Obejrzałem Ralpha Demolkę na Polsacie... - fsm - 15 września 2014

Obejrzałem Ralpha Demolkę na Polsacie...

I mam się całkiem nieźle! W sumie nie wiem dlaczego odpuściłem sobie wizytę w kinie, ale skoro standardowa telewizja wyszła frontem do klienta i zaoferowała seans w domowym zaciszu, to skorzystałem. I przy okazji przeprowadziłem mały test, bo przecież wszystkie TVNy i Polsaty to najgorsza opcja na oglądanie jakiejkolwiek normalnej produkcji - reklam jest tyle, że idzie się pochlastać. W piątkowy wieczór telewizja słoneczko wzbogaciła trwający 108 minut czas trwania Ralpha Demolki o 28 minut i 50 sekund reklam (mierzone stoperem) podzielonych na dwa bloki. Dramat? Najgorzej? Czy da się wytrzymać? Bo ja podczas jednej przerwy m.in. zrobiłem sobie w pęcherzu miejsce na piwo, które następnie nalałem do szklanek, a podczas drugiej powstała kolacja. Więc w sumie nie narzekałem. A na sam film też w zasadzie nie narzekałem, o czym poniżej.

Ralph Demolka to bardzo udana animacja, technicznie perfekcyjna, z mnóstwem smaczków dla salonowych (czyt. arcade) wyjadaczy, ale chyba oczekiwałem czegoś jeszcze lepszego, bo za najlepsze animacje ostatnich lat niezmiennie uważam LEGO Przygodę i Jak wytresować smoka. Jednak żeby nie było, że narzekam - Ralph robi robotę i się podoba. Miejscami bardzo, miejscami ciut mniej, ale ogólne wrażenie film zostawił po sobie jak najbardziej pozytywne.

Dwa słowa wyjaśnienia dla tych, którzy nie wiedzą, czym jest Ralph Demolka. Oto disneyowska, trójwymiarowa animacja zanurzona po czubek ostatniego piksela w świecie gier i salonów z automatami. Felix Zaradzisz (Fix-it Felix) to klasyczna, kanciasta, donkey-kongowa gra, w której duży zły Ralph demoluje estetyczną kamienicę, a zaradny Felix naprawia zniszczenia. Ale to, co wiza gracze, to zaledwie powierzchnia ogromnego, bogatego świata - zarówno Ralph, jak i Felix oraz cała masa postaci z mnóstwa innych gier, żyją sobie w najlepsze w swoim wirtualnym świecie. No i Ralph ma dosyć bycia tym złym. Chce zmiany. Chce uznania. Chce uśmiechów, poklepywania po plecach, prawdziwego domu i złotego medalu za bycie bohaterem. Szuka więc szczęścia w innych grach, a my razem z nim.

Przygoda jest zacna, bo dzieje się w świecie tak bliskim mi i wielu z Was, główni bohaterowie (poza Ralphem błyszczy tu dziko rozkoszna/rozkosznie dzika Wandelopa von Cuks, postać z cukierkowej wyścigówki Sugar Rush/Mistrz cukiernicy) są przesympatyczni, a ilość mrugnięć okiem do graczy przekracza ludzkie pojęcie (uporządkowaną listę wszystkich easter eggs znajdziecie choćby tutaj). Bardzo cieszy przywiązanie do detali (animacja ludzików mieszkających w niszczonym przez Ralpha domu jest naprawdę świetna, podobnie jak pomysł, by "dworzec" dla postaci z różnych gier umieścić w przedłużaczu), zaserwowane przez scenarzystów emocje poruszają się w pożądanym rewirze (jest czas na rechot, jest czas na nieco smutku) i ogólnie jest miło. Dodatkowy plus należy się za polski dubbing (i tłumaczenie), bo nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że Jolanta Fraszyńska zrobi taką cudowną demolkę.

Dlaczego więc nie jest najlepiej? Bo rechotałem się nieco za mało, bo świetny dubbing był w kilku miejscach za słabo słyszalny (szczególnie w czasie dubstepowej rozwałki w Hero's Duty), bo nieco za dużo czasu spędziliśmy wraz z bohaterami w cukierkowym świecie, ignorując pozostałe, bo mimo całej wielkiej sympatii dla świata gier (a może właśnie przez to) nie byłem w stanie się aż tak zaangażować w tę filmową przygodę. Tym niemniej Ralph Demolka zasługuje na uwagę i za jakiś czas z chęcią sprawdzę, jak brzmi oryginalna wersja językowa.

fsm
15 września 2014 - 18:19