Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #1 Dziecko Rosemary - fsm - 3 maja 2015

Horrorarium. Czy to jeszcze straszy? #1 Dziecko Rosemary

Jest sobie na Gameplayu taki cykl pt. Czy da się w to jeszcze grać?. Na bazie tego interesującego pomysłu pojawiła się równie płodna koncepcja polegająca na omawianiu starych filmów, a konkretniej: klasycznych produkcji zahaczających o (lub bezlitośnie wbijających się w) gatunek horror. Czy to jeszcze straszy? ma ułatwić Wam poszukiwanie i odświeżanie tych uznanych filmowych straszaków, które po latach trzymają jeszcze klasę - wszak zanurzone w nostalgii wspomnienia bardzo łatwo oszukują naszego wewnętrznego krytyka.

Spodziewajcie się zatem, że w kolejnych tygodniach zawsze znajdziecie na Gameplayu jakiś nowy tekst traktujący o takich filmach, jak np. Halloween, Koszmar z ulicy Wiązów, Hellraiser czy Obcy, ale postaramy się omówić także kilka mniej oczywistych pozycji. My - ja i eJay. Na pierwszy ogień zapraszam na coś strasznego, ale nie do końca. Zaczniemy bowiem dosyć lekko, od Dziecka Rosemary.

  • Co omawiamy: pierwszy hollywoodzki film Romana Polańskiego
  • Reżyseruje: nasz człowiek za granicą, znajomy Johnny'ego Deppa, twórca Pianisty
  • W rolach głównych: była żona Franka Sinatry i Woody'ego Allena oraz facet z Parszywej dwunastki
  • Rocznik: 1968

Po sukcesie Wstrętu, Matni i Pogromców wampirów Roman Polański udał się do USA by tam nakręcić swój kolejny film. Na warsztat wziął powieść Iry Levina Dziecko Rosemary, a rezultat okazał się prawdziwym hitem, docenionym zarówno przez widzów (33 miliony dolarów zarobione w kinach przy skromnym trzymilionowoym budżecie), jak i krytyków (nominacja do Oscara w kategorii scenariusz adaptowany i statuetka dla Ruth Gordon wcielającą się w sąsiadkę Rosemary). I nawet jeśli film horrorem jako takim nie jest, to jego wartość jako straszaka została doceniona - scena gwałtu znalazła się na 23 miejscu wśród 100 najstraszniejszych scen kinematografii według popularnego w USA kanału Bravo. Równie istotna okazała się jego wartość ogólna - Dziecko Rosemary trafiło w zeszłym roku do archiwum Biblioteki Kongresu jako dzieło budujące dziedzictwo kulturowe kraju. Jak produkcja się ma po 57 latach od premiery?

Jeśli ktoś nie wie lub nie pamięta, to skrótowo przypominam. Rzecz dzieje się w Nowym Jorku. Rosemary Woodhouse i jej mąż Guy wprowadzają się do niedawno zwolnionego mieszkania w wielkiej i dosyć posępnej kamienicy. Młode małżeństwo zaprzyjaźnia się ze starszą parą mieszkającą po sąsiedzku, a przy okazji stara się zajść w ciążę. Rosemary szybko zaczyna czuć, że coś jest nie do końca ok, ale w gruncie rzeczy jest dosyć bierna - nawet gdy słyszy o nieprzyjemnych wydarzeniach z przeszłości, gdy widzi trupa nowej koleżanki na chodniku, albo gdy zza ściany nocą do jej uszu dochodzą dziwne odgłosy.

Dziecko Rosemary jest piekielnie (ha!) klimatycznym filmem nawet dzisiaj, choć bez wątpienia ta historia nakręcona współcześnie mogłaby nabrać jeszcze większych rumieńców (nie widziałem jeszcze telewizyjnego remake'u autorstwa Agnieszki Holland). Bawić mogą zachowania i sytuacje, które w latach 60-tych były normą, a dziś uchodzą za archaiczne lub nie do pomyślenia. Wszyscy palą jak smoki, również w obecności ciężarnej, a ona sama pije wino i wsuwa surowe jajka. Sama postać głównej bohaterki jest przy tym zdana na łaskę pracującego męża i pomoc sąsiadów, bo zbyt wiele nie może – jak to bywało z kobietami dawno temu - ale to tylko dokłada się do atmosfery, jaką wykreował Polański.

obrazki pożyczone z Filmwebu

A pod tym względem film jest w tej samej lidze, co niewiele młodsza Psychoza. Straszne rzeczy dzieją się z Rosemary, choć nie ma tu mowy o typowych horrorowych zagrywkach. Zawału serca nikt nie dostanie, ale niepokój widać prawie w każdej scenie. Niewidzialna pętla zaciskająca się wokół Rosemary jest bez dwóch zdań straszna, a rozwiązanie intrygi satysfakcjonujące. Jestem przy tym bardzo ciekawy, jak na historię reagowali widzowie nieobeznani z gatunkiem i ci nie znający książkowego oryginału. Szok i niedowierzanie? Zapewne...

Typowego horroru w filmie jest jak na lekarstwo - jest to wspomniana powyżej scena gwałtu i sam finał (może nieco przytępiony przez groteskowe okrzyki pana sąsiada). Dziecko Rosemary to dramat, dreszczowiec i ciekawa furtka pozwalająca doświadczyć lat minionych (bo wydaje się, że bardzo sprawnie pokazuje życie nowojorskich wyższych sfer 5 dekad temu). Wisienką na torcie jest tematyka i włażący pod skórę, okultystyczny klimat. Czy film się broni po latach? Bez dwóch zdań! Czy straszy jako horror? Tylko trochę.

W naszym cyklu omawiane filmy będziemy oceniać potencjałem na wywołanie zawałów serca, co niekoniecznie musi iść w parze z jakością samego filmu. Dziecko Rosemary tak naprawdę straszne nie jest, choć dziarsko nadrabia duszącą atmosferą. Z tego też powodu "zawałów przyznaję sześć", ale Polański stworzył film nadal zasługujący na 8 albo i 9 punktów w dziesięciostopniowej skali.

fsm
3 maja 2015 - 19:02