Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że trzy odsłony Final Fantasy z pierwszego PlayStation otoczone są dzisiaj kultem. Zwłaszcza przygoda Clouda Strife'a cieszy się bezgraniczną miłością milionów graczy z całego świata. Wystarczy przypomnieć sobie pierwsze reakcje i późniejsze rozczarowanie tłumów po ogłoszeniu portu Final Fantasy VII na PlayStation 4 podczas minionego PlayStation Experience. Oczywiste jest także, ze Square świadome jest potęgi tych trzech wydanych przed laty tytułów i wie, że może je traktować jako asy w swojej talii. Teraz Japończycy postanowili jednego z nich rzucić na stół.
Tym samym w ich najnowszej sieciowej produkcji ze słynnego uniwersum, Final Fantasy XIV: A Realm Reborn pojawił się legendarny park rozrywki z Final Fantasy VII, Gold Saucer. Wraz z nim gra została uzupełniona o szereg mini-gier, wyścigi chocobosów, a także zapożyczoną z Final Fantasy VIII karciankę Triple Triad. Tłumy wiwatują, a pchani sentymentem konsumenci właśnie zaczynają wypełniać serwery. I trudno im się dziwić.
Nie wszystkie decyzje Square Enix w ostatnich latach mogłem pochwalić, sporą część gotów jestem nawet otwarcie krytykować, ale w tym przypadku mogę tylko napisać „brawo”. Posunięcie autorów jest marketingowo znakomite. Z jednej strony daje aktywnym już użytkownikom FF XIV nowe możliwości i miejsce do „zmarnowania” przynajmniej kilku godzin, a z drugiej staje się efektowną i co bardzo prawdopodobne efektywną zachętą dla nowych, do tej pory niezdecydowanych lub w ogóle niezainteresowanych sieciową odsłoną serii. Z sentymentem się nie wygra, wizyta w „nowym” Gold Saucer to dla maniaków „siódemki” rzecz obowiązkowa. A znając życie, na wyścigach Chocobosów i graniu w karty stracą oni dziesiątki godzin.
Zastanawia mnie tylko, czemu Square tak długo czekało z wykorzystaniem znakomitej koncepcji karcianki, jaką bez wątpienia jest Triple Triad. Genialny w swojej prostocie, a jednocześnie potwornie głęboki system zabawy, w dobie gigantycznej popularności takiego Heartstone’a, aż prosił się o dedykowany mu tytuł. Japończycy widzieli to jednak inaczej lub w ogóle na taki pomysł nie wpadli. Na szczęście ktoś w końcu sobie o TT przypomniał i dodał go przynajmniej do Final Fantasy XIV.
Patrząc na reakcje fanów i pamiętając o wielu innych charakterystycznych miejscówkach z FFVII, VIII i IX wyczekuje na dalsze posunięcia autorów. Czy zobaczymy w A Realm Reborn też Midgar, Cosmo Canyon, Balamb Garden lub Lindblum? Oby tylko Japończycy nie zaczęli iść na łatwiznę i odcinać kuponów, bo jednak sentyment ma też swoje granice, a konsumenci to nie totalni naiwniacy. Na razie jednak brawo Square Enix, naprawdę brawo.