz wszystkie komercyjne zwroty zachwalające zachowania piłkarzy na boisku mają swoje odzwierciedlenie w rozgrywce. Warto wspomnieć, iż tym razem nawet drybling i triki, które dotychczas raczej przeszkadzały w szybkiej grze, tutaj świetnie się łączą z normalnymi ruchami, dzięki czemu nie są tylko bajerem spowalniającym ruch. Ich używanie staje się po prostu praktyczne.
Sama kontrola nie sprawia, że gra nam się wyjątkowo przyjemnie. Na to odczucie wpływa w równie wysokim stopniu zachowanie zawodników. Są lepiej zorganizowani, zawsze znajdują odpowiednią pozycję i ma się wrażenie, jakby byli myślącymi istotami, nie pionkami sterowanymi przez system. Przyczynia się to do tego, że łatwiej stworzyć świetną akcję i przedrzeć się pod bramkę przeciwnika. Sprawia to wrażenie absolutnego przeciwieństwa w stosunku do FIFY 14, gdzie przedrzeć się przez obronę było szalenie ciężko, ale gdy już dochodziło do konfrontacji z bramkarzem, mogliśmy być prawie pewni, że piłka pojawi się w siatce. Tutaj pierwszy etap nie sprawia problemów, ale bramkarze odwalają kawał świetnej roboty. Stworzyć akcję nie jest trudno i towarzyszy temu mnóstwo przyjemności i dumy, ale już pokonanie samego goalkeepera jest sporym wyzwaniem. Przede wszystkim dlatego, że on też dostał magiczny zastrzyk potęgujący inteligencję. Zwielokrotniono oczywiście jego animacje – i to do takiego stopnia, że ciężko doświadczyć jakiejkolwiek powtarzającej się, jednakże nie to mnie urzekło. Chodzi o inteligencje, której jakoś wcześniej brakowało. Chociażby w chwilach, gdy jesteśmy w sytuacji sam na sam, ale już dobiega od tyłu obrońca, bramkarz nie rzuci się nieumyślnie w naszą stronę, byśmy lobem bez żadnego problemu strzelili bramkę. Kiedy oszacuje dystans i czas, po którym obrońca będzie w stanie dobiec, sam zdecyduje czy efektywniej byłoby zostać, czy wyjść i rzucać się po piłę. W zasadzie nic nadzwyczaj fenomenalnego, ale musieliśmy czekać 15 odsłon na taki poziom?
Organizowanie akcji i przedzieranie się przez defensywę jest płynniejsze, ale nie sprawia wrażenia łatwizny. To nie jest obniżony poziom trudności, a zauważalnie lepsza praca samych zawodników. Ulokować piłkę w siatce nie jest łatwo, ale mimo to wyniki zdarzają się bardzo wysokie. Chodzi o przełamanie się. Do tej pory byłem wręcz pewny, że strzelanie bramek jedna po drugiej, te otworzenie wyniku dzięki któremu gra się lepiej, to wynik euforii, działanie psychiczne i proces który nie wychodzi poza naszą głowę, ale na podstawie kilkunastu testów jestem wręcz pewien, że twórcy coś z tym zrobili. Strzelenie bramki w jakiś magiczny sposób wpływa na dokładność naszych zawodników i jakby nieporadność drużyny przeciwnej, dzięki czemu w ciągu kilku minut możliwe jest władowanie kilku bramek.
Jest dobrze. Przedmeczowe challenge są ciekawe i sprawiają równie dużo funu co wcześniej, UltimateTeam też zostało oddane do naszego przetestowania. Nic w zasadzie się nie zmieniło, ale głębszy angaż w ten temat to nie moja brożka. Nie kręci mnie to kompletnie i jest mi obojętne. Wszystko jednak utrzymane jest odświeżonym stylu – szata graficzna nie tylko zwraca uwagę ale i pieści oko. Wszystko jest rzeczywiście wrzucone na wyższy poziom i faktycznie ma się wrażenie obcowania z następną odsłoną serii, nie modyfikacją poprzedniczki. Ciężko natomiast powiedzieć jak długo to będzie jeszcze trwało. Jak długo będziemy dowiadywali się o nowościach i jakości jakiej jeszcze nie było. Za ile „Fif” okaże się że współczesny poziom rozgrywki był żenujący i przede wszystkim jak to wszystko będzie wyglądało za 5 lat. Jest ciężko, bo różnice między poprzednią odsłoną są spore, a cena ta sama. No właśnie, kasa. A jak za rok okaże się, że Fifa 16 w ogóle zrewolucjonizuje elektroniczną piłkę i znów trzeba będzie sięgnąć do portfela monopolizując tą markę? Pogram jeszcze, zastanowię się.
Pisząc tekst zauważyłem, że Rasgulowi też zależało, by podzielić się z Wami wrażeniami. Dobrze, że doczytałem, iż grał na PS3, bo już chciałem skierować pytanie czy aby napewno grał w tą samę grę. Więc skoczcie do niego, zobaczcie jak wygląda staro-genowa FIFA 15 :)