'Służby specjalne' - polski świetny film! - Qualltin - 5 października 2014

"Służby specjalne" - polski, świetny film!

Gdy mijam wejście do kina, przy którym wiszą plakaty zapowiadające najbliższe seanse nowych filmów i widzę wśród nich polską produkcję, nawet nie silę się na zwrócenie uwagi na nią. Pomijam ją odruchowo, zakładając przy tym z uprzedzeniem, że polski, popularny film nie będzie czymś, co może mi się spodobać, ani też że będzie jakkolwiek różnił się od chłamu, którego w ostatnich latach pełno spod polskiej bandery w kinach, gdzie role obsadzane są przez ciągle tych samych aktorów. „Służby specjalne” wstępnie też mnie nie zaciekawiły jakoś mocno, niemniej jednak przypadek sprawił, że pojawiłem się na przedpremierze filmu, a teraz mogę się z Wami podzielić moimi wrażeniami.

W kwestii szybkiego wyjaśnienia padających pod koniec poprzedniego akapitu stwierdzeń „przedpremiera” i „przypadek” chciałbym tylko wspomnieć, że udało mi się wygrać na antenie radia Eska dwie VIPowskie (oh tak, to należy podkreślić) wejściówki na przedpremierę tytułowego filmu. „Służby specjalne” na wielkie ekrany weszeły w piątek, 3 października 2014, ja natomiast już w czwartek, dzień wcześniej, o godzinie 20.00 miałem możliwość sprawdzić, czy film spod skrzydeł Patryka Vegi, reżysera ciężkiego dla mnie filmu „Pitbull”, będzie prezentował sobą poziom odbiegający od żenady prezentowanej przez „kasówki” polskiej kinematografii popularnej. Nie spodziewałem się po filmie wiele, chociaż sam trailer wydawał mi się zapowiedzią co najmniej akceptowalnego widowiska. I choć wstępnie podkreślałem, że z własnego wyboru na film ten bym się nie wybrał, to po seansie stwierdziłem, że byłby to z mojej strony poważny błąd. Ot, stereotypy zostały przełamane, bowiem „Służby specjalne” to naprawdę kawałek dobrego kina.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że do tego odrobinę upolitycznionego filmu podchodzę całkowicie bezstronniczo, traktując dzieło Patryka Vegi jako jedynie artystyczną wizję pewnych wydarzeń, wzbogaconą o sceny, które miały z nudnego tematu zrobić coś, co zyska miano filmu sensacyjnego. „Służby specjalne” bowiem, przy pominięciu swojej politycznej otoczki, są dobrym kawałkiem sensacji, wykonanej w porządny sposób, nie pozostawiającej niedosytu (z małymi wyjątkami, o których później), wciągającym od początku. Nie mam też wątpliwości, że niewielu jest wśród nas, którzy rozumieją całą sprawę z likwidacją z WSI oraz tych, którzy potrafiliby przed samym sobą stwierdzić, że posiadają odpowiednią, uporządkowaną i racjonalną wiedzę na ten temat. Jak więc „polityczny memławiec” zamienić w dobre kino? Zapytajmy reżysera, bowiem zrobił to wybornie.

Po likwidacji WSI powołana zostaje nowa grupa wywiadowcza, na czele której staje generał z solidnymi plecami. Komórce powierzone zostają w trakcie trwania filmu zadania, których celem jest destabilizacja aktualnego układu w państwie tak, aby możliwe było jego „odbudowanie” na nowych zasadach i przy na nowo obstawionych stołkach. Większość tych zadań polega bowiem na likwidacji niewygodnych osób w taki sposób, aby niemożliwe było doszukanie się politycznego motywu takich działań. Na początku ciężko przychodziło mi wyobrażenie o tym, że w Polsce, kraju tak często nieudolnym nawet w najprostszych sprawach, może istnieć taki oddział, z czasem jednak przekonywałem się do przedstawionej mi na srebrnej tacy wizji. Niewątpliwym plusem jest obecność aktorów, których nie mieliśmy okazji znienawidzić przez ich wszędobylskie obsadzenie w prawie każdym filmie wychodzącym spod skrzydeł polskich reżyserów. Główne role powierzono Oldze Bołądź, Januszowi Chabiorowi i Wojciechowi Zielińskiemu, którzy grali wojskowych zaangażowanych wcześniej w Wojskowe Służby Informacyjne, a których wcielono w nowo utworzoną komórkę.

