Wrześniowe czytanie z BG – czyli co czytaliście w ubiegłym miesiącu.
Subiektywny ranking filmów w Marvel Cinematic Universe
Filmowe podsumowanie roku - najlepsze produkcje AD 2018
Recenzja filmu Avengers: Wojna bez granic
Marvel ujawnia grupę Avengers sprzed miliona lat
MarvelMag #3/2017 – Dziedzictwo Marvela
Hejka. Witam was i zapraszam do podzielenia się informacjami o tym, co czytaliście w ubiegłym miesiącu. Wrzesień to taki spokojny miesiąc. Dzieci do szkoły, studenci już prawie wyjechali, a aura zmiania się na bardziej deszczową, więc mamy więcej czasu na czytanie w domu. Tak więc ja podzielę się z wami tym, co udało mi się przeczytać w mijającym miesiącu, a także przedstawię pokrótce swoje plany, co do miesiąca października. Zapraszam do czytania i dzielenia się swoimi książkami ów przeczytanymi komiksami.
To już dziś. Koniec drogi rozpoczętej w maju 2008 roku filmem Iron Man zbliża się wielkimi krokami. Avengers: Koniec gry to 22. film w kinowym uniwersum Marvela, produkcja kończąca tzw. Infinity Saga, finał wartej - póki co - ponad 11 miliardów dolarów serii. Internet pęka w szwach od informacji na temat Endgame, a moja recenzja pojawi się na Gry-OnLine w piątek. Dzisiaj zaś oferuję ultra-subiektywny, szybki przegląd wszystkich poprzednich filmów z MCU z dodaną cyferkową oceną. Bo tak :)
Mój filmowy rok to 43 wizyty w kinie i 14 netfliksowych premier. Jak zwykle - wszystkich zaplanowanych filmów nie udało mi się obejrzeć i na poniższej liście nie ma m.in. Tajemnic Silver Lake, Źle się dzieje w El Royale, Pierwszego człowieka, Czarnego bractwa czy też Wdów. Te tytuły mogłyby powalczyć o wyróżnienie, ale moje lenistwo wygrało. Kwalifikować się mogły tylko oficjalne polskie premiery - czy to kinowe, czy streamingowe. Tak, streamingowe też, bo w masie średniaków było kilka pereł.
Zapraszam zatem na tradycyjnie subiektywną listę najlepszych filmów roku 2018. Podział będzie taki sam, jak w przypadku podsumowania muzycznego - produkcje dobre, bardzo dobre, rewelacyjne i na końcu film(y) roku. Kolejność chronologiczna.
Od jakiegoś czasu odczuwam zmęczenie kolejnymi filmami Marvela. Zamiast z niecierpliwością wyczekiwać wizyt w kinie, jak to miała miejsce za czasów Irona Mana, pierwszych Avengers czy zapomnianego dziś Incredible Hulka, coraz częściej zadowalam się oglądaniem adaptacji komiksów Domu Pomysłu w domowym zaciszu, gdy już pojawiają się na VoD. Dekada teoretycznie mieszających formułę z innymi gatunkami, ale u swego serca bardzo podobnych obrazów, wśród których ledwie garstka bardziej się wyróżnia, zrobiła swoje.
Udało się! Trzeci numer MarvelMaga faktycznie ukazuje się niemal idealnie miesiąc po swoim poprzedniku, bez żadnych obsuw, opóźnień i innych niecnych rzeczy, które zabijają ideę stojące za tym cyklem – ideę informowania Was o najciekawszych wieściach z marvelowego światka. Za nami konwent SDCC, na którym otrzymaliśmy szczególnie dużo interesujących materiałów związanych z serialami i filmami sygnowanymi logiem „Domu Pomysłów”.
