Druga wojna światowa… Widząc kolejną zapowiedź Call of Cris…Duty - wielu graczy wzdycha tęsknie za okresem, kiedy w gatunku FPS rządziły Thompsony, Garandy, MP40, Normandia, Market Garden, itd. Obok kolejnych części Medal of Honor i Call of Duty powstawały takie perełki jak Brothers in Arms czy Red Orchestra. Czy rzeczywiście popularność serialu „Kompania Braci” i filmu „Szeregowiec Ryna” wprowadziła tymczasową modę na gry o drugiej wojnie światowej? Nie do końca! Zmagania na frontach w latach 39-45 były niesłychanie popularne w grach już dużo wcześniej, a kolejne tytuły pojawiały się równie często, co dziś wszelkie DLC. Inny był jedynie gatunek…
Oczywiście nie możemy zapominać, że dziadek wszelkich CoDów i MoHów, czyli Wolfenstein 3d zaczynał właśnie od dość swobodnej interpretacji wydarzeń drugiej wojny światowej, ale raczkujący dopiero gatunek FPSów bardzo szybko zboczył w kierunku fantasy i science-fiction, dając nam hity pokroju Dooma, Dark Forces czy Duke Nukem 3d. Okres wojenny upodobali sobie za to twórcy symulatorów, produkujący wręcz taśmowo od początku lat 90tych kolejne tytuły, w których wiodącym chyba tematem była wojna o Pacyfik!
Pisząc o zmaganiach na Pacyfiku nie możemy zapomnieć wielkiego hitu z Amigi 500 - Wings of Fury (z 1987 roku), którego popularność być może miała jakiś mały wpływ na późniejszy rozkwit gier z granatowymi samolotami w roli głównej.
W powietrzu
Jednymi z pierwszych symulatorów osadzonych w czasach WW2 była trylogia od Lucasfilm Games: Battlehawks 1942 (1988), Their Finest Hour (1989) i Secret Weapons of the Luftwaffe (1991). Każdy tytuł skupiał się na innym teatrze działań - pierwszy to wojna lotnicza z Japonią, drugi prezentował Bitwę o Anglię, a trzeci opowiadał o strategicznych bombardowaniach Niemiec pod koniec wojny. Gry prezentowały bardziej zręcznościowe podejście do rozgrywki niż symulację, ale ich niezaprzeczalną zaletą był sposób wydania - do gry dołączano liczące nawet ponad 200 stron instrukcje, z opisem historycznych wydarzeń, prezentowanego sprzętu, wspomnieniami pilotów - gry kiedyś naprawdę potrafiły być edukacyjne!
Być może tematyka amerykańskich bombowców w Secret Weapons of the Luftwaffe również nie wzięła się przypadkowo, a była wynikiem sporego sukcesu filmu „Ślicznotka z Memphis”, który w 1990 roku zachwycił widzów świetnymi scenami lotniczymi, z udziałem majestatycznych Latających Fortec B-17. Nie byłoby to takie dziwne, zwłaszcza że już w 1992 roku - król wszelkich symulatorów - firma MicroProse wydała B-17 Flying Fortress - grę, w której mogliśmy obsadzić każde ze stanowisk dziesięcioosobowej załogi bombowca. Fani lotnictwa polubili B-17 za pewien powiew świeżości - mogliśmy nie tylko mozolnie kołować na pas, wśród kolejki innych maszyn, i pilotować czterosilnikową maszynę, ale także zająć miejsce bombardiera, który musiał rozpoznać cel i z odpowiednim wyprzedzeniem zrzucić bomby czy też strzelca pokładowego, broniącego Fortecy przed atakującymi myśliwcami. Tak jak pokazano to w filmie - płonący silnik mogliśmy zgasić poprzez lot nurkowy w dół. Niektóre recenzje w prasie podkreślały jednak, że misje bombowe są „wyjątkowo nudne, co gra znakomicie oddaje”.
W tym samym roku co B-17, inna firma specjalizująca się w symulatorach - Dynamix - wydała Aces of the Pacific. W czasach gdy o wojnie na Pacyfiku mogliśmy dowiedzieć się czegoś głównie z filmu „Bitwa o Midway” i ewentualnie poczytać w książkach Zbigniewa Flisowskiego - gry lotnicze przybliżały tematykę egzotycznego dla nas frontu w formie widowiskowej i wciągającej zabawy. AoP pozwalał zasiąść za sterami takich maszyn jak F6 Hellcat, P40 Kittyhawk czy japońskiego Zero podczas ataku na Pearl Harbour, bitwie o morze Koralowe i Midway.
