O cholera. Dosłownie coś takiego wymsknęło się z moich ust, kiedy zostałem postawiony w analogicznej sytuacji jak dwa tygodnie temu. W tamtych dniach wydarzyło się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał – bez wielkiego splendoru DC postanowiło poinformować świat o ich filmowych planach na najbliższe kilka lat i trzeba przyznać, że należały one do bardzo ambitnych i napawających nadzieją na porządną walkę z Marvelem. Nie jestem jednak tego taki pewien, kiedy zobaczyłem rozpiskę drugiego z komiksowych gigantów: mamy powrót ikon w niezwykle ciekawych odsłonach, ale przede wszystkim – otwarcie kilku zupełnie nowych historii. Trzymajcie się foteli, drodzy czytelnicy, bo będziemy razem brnąć przez naprawdę bujną wędrówkę.
CAPTAIN AMERICA: CIVIL WAR (6 MAJA 2016 ROKU)
To, że stosunki wewnątrz Avengers zaczynają się powoli psuć można było już zobaczyć na ekscytującym zwiastunie Age of Ultron – szczególnie symboliczne było starcie między Iron Manem a Thorem. Zgodnie z plotkami, jakie krążyły wśród fanów już od kilku tygodni, wygląda na to, że był to zaledwie pierwiastek tego, co będzie nam dane oglądać na kinowych ekranach już za dwa lata. Oto bowiem wkraczamy w ideę Civil War, zapoczątkowanej dzięki Superhero Registration Act – ustawie mającej zapobiec samowolce wśród superbohaterów, których od teraz podjęto kategoryzacji i położono niejako na równi z oficerami policji.
W wyniku takiego przebiegu wydarzeń między bohaterami tworzą się dwa obozy, skoncentrowane wokół postaci Kapitana Ameryki i Iron Mana. Ten pierwszy opowiada się przeciwko nowo wprowadzonym regulacjom, twierdząc, że godzi to w suwerenność superbohaterów, stawiając ich w roli agentów rządowych niezależnie od tego, czy się na to zgadzają, czy nie. Iron Man z kolei uważa, że jest to jedyny sposób, aby utrzymać porządek i zburzyć mur między obywatelami a herosami, bo ten w przyszłości mógłby stworzyć jeszcze więcej problemów. Steve Rodgers gromadzi u swojego boku niejako wygnańców, przeciwników systemu, wśród których znalazło się miejsce choćby dla Falcona, Nicka Fury, Luke’a Cage’a czy Young Avengers, Stark z kolei ma po swojej stronie Thora, Black Widow czy – uwaga – Spidermana! Są to jedynie informacje wyciągnięte z komiksowej wersji Wojny Domowej, ale biorąc pod uwagę pogłoski o tym, że Columbia ponoć chętnie pozbyłaby się praw do niezbyt rentownego Pajączka – zaczyna to nabierać kolorytu.
DOCTOR STRANGE (4 listopada 2014 roku)
Jak łatwo się domyślić, nie na jednej pozycji skończy się nasza lista, bo siły zaczyna nabierać również projekt ukryty pod nazwą „Doctor Strange”. Zaledwie wczoraj spadła na nas jak Mjolnir z jasnego nieba informacja o tym, jakoby za postać jednego z najsłynniejszych komiksowych czarodziejów miał zabrać się Benedict Cumberbatch, a nie – jak przewidywano wcześniej – Joaquin Phoenix czy Ryan Gosling. Byłaby to fantastyczna wiadomość, niejako pokrywająca się z przewidywaniami wybiegających w przyszłość fanów twierdzących, że Marvel planuje znaleźć równie ekscytujące na ekranie swoją obecnością zastępstwo dla Roberta Downeya Jr. Odtwórca niezwykle popularnej roli Sherlocka wydaje się być idealnym kandydatem, aby zapełnić tę lukę.
Ale, no właśnie, jaką lukę? Nie kojarzycie w zupełności postaci Doctora Strange’a? W porządku, ja też głównie z tego powodu cieszę się na nadchodzący film – bo da mi szansę, aby zapoznać się z portfolio kolejnego interesującego bohatera. Póki co wiem jednak, że należy on do jednych z najbardziej inteligentnych postaci w komiksowym świecie Marvela, a jego moc jest wprost niewyrażalna słowami i nie objęta żadnymi granicami. Brzmi to jak całkiem niezłe zapewnienie, że będziemy mieli do czynienia z wyjątkowym obrazem.
STRAŻNICY GALAKTYKI 2 (5 MAJA 2017 ROKU)
Po sukcesie Guardiansów, którzy niedawno osiągnęli absolutnie topowe lokaty w rankingu popularności kinowych adaptacji komiksów wszechczasów, tę informację należy uznać jako zerowe zaskoczenie. Jakie jednak przynosi emocje? Tylko pozytywne! Wstęp do świata, który mieliśmy okazję odwiedzić ledwie kilka miesięcy temu, był kwintesencją gatunku space-opera i jednocześnie czymś, co dostarczało rozrywkę jakiej od dawna nie można było oglądać na kinowym ekranie. Barwni bohaterowie, równie wiarygodni antagoniści, nie opuszczający choćby na moment humor i fantastyczna muzyka sprawiły, że gdybym miał kogoś, kto zechciałby przesiedzieć ze mną w kinie jeszcze jeden seans z Guardians of the Galaxy, przystałbym na tę propozycję bez wahania.