Wydawnictwo Marvel Comics planuje rozpoczęcie we wrześniu inicjatywy Legacy, której myślą przewodnią jest przypomnienie czytelnikom o bogatej historii komiksów oraz połączenie nowego ze starym. Pod nowym szyldem pojawi się przeszło pięćdziesiąt komiksów, a okrętem flagowym projektu, od którego wszystko się rozpocznie, będzie pojedynczy zeszyt o zwiększonej objętości Marvel Legacy #1. Jak ujawnili przedstawiciele „Domu Pomysłów”, komiks ten przedstawi historię dotąd nieznanej grupy Avengers, która funkcjonowała przed milionem lat.
Polscy fani Marvela pewnie mają już na półkach ulubione serie, które Egmont zdążył wydać na naszym rynku. Zdążyli się ucieszyć na wieść o poszerzeniu oferty, gdy nagle gruchnęła kolejna duża informacja. Koniec ze sprawdzaniem planu wydawniczego pod koniec miesiąca! Koniec z nerwowym ściskaniem kciuków za pojawieniem się wyczekiwanych komiksów! Znamy dokładny plan działania Egmontu w tym roku!
Czasy, kiedy fan komiksów o superbohaterach skazany był niemal wyłącznie na sprowadzanie tytułów poświęconych jego ulubionym postaciom zza granicy, a premiera każdego przetłumaczonego tytułu Marvela czy DC była niemałym świętem, bezpowrotnie minęły. Wielka Kolekcja Komiksów Marvela przetarła szlak dla ery prawdziwego dobrobytu, a komiksów teraz wychodzi w naszym kraju tyle, że większym problemem jest zmieszczenie się w budżecie zakupowym niż znalezienie czegoś dla siebie. Wygląda na to, że rok 2016 wcale nie będzie mniej urodzajny od swego poprzednika – zwłaszcza dla fanów Marvela. Wydawnictwo Egmont, które w zeszłym roku sprowadziło na nasz rynek sporo tytułów w ramach linii wydawniczej Marvel Now, o której rozpisywałem się w maju , zapowiedziało kolejny rzut tytułów, jakie w najbliższych miesiącach dołączą do kontynuacji zeszłorocznych debiutantów. Jest na co czekać!
Po wielu miesiącach i licznych przesunięciach, w tym tygodniu Marvel w końcu wydał ostatni numer Secret Wars. Chyba nie przesadzę twierdząc, że było to największe komiksowe wydarzenie tego wydawnictwa od dobrych kilku lat, może nawet od Civil War (u nas wydanego jako Wojna Domowa) z 2006 roku. Było to nie tylko zakończenie trwającej kilka lat wielkiej historii Jonathana Hickmana rozpisanej na kilkadziesiąt numerów Avengers i New Avengers, ale także, zgodnie z przewidywaniami – koniec starego i początek zupełnie nowego uniwersum Marvela. Komiks, który miał w satysfakcjonujący sposób zamknąć ciągnące się przez dziesięciolecia opowieści i jednocześnie wprowadzić w zupełnie nową erę. Oczekiwania były zatem olbrzymie. Czy je spełniono? Cóż, i tak, i nie.
Jeśli mieliście kiedyś (nie)przyjemność zaplątać się w zakątki internetu opanowane przez tak zwane nazifeministki (i nazifeministów, bo nie brak również mężczyzn hołdujących ich opiniom), czytając ich mógł ukazać się Wam obraz świata, w którym Hollywood zostało opanowane przez wiernych patriarchatowi szowinistów i rola kobiet we wszystkich filmach sprowadzona została do obiektu seksualnego, damy w opałach i/lub narzędzia mającego zapewnić motywację głównemu, obowiązkowo męskiemu bohaterowi. Tymczasem, jak każda skrajność, jest to opinia ekstremalnie przesadzona, w rzeczywistości bowiem w filmach nie brakuje zarówno interesujących i wiarygodnych kreacji kobiecych, jak i twardzielek mających charakterologiczne cojones nie mniejsze niż Schwarzenegger i Stallone razem wzięci. Jak zdradza tytuł tego tekstu, tematem dzisiejszej „lekcji” będzie ta druga kategoria. Zapraszam do przeglądu największych żeńskich „badassów” kina akcji.