Z zespołem Lipali po raz pierwszy zetknąłem się niemal dekadę temu, kiedy przypadkiem udało mi się obejrzeć kawałek koncertu zamykającego którąś tam z kolei edycję koszalińskiego festiwalu Generacja. Niewielki namiot, spory tłum i trzech facetów na małej scenie, którzy hałasowali jak cała armia metalowych hardkorowców. Jasne, Tomek Lipnicki już miał renomę i fanów wychowanych na płytach Illusion, ale dla mnie była to nowość. Spodobało mi się, kupiłem album Bloo i zostałem tzw. sympatykiem. W miniony piątek miała premiera nowego krążka grupy, więc wypada skrobnąć o nim dwa zdania. Lipali - Fasady. Zapraszam!
Lipali można nazwać, w sporym uproszczeniu, przystępniejszą wersją Illusion. Nadal mamy do czynienia z mocnym, gitarowym graniem, któremu towarzyszy świetny głos Lipy, ale fani nabijanego ćwiekami metalu nie znajdą tu jednak zbyt wielu powodów do trząchania dyńką. Z albumu na album panowie serwują coraz więcej piosenek łagodnych, by nie rzec: ładnych. Kogo taka droga dojrzewania zespołu razi, może być nowym wydawnictwem lekko zawiedziony. Fasady to 11 kompozycji promowanych dwoma singlami nieźle oddającymi charakter całej płyty.
Zaczyna się nietypowo, bo Ludzie 1.2 starają się łączyć ciężki refren z niemalże góralską zwrotką. Zestawienie jest ciekawe i bardzo radiowe, nic więc dziwnego, że to była pierwsza próbka tego albumu. Później jest miejsce na kolejny hicior, choć tutaj używam tego stwierdzenia z przekąsem. To po prostu ładna piosenka o tym, że "nic nie boli tak jak życie" (zupełnie nie podoba mi się refren, strasznie sztampowy i bezpieczny). Na szczęście zaraz potem następuje rockowa Kumulacja z tekstem bardzo zmyślnym, zabawnym i życiowym. To powinien być trzeci singiel! Później kolejna niespodzianka, bo Lipali wraca do języka angielskiego (po raz pierwszy od 2007 roku). Sunrise jest pogodny, dobrze buja, ale też należy do tej zdecydowanie łagodniejszej części Fasad. Tam też lądują utwory Tuż za Twoim progiem (z bardzo ładnym męskim gwizdaniem i krótkim romansem z ciut cięższymi riffami) i najliryczniejszy z lirycznych - Wschód, gdzie jest i pianino, i smyczki. Tego typu zagrywki jeszcze lepiej podkreślają fakt, że Lipa ma jeden z najlepszych i najwszechstronniejszych głosów we współczesnym polskim rocku. Brawo.
Nie lękajcie się jednak, wy o mrocznej duszy. Lipali to wciąż maszyna do odcinania strwożonych uszu przypadkowego słuchacza. Wolność to zacne, szybkie zachęcenie do solidnych przytupów na parkiecie lub koncercie. Gitary pracują, na wszystkim leży "kosmiczny" klawiszowy motyw, a końcówka to pokaz możliwości wokalu Tomka - od dobrego krzyku po kilkadziesiąt kilogramów trotylu odpalonych w ostatnich 20 sekundach. Podobnie jest też w Krajobrazach bez człowieka - to najbardziej typowe Lipali. Soczysty bas, dobra melodia, szalejące w odpowiednich miejscach gitary i żwir w głosie. Do opisania zostały jeszcze 3 kawałki, ale tutaj polecam po prostu posłuchać. Szczególnie Lava Love, które doskonale usypia czujność słuchacza.
Fasady to bardzo solidne wydawnictwo. Dobrze zaśpiewane i wyprodukowane. Od strony technicznej nie ma się do czego przyczepić, da się wyłapać tu i ówdzie fajnie pomieszane warstwy dźwięków. Lipali to nadal jeden z lepszych i równiej grających zespołów na rodzimym rynku, który wcale nie musi się bać wskrzeszonego Illusion. Lipa znajdzie czas dla obu składów, a gawiedź powinna się tylko cieszyć. Co prawda zachwytu, jaki towarzyszył mi przy słuchaniu płyty Trio tu brakuje, ale nie mam wątpliwości: ze zdecydowanej większości tego materiału panowie mogą być dumni. A ja cieszę się, że album kupiłem. Amen.