THOR: RAGNAROK (28 LIPCA 2017 ROKU)
Nadchodzi również kres Thorowej trylogii, zupełnie tak, jak w przypadku Kapitana Ameryki. Wygląda na to, że starą gwardię czeka zsyłka na emeryturę, bo właśnie tak rysuje się pojedynek z Ragnarokiem – jako „koniec wszystkiego”, co należy do słów wypowiedzianych przez Kevin’a Feige’a podczas specjalnej gali. Przewiduje się, że wraz z wydarzeniami, które nadejdą w trzecim Thorze, zagłada zawiśnie nad Asgardem i wszystkimi jej mieszkańcami, a i ciężko nie powiązać jej z postacią tytułowego mrocznego klona nordyckiego bohatera. Bo jak blondwłosy jegomość ma walczyć z kimś, kto zna wszystkie jego sztuczki i niejako przewyższa go w kategoriach, które ten uznawał za swoje specjalności? Szykuje się naprawdę fascynująca batalia.
BLACK PANTHER (3 LISTOPADA 2017 ROKU)
I na sam początek tego akapitu, druga niespodziewana informacja dotycząca obsady – w rolę jednego z pierwszych czarnoskórych superbohaterów w historii komiksów wcieli się Chadwick Boseman, nie należący do najbardziej rozpoznawalnych aktorów kina. Fani mają jednak do Marvela ogromne zaufanie, toteż wierzymy, że skoro postanowili powierzyć tak istotną rolę tej konkretnej osobie, prawdopodobnie wykazała ona cechy, sprawiające, że w oczach grubych ryb odpowiadających za markę Black Panther, wydał się on być idealnym kandydatem.
Zadanie stoi jednak przed nim nie byle jakie – będzie on musiał pokierować niezwykle zaawansowanym technologicznie ludem z Afryki, pochodzącym z Wakandy. Bohater charakteryzujący się dosyć standardowym (co nie znaczy, że mało imponującym) wachlarzem umiejętności: nadludzką zwinnością, siłą, zręcznością godną olimpijczyka, niezwykłym intelektem – ma po raz pierwszy pojawić się na łamach trzeciego Kapitana Ameryki, zaś niejako wprowadzeniem do jego świata może być występ Ulyssesa Klawa w nadchodzących Avengers.
AVENGERS: INFINITY WAR PART 1 (4 MAJA 2018 ROKU) & PART 2 (3 MAJA 2019 ROKU)
Naprawdę ciężko spekulować w tym wypadku, choć jedno jest pewne – niezależnie od tego w jakim składzie, Avengersi staną przeciwko Thanosowi, do którego posiadania trafił niezwykle potężny artefakt - Infinity Gauntlet, składający się z sześciu Kamieni Nieskończoności. Pierwsze kadry, ukazujące jednego z najsilniejszych rywali Mścicieli, zostały wyświetlone podczas krótkich urywek w pierwszym filmie Avengers czy Guardians of the Galaxy, Infinity War będzie jednak kompletną szansą, aby obejrzeć bohatera granego przez Josha Brolina w pełnej krasie.
CAPTAIN MARVEL (6 LIPCA 2018 ROKU)
Boom! Kolejna niespodzianka, znowu niejako wywoływana przez plotki, ale chyba nie traktowana przez nikogo poważnie – Carol Danvers również dostanie swoją szansę w ramach Marvel Cinematic Universe. Nie znamy póki co żadnych szczegółów, ale jest to postać powiązana z Avengersami czy agencją S.H.I.E.L.D., debiutująca pod koniec lat sześćdziesiątych na łamach komiksu „Marvel Super-Heroes”. Jej umiejętności nie zrobią wrażenia na zbyt wielu uczestnikach balu superbohaterów, ale możliwość latania czy tytaniczna tężyzna fizyczna przydałaby się wielu z nas, czyż nie?
INHUMANS (2 LISTOPADA 2018 ROKU)
Ten projekt ekscytuje mnie bodajże najbardziej z całej tej listy, mimo tego, że odkładam w nieskończoność chęć zapoznania się z jego komiksową wersją. Inhumans, którzy zapoznali się z publiką już w roku 1965, sprawiają, że rzucający tarczą Kapitan Ameryka czy zieleniejący Hulk wyglądają przy nich jak przedszkolaki. Ta grupa należy bowiem do rasy przepotężnych super-ludzi, powstałych w wyniku eksperymentu ludu Kree i dysponujących tak „błahymi” zdolnościami jak na przykład głos Black Bolta, który potrafi zdmuchnąć z powierzchni ziemi całe miasta czy Medusy, kontrolującej – jakkolwiek niepozornie to nie zabrzmi – swoje włosy. Oczywiście, te potężne talenty nie zostały im rozdane jak wygrana na loterii, lecz Inhumans przypłacili je licznymi mutacjami i niedoskonałościami, o innych problemach nie wspominając. I – coby tradycji stało się zadość – garść spekulacji: przeczytałem niegdyś, że ponoć do roli Black Bolta był przymierzany Vin Diesel. Trudno mi się dziwić, bo nie mam problemów z wyobrażeniem sobie jak jego głos mógłby demolować całe osady.
Napisane to wszystko zostało w ogromnym pośpiechu, będę starał się aktualizować tę wiadomość o kolejne szczegóły (choćby o Inhumans mamy usłyszeć już wkrótce, więc zajrzyjcie tu za kilka dni) czy poprawiać ewentualne błędy, które możecie mi wskazywać w komentarzach (bo przeoczyć coś lub zapędzić się w rozważaniach jest naprawdę łatwo). Przede wszystkim jednak, nawołuję – jarajcie się, fani Marvel Cinematic Universe, bo dostaliśmy odpowiedź na plany DC godną prawdziwych mistrzów.