Sky Force 2014 - mały samolot kontra wielka frustracja - fsm - 6 grudnia 2014

Sky Force 2014 - mały samolot kontra wielka frustracja

Raz na jakiś czas trafiam na telefonowo-komórkowo-tabletową grę, o której warto napisać. Tym razem czas spędzony "na tronie" od jakichś dwóch miesięcy kradnie mi Sky Force 2014, dzieło polskiego studia Infinite Dreams, rocznicowa wersja popularnej samolotowej strzelaniny typu "twoja maszyna jest na dole ekranu, z góry lecą wrogowie, naparzaj", która dziesięć lat temu podbiła serca użytkowników systemu Symbian. Jestem przekonany, że wielu z Was z nowym Sky Force miało już do czynienia, tym niemniej dobre trzeba chwalić, co też niniejszym uczynię.

Gatunek gry już znacie, a szybki rzut oka na obrazki odpowiada na pytanie: ej, a ładna ta gra chociaż? (Podpowiem: ładna, że hej!) Kontrola samolotu dotykiem działa bez zarzutu (szczególnie, że są dwie opcje ustawienia palucha na ekranie), płynność zabawy na mym abonamentowym LG G70 jest idealna, wszystko elegancko wybucha, brzęczy i świszczy. Wszystko fajnie, ale najważniejsze przecież jest to, jak się w Sky Force 2014 gra.

Gra się zdecydowanie sympatycznie, choć poziom frustracji może wzrosnąć bardzo (BARDZO) szybko. I to nie tylko z powodu szybko rosnącego poziomu trudności. Jest tak: na wstępie tracimy nasz wypasiony samolot, bo zestrzelił go zły generał z wielkim podbródkiem, i musimy zaczynać od zera. Maszynę z jednym, prostym laserowym działkiem ulepszamy wydając zbierane na planszy gwiazdki. Początkowe wzmocnienia są tanie, ale zaoszczędzenie na turbo-laser albo mega-bombę wymaga sporo cierpliwości. I choć gra jest darmowa, to element mikropłatności powiązany jest bezpośrednio z kupowaniem sprzętu do naszego samolociku. Instalacja każdego elementu trwa od kilkunastu sekund do kilkudziesięciu minut (!) czasu rzeczywistego - oczywiście można przyspieszyć to wydając zebrane gwiazdki. No ale przecież zbiera się na lepsze rakiety, więc się czeka. Każdy kolejny poziom sprzętu jest coraz droższy i jego instalacja zajmuje coraz więcej czasu, to oczywiste. Szczytem jednak było dla mnie odkrycie, że bomba niszcząca wszystko na ekranie, która kosztuje 2000 gwiazdek (wiele sesji zajęło uzbieranie tej kwoty), wymaga kupienia osobnego "naboju" za 500 gwiazdek. A na dodatek nabój się traci w momencie śmierci i znowu trzeba płacić. Niespecjalnie miłe odkrycie, choć przecież pakiet 5000 gwiazdek kosztuje tylko 2 prawdziwe dolary...

Trochę się czepiam, bo Sky Force można - przy dużej dawce cierpliwości i umiejętności - bez problemu przechodzić bez wydawania pieniędzy. To jednak wymaga wielokrotnego (ale naprawdę wielo-wielokrotnego) przechodzenia tych samych poziomów, bo inaczej nigdy się nie zarobi na lepszy sprzęt, co z kolei jest jednoznaczne z natychmiastową śmiercią na kolejnym etapie. Inna sprawa, że kolejne z 9 poziomów (10, jeśli liczyć poziom bonusowy) odblokowuje się poprzez zdobycie odpowiedniej liczby medali (zniszczenie 70% wrogów = medal, 100% wrogów = medal, uratowanie wszystkich ludzi = medal, zero utraty zdrowia = medal) - tu wymagania też szybko rosną, co dodatkowo powiela konieczność przechodzenia poprzednich plansz.

Sky Force 2014 to gra dla zdolnych i cierpliwych. Ja gram kilka razy w tygodniu przez maks. 10 minut i dlatego to wszystko tyle mi zajmuje. Być może częstsze sesje wygenerowałyby szybszy i przyjemniejszy awans w kampanii. Ale nie mogę zanegować ogólnej jakości: to śliczna, grywalna (mimo frustracji nadal próbuję), przemyślana gra, która jest ciągle ulepszana i rozbudowywana przez twórców. Warto sprawdzić!

fsm
6 grudnia 2014 - 16:55