Recenzja Killzone: Liberation na PSP – nie do końca hit - Brucevsky - 10 marca 2015

Recenzja Killzone: Liberation na PSP – nie do końca hit

Brucevsky ocenia: Killzone: Liberation
73

Rok 2005. PlayStation Portable dostaje własnego, przenośnego Killzone’a. Liberation ma nakręcić sprzedaż handhelda i przekonać do niego wszystkich wciąż zastanawiających się nad sensem zakupu. Tytuł ląduje na półkach z hukiem, choć premierze towarzyszą pewne problemy. Okazuje się, że produkt Guerilla Games jest „tylko” solidny, grywalny, ale daleki od ideału, bardzo w tym względzie podobny do pierwszego Killzone na PlayStation 2. Czy dzisiaj, w wypełnionej wieloma znakomitymi produkcjami bibliotece PSP, wciąż warto więc go ograć? Jak najbardziej tak.

Choć konkurencja jest silna i wybór ogromny to dzieło Guerilla Games ma swoje atuty, by wybronić się w rozmaitych porównaniach z innymi produkcjami i przekonać do siebie użytkowników konsoli. Przygoda Iana Templara wciąż wygląda i brzmi nieźle, potrafi zapewnić rozrywkę na wysokim poziomie, a i wyróżnia się jako reprezentant rzadko wykorzystywanego gatunku. Gra akcji w klimatach wojennych z kamerą pokazującą wydarzenia w rzucie izometrycznym jest jednak czymś niezbyt często spotykanym na konsolach. Właśnie głównie z tego względu tak wiele osób kojarzy Killzone: Liberation nawet lata po premierze. To bez wątpienia jeden z bardziej charakterystycznych tytułów na PSP.

Przedstawiona historia stanowi pomost fabularny pomiędzy pierwszą i drugą odsłoną serii i pozwala pokierować losami Templara, który wraz z Rico i Luger próbuje powstrzymać okrutnego generała Metraca. Opowieść nie porywa i nie zaskakuje może zwrotami akcji, ale w niezły sposób tłumaczy kolejne misje i motywuje do eliminowania dziesiątek Helghastów. Szkoda tylko, że brakuje temu wszystkiemu potrzebnej filmowości. Twórcy przygotowali zdecydowanie za mało wstawek FMV, komiksowych animacji czy przerywników na silniku gry, by wojenna zawierucha na małym ekraniku potrafiła naprawdę porwać. To spory minus, gdy spojrzeć na potencjał całego uniwersum.

Niestety od premiery Killzone: Liberation minęło już osiem lat i gra straciła kilka swoich kluczowych atutów. Kiedyś zapewniała ona godziny dobrej zabawy, pozwalając na zmagania w trybach wieloosobowych, kooperacji i rywalizacji online i offline z innymi posiadaczami PSP. Dzisiaj te opcje przypominają o sobie tylko w menu głównym, stanowiąc jedynie miłe wspomnienie dla fanów marki, którzy zainwestowali w grę niedługo po premierze. Dzisiaj nawet ściągnięcie darmowego piątego aktu do trybu fabularnego stanowi drobny problem i wymaga odrobiny gimnastyki. Warto jednak poświęcić kilkanaście minut na znalezienie wyjścia z tej sytuacji, bo ostatni akt stanowi właściwe zakończenie i wyjaśnia sporo wątków fabularnych.

Dzieło Guerilla Games nie jest długie, ale i tak potrafi zatrzymać przy konsolce na kilka godzin. Wysoki poziom trudności zmusza do powtarzania co trudniejszych segmentów (nie każdemu musi się to podobać), a dodatkowe wyzwania stanowią przyjemny wypełniacz czasu. W grze jest całkiem sporo dodatków do odkrycia, a możliwość zbierania walizek z pieniędzmi i specjalnych punktów wymaganych do odkrycia nowych broni, różnych ulepszeń oraz umiejętności motywuje do zagłębienia się w grę na dodatkowe minuty.

Przenośnemu Killzone’owi sporo brakuje do ideału, ale to wciąż tytuł z górnej półki, który warto sprawdzić w wolnym czasie. Liberation, choć na pierwszy rzut oka różne od pierwszego Killzone’a na PlayStation 2, sporo łączy z poprzednikiem z dużej konsoli. Od obu tytułów sporo oczekiwano i oba nie do końca poradziły sobie z wysokimi wymaganiami graczy. Jednocześnie jednak wciąż należą one do grona gier, przy których można bardzo dobrze bawić się nawet dzisiaj.

Brucevsky
10 marca 2015 - 19:31