Tekken 7 w cieniu Mortal Kombat X - Piras - 18 października 2014

Tekken 7 w cieniu Mortal Kombat X

Premiera pełnoprawnie siódmej odsłony Tekkena wisi w powietrzu i choć konkretnej daty nie znamy, najprawdopodobniej już w przyszłym roku przyjdzie nam stoczyć brutalne pojedynki znanymi i lubianymi fighterami. Czy to powrót? Teoretycznie wydaje się, że tak. W praktyce jednak jakość nowego, multiplatformowego Tekkena w żadnym stopniu nie może równać się z progresem jaki zanotował odświeżony Mortal Kombat. A że obie marki szykują przyszłoroczną premierę swojej kolejnej odsłony, konfrontacja ta może być do prawdy ciekawa.

W rzeczywistości z Tekkenem można by rzec jesteśmy na bieżąco, gdyż nie dalej jak dwa lata temu miała miejsce premiera Tag Tournament 2. To jednak kontynuacja debiutującej w 2000roku podserii, bo faktycznie poprzedni Tekken 6 zaszczycił nas 5 lat temu. Dla jednych taki był faktyczny scenariusz, a dla innych przygoda z bijatyką japońskiego twórcy skończyła się jeszcze wcześniej – na 5’tce, 4-ce, czy nawet 3-ce. Nie ukrywam, że należę do drugiej grupy i wcale się tego nie wstydzę, bo to właśnie w te odsłony grało mi się najlepiej i nie czułem potrzeby przesiadania się wyżej.

Podobne odczucia mam po prezentacjach rozgrywki nadchodzącego Tekkena 7. Mamy przecież do czynienia z typową gameplay’ówką, która ponadto będzie miała premierę dwa lata po upowszechnieniu next-genów. Logicznym byłoby więc wymagać dopracowanej technicznie produkcji i samej rozgrywki rozbudowanej na tyle, na ile pozwala to moc konsol – bo bądź co bądź to one są wyznacznikiem jakości technicznej gier multiplatformowych. Z zaprezentowanych materiałów wnioskować można jednak, że same detale wyglądają jedynie odrobinkę lepiej niż w 6-stce, a krajobraz w tle mimo że atrakcyjniejszy, wciąż mało bogaty w szczegóły i oderwany od interakcji. Nadal jest osobna strefa walki i osobna strefa tła. Nie tylko nie mamy kontaktu z otoczeniem „fizycznie”, ale i wizualnie wciąż sprawia to wrażenie tapety, nie faktycznej lokacji, w której przyszło nam stoczyć pojedynek. I choć mamy dobrze znaną, obrotową perspektywę 3d, ilość animacji i wszelkiej interakcji w tle wciąż jest zbyt uboga.

Dlaczego o tym piszę, skoro sercem gry jest gameplay? Wypisane powyżej cechy charakteryzujące stronę techniczną najnowszego dzieła Namco są bowiem antagonizmami w stosunku do zapowiedzianego na kwiecień Mortal Kombat X. I choć już poprzednia, odświeżająca markę odsłona oferowała świetną jakość audiowizualną, tak tutaj wszystko zostało podniesione do potęgi. Fantastyczne animacje połączone z bogactwem otoczenia i możliwością interakcji z nim podczas samej walki, tworzą obraz szalenie imponujący. Obraz, o którym nawet nie marzę myśląc o nowym Tekkenie.

Wrzucając na pierwszy plan rozgrywkę jako taką, również nie jestem w stanie ukłonić się w stronę japońskiej produkcji, bo jakkolwiek długo proces tworzenia by nie jeszcze nie trwał, pewne elementy wydają się już stałe i pewne. Spójrzmy chociaż na ten irytujący przesyt efektów wizualnych towarzyszących ciosom. Dosłownie każde uderzenie opatrzone jest wybuchowym, błyszczącym efektem molestującym nasze oczy. Nawet lekki prosty w wykonaniu Lili jest petardą. Jeżeli mówimy już o irytacji, to nie sposób nie wspomnieć również o pierwszoplanowym otoczeniu w momencie, gdy bohater pada „na dechy”. Nie istotna jest siła upadku poprzedzona potęgą uderzenia, bo i tak za każdym razem efektem będą dziesiątki odpadających fragmentów podłoża czy kamiennej ściany. Blachy, bruk czy wszelkie betonowe obiekty dosłownie wylatują w powietrze jakby poprzedzała to podziemna eksplozja, co na mój gust nie potęguje efektowności pojedynku a raczej odrzuca sztampowością.

Ponadto same pojedynki są strasznie krótkie. Jeżeli dobrze wystartujemy, to pół paska życia możemy odebrać przeciwnikowi w sekund kilka. Oczywiście w Mortalu dobre combo również daje taki efekt, ale przygotowanie takiej serii jest do prawdy wymagające, a przeciwnik ma częstszą możliwość bloku. Tutaj tego nie ma i nawet leżącego można kopać.

Doskonale zdaję sobie sprawę że to styl i szereg zasad jakimi rządzi się rozgrywka w Tekkenie, ale po dłuższej przerwie z tym tytułem i przeskoczeniu na produkcję NetherRealm Studios, właśnie te elementy odrzucają mnie najbardziej. Tekken poradzi sobie ze sprzedażą i zapewne osiągnie bardzo satysfakcjonujący wynik nawet na PC, ale śmiem twierdzić, że takim posunięciem spraw będzie kierował bardziej sentyment graczy,  chęć wytestowania na nowej konsoli, czy pierwszy raz w życiu oficjalnie na PC, niż faktyczne pragnienie spowodowane imponującą jakością. Nowości tu bowiem właściwie brakuje, a obok pojęcia next-gen japońscy producenci przeszli obojętnie.

Piras
18 października 2014 - 12:05