Nowy Spider-Man co zrobi Sony i Marvel? - Venom - 14 lutego 2015

Nowy Spider-Man, co zrobi Sony i Marvel?

W ubiegłym tygodniu spełniło się marzenie większości komiksowych kinomaniaków – Spider-Man oficjalnie pojawi się w Marvel Cinematic Universe. Kształt umowy nie jest jednoznacznie satysfakcjonujący, ponieważ polega tylko na wzajemnym wypożyczeniu sobie postaci. Odpowiedzialność finansowa, a wraz z nią pełna kreatywna kontrola pozostaje w rękach Sony. Możliwe, że dojdzie do dalszego ciągu historii, jeśli Disney sondował będzie możliwość wykupienia całego studia. Na razie jednak sytuacja wygląda tak, a nie inaczej. Skupiając się na pytaniu zadanym w tytule, jest kilka możliwych rozwiązań. Na wstępie odpadła możliwość kontynuowania serii z Andrew Garfieldem w roli głównej. Media w Ameryce podały, że aktor spotkał się z przedstawicielami Marvela i Sony, dyskutowali o możliwości pozostania Brytyjczyka w roli Petera Parkera, ale wspólnie uznali, że nie jest to logiczny krok i więcej sensu będzie miało wyzerowanie historii. A więc restart, reboot tudzież remake.

 

Następnego dnia po oświadczeniu prasowym gruchnęła plotka o dwóch potencjalnych kandydatach, ale zastrzeżono od razu, że żadna decyzja nie zostanie podjęta przed wyborem reżysera. Spekulować można więc, iż w takim razie reżyser ten będzie miał coś do powiedzenia – w odróżnieniu od Marca Webba i Sama Raimiego przy „Spider-Man 3”. Jedno jest pewne, gdyby Marvel i Sony mieli już zaplanowaną wizję, to wiedzielibyśmy o tym. A tak, choć są opcje bardziej prawdopodobne, to wszystko jest możliwe.

 

MŁODY SPIDER-MAN

Najbardziej prawdopodobna plotka, zgodna z początkowymi doniesieniami, głosi, iż po raz kolejny poznamy nastoletniego Petera Parkera z okresu liceum. Kandydatami studia są tutaj ponoć Logan Lerman (rocznik ’92) i Dylan O’Brien (rocznik ’91). Obydwaj odznaczają się ciągle chłopięcą aparycją i spokojnie mogą zagrać licealistę. Jeśli chodzi o inne nazwiska to dorzuciłbym tutaj od siebie  Brentona Thwaites i Tarona Egertona (obydwaj ’89), Freddie’ego Highmore (’92) i Ansela Elgorta (najmłodszy z towarzystwa, rocznik ’94). Zakładając, że ma to być jednak młodszy Spider-Man, odrzucić można Egertona i Thwaites’a. Za faworyta uznaję Logana Lermana, który licealistę będzie mógł grać prawdopodobnie do 30-stki, ma ogromne pokłady talentu i zdążył już co nieco z nich udowodnić w „Perks of Being a Wallflower”, „Noah” i „Fury”. Czy uniesie na swoich ramionach presję tak kultowej franczyzy? To ogromny pytajnik, ale żaden z pozostałych kandydatów nie wydaje się pewniejszy.

W teorii opcja restartu jest dużo bardziej atrakcyjna dla Marvela. Nie zajdzie konieczność spinania światów na siłę, będzie można stworzyć nową i spójną historię od podstaw, pasującą do MCU. To Sony po raz kolejny będzie musiał zmierzyć się z originem Spidey’a, nowym castingiem i koniecznością opracowania nowych fabuł, niepowtarzających wątków z poprzednich serii. Dotychczas Parker najczęściej znajdował się w tym przełomowym wieku – tj. kończył szkołę i rozpoczynał dorosłe życie. Ma to więc sens, skupić się na liceum i pokazać w pełni nastoletnie perypetie początkującego bohatera. Również od strony formalnej założyć można, że Marvel forsował będzie długoterminowy kontrakt dla aktora – minimum 6-9 filmów. Młody aktor będzie bardziej skłonny podpisać taki właśnie bilet na życiową szansę.

 

STARSZY SPIDER-MAN

 Opcja, której ja osobiście jestem zwolennikiem. I jest tutaj tylko jeden kandydat – Jake Gyllenhaal. Już raz prawie został Spider-Manem w zastępstwie za Maguire’a, Sony na pewno ma na niego namiary; niedawno odrzucił mniejszą rolę w "Suicide Squad" dla DC; terminarza nie ma szczególnie zapchanego, ma 34 lata, ale spokojnie może zagrać 25-latka, ogromny talent zarówno dramatyczny jak i komediowy; jest już bardzo popularny, ale ciągle nie zanotował przełomu w karierze. Jest gotowy, żeby z miejsca wskoczyć w rolę dojrzałego Parkera. Takiego w wieku właśnie ok 30 lat, posiadającego uporządkowane życie prywatne, najlepiej żonatego (Mary Jane Watson), z pracą i historią mniejszych potyczek z przestępcami. Niczym na skalę inwazji obcych na Nowy Jork. Na tej samej zasadzie już zaraz pojawi się przecież Daredevil. Takie rozwiązanie, podobne jak przy „Batman v Superman”, pozwala pominąć wyeksploatowany origin bohatera i przedstawić go w momencie, w którym jeszcze go w kinie nie widzieliśmy. Ma to również więcej sensu w kontekście oryginalnej fabuły „Civil War” – można wprowadzić dylemat ukrytej tożsamości i ujawnienia się, który przecież nie powinien dotyczyć nastoletniego Spider-Mana. No i wspomniany aktor obecnie prezentuje się tak:

Do tej pory Jake Gyllenhaal nie wiązał się długoterminowymi kontraktami, ale patrząc na jego filmografię widać, że aktor próbuje wszystkiego. A to, z pewnością byłoby dla niego nowe doświadczenie.  