Przez większość filmu raczeni jesteśmy wyrywanymi z kontekstu scenami (choć nie ma to wydźwięku negatywnego), które prezentują nam konkrety, pozbawiając wszystkiego nudzącej, fabularnej otoczki, wciskanej co raz do każdego filmu tylko po to, by sztucznie zawyżyć jego czas trwania doprowadzając przy tym do ogromnego znudzenia. Przenoszeni jesteśmy w dynamiczny sposób z jednego miejsca akcji do drugiego, ale nie gubimy przy tym orientacji w toku wydarzeń. Zastosowanie takiego rozwiązania to strzał w dziesiątkę, bo nawet nie zorientowałem się, kiedy minęły prawie dwie godziny filmu, gdy nagle uderzyło we mnie pozostawiające do myślenia otwarte zakończenie. Główna obsada świetnie odgrywa swoje role. W niektórych momentach jesteśmy rozbawiani w bardzo prymitywny, aczkolwiek skuteczny sposób, czego dowodem są spontaniczne reakcje całej sali kinowej, z drugiej strony natomiast w konsternację wprawiają niektóre wydarzenia i tempo akcji, które narasta z każdą kolejną minutą rzadko zwalniając tylko na chwilę, wprowadzając oderwane od zabójstw i intryg sceny przedstawiające elementy życia prywatnego głównych bohaterów.

Nie ma natomiast róży bez kolców. Gra aktorska, jaką przedstawiają nam osoby odgrywające krótkie, drugoplanowe role, jest co najwyżej przeciętna, a często wręcz sztuczna i odrażająco „na siłę”. Na szczęście większość czasu z prawie 2 godzinnego materiału raczeni jesteśmy wysokim poziomem aktorskiej gry prezentowanej przez znanych polskiego kina. Zastrzeżenia mogę też mieć do dźwięku, który na samym początku był zdecydowanie za cicho, przez co nawet najmniejszy szmer potrafił zagłuszyć wypowiedzi bohaterów (niejednokrotnie sam dopisywałem sobie fragmenty dialogów), a z drugiej strony niektóre momenty były zdecydowanie źle zbalansowane. Jeszcze jedną wadą, z którą mogę powiązać „Służby specjalne”, jest prezentowanie na ekranie wyjaśnień pojęć, pochodzących ze slangu byłych WKIstów, których czas wyświetlania był za krótki, a dodatkowo towarzystwo ożywionych dialogów nie pozwalało nadążyć z przyswojeniem całości treści. I to by było w sumie na tyle, bowiem przez większość czasu filmem byłem na tyle przejęty i tak mocno zaangażowałem się w opowiadaną historię, że nie zwracałem uwagi na potencjalne uchybienia.

„Służby specjalne” to osadzone w polskich realiach politycznych historie o morderstwach na zlecenie, politycznych intrygach, gierkach i zabawach w kotka i myszkę tych, którzy mają w kraju najwięcej do powiedzenia dzięki koneksjom, pieniądzom i władzy. Polskie wydanie historii aktualnej można porównać charakterem do filmu „Psy”, który to też w bezpardonowy sposób przedstawiał realia ówczesnego systemu, układów i zależności. W filmie Patryka Vegi od początku do końca karmieni jesteśmy odpowiednią ilością akcji, a zakończenie idealnie wieńczy dzieło, dając chwilę do myślenia. Z kina wyszedłem zadowolony, zadowolony do tego stopnia, że dałbym kolejnemu w kolejce polskiemu filmowi szansę bez najmniejszego zastanowienia. Obawiam się jednak, że nie zapowiada się żaden film spod polskiej bandery, który byłby w stanie konkurować z pomysłem i wykonaniem „Służb specjalnych”. Jeśli jeszcze nie byliście w kinie, to natychmiast rezerwujcie sobie miejsca! A zwrot prezentowany jako podtytuł: „Bóg wybacza, oni nigdy”, nabiera swojego znaczenia dopiero z zakończeniem filmu. Po prostu świetnie!

Zajrzyj na mój profil na Facebooku oraz na Google+.

Qualltin
5 października 2014 - 00:24