MicroProse szybko podchwycił temat wydając dwa lata później 1942 Pacific Air War. Gra była prawdziwą perełką i w porównaniu do AoP oferowała o wiele więcej. Mogliśmy nie tylko zasiąść za sterami popularnych myśliwców Corsair, Hellcat, Wildcat, ale również wziąć udział w misjach bombowych i torpedowych za sterami takich maszyn jak TBF Avenger, SBD Dauntless. 1942 PAW to również możliwość rozegrania strategicznych bitew na morzu, z udziałem całej floty - w dowolnym momencie mogliśmy po prostu wskoczyć w wybraną maszynę, która akurat wykonywała interesującą nas misję. Pacific Air War posiadało naprawdę dobrą grafikę i było pierwszą grą, w której zastosowano wirtualny kokpit, po którym można było swobodnie się rozglądać.
W 1994 roku ukazał się również Pacific Strike firmy Origin. PS wyróżniał się wśród innych gier lotniczych tym, że nie był klasycznym simem, a podobnie jak Wing Commander i Strike Commander - fabularną grą akcji. Tu istotna była filmowa fabuła, cutscenki, dialogi pomiędzy bohaterami, którzy odzywali się także w czasie walk powietrznych.
Listę gier lotniczych 1994 zamykał Operation Overlord od Rowan Software. Inwazja na Normandię z perspektywy pilota brytyjskich Typhoonów czy amerykańskich P-51 Mustang wyróżniała się świetną jak na tamte czasy grafiką terenu. Widziana z lotu ptaka Europa posiadała różniące się kolorami połacie pól, co po okresie jednolitej, wektorowej grafiki i dość kiepskich początkach z teksturami w Pacific Strike robiło spore wrażenie. Takie efekty wymagały jednak mocnego procesora - Overlord potrafił przytkać nie jeden 386 czy 486.
Sukces i popularność 1942 Pacific Air War oraz Aces of the Pacific spowodowały powstanie kolejnych części obu tytułów - każdy z nich skupiał się tym razem na europejskim froncie. Aces over Europe wyszło już rok później - pokazywało walki sił brytyjskich i amerykańskich z niemieckim Luftwaffe. Grafika uległa nieznacznej poprawie - zastosowano w niej bardzo popularne w tamtych czasach cieniowanie Gourarda. Na grę od Microprose trzeba było czekać o wiele dłużej. Po roku 1994 - to 1998 był znowu niezwykle bogaty w tytuły osadzone w czasach drugiej wojny światowej. Dzięki galopującemu w tamtym okresie postępowi w grafice komputerowej - ich oprawa była naprawdę niezła, widoki rozległych miast i pokrytego teksturami terenu robiły wrażenie.
Najładniej wyglądał chyba Combat Flight Simulator WWII Europe Series, który wyszedł ze stajni Microsoftu. Trochę gorzej prezentował się następca 1942 PAW - European Air War - firma MicroProse powoli traciła już wtedy dominującą pozycję na rynku symulatorów, w której całkiem nieźle spisywało się Electronic Arts z pozycjami sygnowanymi przez wydawnictwo Jane’s. Po dość długiej serii ze współczesnymi maszynami - w 1998 roku ukazało się Jane's Combat Simulations: WWII Fighters. Grafika terenu nie zachwycała, ale gra skupiała się na konkretnym okresie II wojny - Bitwie o Ardeny i na dwóch płytach CD zawierała wirtualne muzeum lotnicze, prezentujące m.in. samoloty z epoki i wywiady z prawdziwymi pilotami tego okresu. Rok 1998 to również premiera wersji 2.01 gry Warbirds - darmowego, lotniczego MMO, w którym mogliśmy zmierzyć się z innymi graczami, podczas podniebnych pojedynków.
W kolejnych latach można jeszcze wyróżnić drugą część B-17 Flying Fortress i symulatora Microsoftu - Combat Flight Simulator 2, który powrócił do klimatów wojny na Pacyfiku. W 2001 roku ukazał się legendarny Ił-2 Sturmovik i z miejsca został najlepszą pozycją w tym gatunku - razem z wieloma dodatkami i sequelami jakie ukazywały się później. Druga wojna światowa nadal była obecna w innych, wydawanych rok w rok grach lotniczych, ale były to zwykle niezbyt udane tytuły o bardzo zręcznościowej rozgrywce. Tak bardzo popularny w latach 90tych temat obecnie istnieje głównie w sieciowych grach MMO - World of Warplanes i War Thunder, zwolennikom realizmu pozostają ulubione odsłony Sturmovika oraz samoloty z 2wś w systemie Digital Combat Simulator.