 

CZARNY SPIDER-MAN

 Bez odpowiedniego kontekstu nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć, jakie ogromne znaczenie miałby taki wybór. Wpiszcie w Google hasło „Donald Glover”, najświeższe artykuły na jego temat to felietony np. prestiżowego Forbes’a, o tym dlaczego aktor ten powinien zostać nowym, czarnym tym razem Spider-Manem. Niech będzie więc, że Donald Glover jest tutaj faworytem, choć ma już 31 lat. Teoretycznie nie ma przeciwwskazań, żeby został on czarnym Peterem Parkerem, ale nie widzę sensu takiej opcji, jeśli można zbudować nową markę na nazwisku Milesa Moralesa. Bohater ten i tak ma już mocną pozycję w świecie komiksów, więc pomysł ekranizacji nie wydaje się nierealny. Nowa twarz, nowa historia. Taki ruch zelektryzowałby na pewno społeczność fanów, a i przyciągnął do kina afroamerykańską część widowni. Telewizyjny sukces „Empire”, bijącego kolejne rekordy oglądalności, pokazuje, że istnieje tutaj niewykorzystany potencjał. Tyle, że to również opcja ryzykowna – niedzielny widz szybciej skojarzy Petera Parkera, niż Milesa Moralesa. A przecież wszystko rozbija się o pieniądze. Nie jest to wykluczone, ale rezygnacja z Parkera wydaje się mało prawdopodobna.

 

A GDYBY TAK POKOMBINOWAĆ…

Nie zrozumcie mnie źle – przez 6 dni w tygodniu jestem fanem spójnego uniwersum i wewnętrznej logiki, ale w niedzielę przychodzą mi na myśl szalone pomysły i nie ograniczam kreatywności. Wszystko co dalej napiszę, to moje własne „widzimisię”, z którego ewentualnie wyciągnąć można poszczególne elementy. A więc wyobrażam to sobie tak: przede wszystkim angażujemy dwóch Spider-Manów. Starszego Petera Parkera (koniecznie Jake Gyllenhaal) i młodszego Milesa Moralesa. Na reżysera wybieram Sama Raimiego, który franczyzę zna i który mając artystyczną swobodę, będzie chciał zrehabilitować się po nieudanym „Spider-Man 3”. W „Captain America: Civil War” wykorzystujemy starszego i tak jak wyżej opisałem, dojrzałego Parkera, a w solowym filmie pokazujemy motyw przekazania pałeczki. Wszyscy będą szczęśliwi, do kina przyjdą fani Parkera i mniejszości narodowe. Studio podliczy sobie pieniążki. Co zrobić z uniwersum Pajączka? Tutaj mam jeszcze bardziej szalony pomysł. Otóż utworzyłbym coś na miarę quasi-kanonu, wykorzystującego elementy z wszystkich poprzednich filmów. Nie weszłyby one do MCU, ale umownie kontynuowałyby wątki zakończone niegdyś przez Raimiego, biorąc także to co najlepsze z nowej serii. Tj. żoną Parkera byłaby Mary Jane Watson (koniecznie nowa aktorka, np. Shailene Woodley), ale już np. rolę J. Jonah Jamesona powtórzyłby J.K. Simmons (bo i tak nikt go nie przebije, a sam aktor wyraził chęć powrotu). W roli Black Cat pozostałby również, będąca na fali Felicity Jones (ciężko będzie dziś wybrać lepiej), która z czasem stałaby się bohaterką solowego filmu. I tak Parker/Gyllenhaal byłby żonaty, ale też miałby za sobą historię tragicznej miłości do Gwen Stacy. Gdyby ktoś chciał obejrzeć jak to wyglądało, odpaliłby sobie „The Amazing Spider-Man 2”. I tak dalej. Nie ma sensu powtarzać czegoś, co raz było już dobrze pokazane. To czyste szaleństwo, bajki i niemożliwe do pogodzenia fakty dla kogoś nieobeznanego. Praktycznie wykluczające zrozumienie przedstawionego świata, ale jednocześnie zachęcające do ponownego seansu poprzednich filmów i nie odcinające się od historii ekranizacji Pajączka. Dlatego nazwałem pomysł ten quasi-kanonem. Oficjalnie nic z tych filmów, nie stanowiłoby części MCU. Z podobnego zamysłu wyszedł Zack Snyder wprowadzając starszego Batmana. „Chcecie zobaczyć jego origin? Obejrzyjcie „Batman Begins”, Chris Nolan zrobił to dobrze, nie będę się powtarzał.”

Z tej mojej fantasmagorii wyciągnąć można jednak tylko te bardziej sensowne argumenty – tj. stopniowe wprowadzenie dwóch Spider-Manów, z jednoczesnym wykreowaniem zupełnie nowego uniwersum Pajączka, którego podstawę stanowić będzie nowy casting i nowe historie. To jest sensowna możliwość i jestem pewien, że włodarze Marvela i Sony cały czas nad nią dyskutują, nawet jeśli ostatecznie zdecydują się na tą pierwszą, najbezpieczniejszą i prawdopodobnie najbardziej logiczną wersję z zbudowaniem wszystkiego jeszcze raz, począwszy od fundamentów. 

Venom
14 lutego 2015 - 14:37