Pod wodą
Twórcy gier w latach 90tych upodobali sobie również wojnę podwodną. Oferujące zupełnie inny rodzaj zabawy symulatory łodzi podwodnych pozwalały na kontrolowanie wielu pozycji na okręcie. Wyznaczaliśmy kurs, prędkość, stopień zanurzenia, skrupulatnie przeszukując ogromne obszary oceanu, by w końcu przerwać ciszę i odpalić zabójcze torpedy. Czasem można było nawet, niczym w rasowej, dynamicznej strzelance, bronić się karabinem pokładowym przed atakującymi nas samolotami.
W tym gatunku długi czas prym wiódł Silent Service II od MicroProse z 1990 roku, w którym kierowaliśmy amerykańską łodzią podwodną. W tym samym roku ukazał się Das Boot, pozwalający wcielić się w dowódcę niemieckiej łodzi - gra miała znacznie lepszą niż SS2 wektorową grafikę i w pewnym sensie można było ją traktować jak komputerową wersję kultowego filmu „Okręt” (Das Boot). W 1994 roku firma Dynamix do swojej kolekcji „asów” dołączyła grę Aces of the Deep. Pozycja wyróżniała się świetnymi jak na tamte czasy efektami falującej wody.
Tak jak w grach lotniczych nadszedł w końcu czas na dominację jednego - Iła-2 Sturmovika, tak i podwodniacy dostali wkrótce swój flagowy tytuł - Silent Hunter! Wydany w 1996 roku - symulator amerykańskiej łodzi podwodnej na Pacyfiku od razu zdobył nagrodę za najbardziej realistyczny sim roku. Na drugą część trzeba było czekać aż pięć lat i zdobyła już ona takiego uznania. Dobre oceny wróciły wraz z częścią trzecią w 2005 roku, która do dziś uważana jest chyba za najbardziej udaną - kolejne odsłony nękane były przez liczne problemy techniczne lub nie zdobyły uznania fanów, którzy sami wzięli się za poprawki, tworząc do wydanego w 2010 roku Silent Huntera 5 liczne modyfikacje.
Wojna na lądzie
Biorąc pod uwagę fakt, jakie rekordy popularności bije gra World of Tanks - może trochę dziwić, że temat czołgów nie był zbyt popularny w latach 90tych. Twórcy symulatorów trzymali się z daleka od Tygrysów i Shermanów - jedynie na komputery Macintosh wyszła w 1992 roku skromna gra M4, a niezłym symualtorem, który zdobył uznanie graczy był wydany w 1999 przez Psygnosis - Panzer Elite.
Wojna lądowa najchętniej wykorzystywana była w grach strategicznych jak V for Victory czy Panzer General oraz w gatunku RTSów - tu szczególnie dobrze przyjęto serię Close Combat, której pierwsza część ukazała się w 1996 roku. Wielu graczy szczególnie miło wspomina jednak inny cykl - Commandos.
Oglądane z rzutu izometrycznego przygody Butchera, Duke’a czy Brooklyn’a, oparte na skradaniu się, sabotażu, zamachach - okazały się strzałem w dziesiątkę! Gra razem z dodatkami doczekała się łącznie pięciu odsłon. Przed erą Medal of Honor, w 1999 roku dobrze przyjęty został też FPS osadzony w czasach drugiej wojny - Hidden and Dangerous. Grę chwalono za świetny klimat czy realistyczne odwzorowanie ran i postrzałów, jako pierwsza posiadała również w pewnym sensie widok z przybliżonym celownikiem karabinu. Występujący w niej brytyjski żołnierz SAS, w berecie i z sumiastym wąsem - do złudzenia przypomina młodego kapitana Price’a z Call of Duty.
Jak widać - w czasach przed CoD, MoH, BiA - gry o II wojnie światowej miały się całkiem dobrze i były niesłychanie popularne. Patrząc na taką listę chronologicznie - widać dopiero jak bardzo wydawcy odeszli obecnie od tej tematyki - w ostatnich latach jedyne większe tytuły jakie dostaliśmy to w zasadzie tylko Sniper Elite V2 i 3. Wolfenstein: The New Order za bardzo ociera się chyba o science fiction, by można go zaliczyć do tej kategorii. Czy twórcy gier powrócą kiedykolwiek do tematu w wysokobudżetowych grach AAA? Czy dla coraz to nowych pokoleń graczy jest to już zbyt odległa i nieciekawa historia?