Disney nie zmarnował okazji - recenzja Przebudzenia Mocy - eJay - 19 grudnia 2015

Disney nie zmarnował okazji - recenzja Przebudzenia Mocy

Nowe rozdanie gwiezdnej sagi stało się faktem. Do kin miała wrócić moc, a wraz z nią stara gwardia znana z ulubionej trylogii, praktyczne efekty specjalne, tona nostalgii i materiał na kolejne epizody. Wszystko poszło zgodnie z planem, bo J.J. Abrams w przeciwieństwie do Lucasa podszedł do legendy z szacunkiem i..nie starał się wymyślać mitologii od nowa. Przebudzenie Mocy to kopalnia doskonale znanego nam klimatu oraz przede wszystkim świetna przygoda. Bez Jar Jarów, midichlorianów, federacji kupieckich i całej tej politycznej degrengolady, która demolowała Zemstę Sithów, a która przez wielu jest uważana za najlepszą odsłonę ostatnich wypocin twórcy Gwiezdnych Wojen.

Przebudzenie Mocy jest oszczędne w swoich środkach, ale nie pozbawione ogromnego rozmachu. Dość powiedzieć, że przez pierwsze 45 minut wpatrywałem się w ekran jak głupi, jarałem się każdym szczegółem nawiązującym do Starej Trylogii.

Przede wszystkim, mocno na moją percepcję wpływały fantastyczne krajobrazy pustynnej planety Jakku. To jeden z najładniej, najlepiej przedstawionych lanszaftów w całej serii. Po drugie, Abrams odrobił lekcje za Lucasa i wpasował do fabuły dające się lubić postacie, których losy klasycznie splatają się w najlepszym momencie. Nie znajdziemy tutaj nie-wiadomo-jak-dobrych kreacji, jest jednak pełna rzetelność i luźne podejście do tematu, dające sporo zabawy. Pojawienie się Hana Solo, Chewbacci oraz Lei jest miłym bonusem.

Swoje robi także realizacja, której poziom mógłbym śmiało określić jako kosmiczny. Nie ma w sferze technicznej EVII słabych punktów. Wszystko – od kostiumów, po droidy, scenografię, dźwięk – zrywa kapcie w ten najlepszy sposób. Świat przedstawiony jest światem namacalnym, jesteśmy w stanie w niego uwierzyć.

Rację mają również Ci, którzy nazywają Epizod VII rimejkiem Nowej Nadziei. Już sam szkielet fabularny to wypisz-wymaluj analogia do historii Luke'a Skywalkera (tu w wersji damskiej, czyli Rey). I można mieć w tym kontekście zarzut do Abramsa, że nie postarał się o coś bardziej oryginalnego. . Tę nachalność reżysera w kopiowaniu motywów widać także po stronie Nowego Porządku – mamy m.in. odmłodzonego Tarkina, superbroń, którą można zniszczyć tylko w jeden sposób itd. itp. Jeżeli ktoś mocno nastawiał się na wszelkiego rodzaju tajemnice w Przebudzeniu Mocy, ten będzie wyć z rozczarowania. To prawdopodobnie najprostszy, najgładszy film jaki zrobił do tej pory Abrams. Sorry, jest jeden twist, który otrzymujemy mniej więcej w połowie seansu.

Miałem sporo wątpliwości, czy głównym bohaterem nowej trylogii powinna być dziewczyna. Na szczęście Daisy Ridley jako Rey spisała się idealnie, to taki sam typ „wieśniaka” jak przywołany wyżej Luke. Co najważniejsze, ma ona w sobie charyzmę i dodaje postaci pewnej fizyczności. Nie mam również żadnych wątpliwości, że zaledwie zarysowana w Epizodzie VII przeszłość Rey odbije się echem w kolejnych częściach. Tym bardziej, że zakończenie Przebudzenia Mocy odprawia widza z pytaniami i uczuciem „Chcesz więcej? Musisz poczekać.”. Trochę chamskie, ale wykalkulowane i świadome.

Kylo Ren. Nowy, czarny charakter. Kaliber Vadera? Zdecydowanie nie. Czy jest to ciekawa postać? Owszem. Czy oczekiwałem od niej znacznie więcej? Na pewno. Problemem jej jest epizodyczna groteskowość. Gdy nosi maskę, używa mocy i beznamiętnie wydaje rozkaz eliminacji zwykłych cywilów – budzi grozę. Gdy jednak pokazuje swoje prawdziwe oblicze, nie da się uciec od skojarzeń z drewnianym Christensenem. Niestety, ten zabieg castingowy Disneyowi nie wyszedł, bo Adam Driver w dialogach face to face wypada kiepsko. Moja rada dla scenarzystów Epizodu VIII jest następująca: zróbcie mu jakąś bliznę „na Geralta” i zmuście do chodzenia w masce.

Niezły numer odwalono także z Markiem Hamillem. Aktor był mocno lansowany w materiałach przedpremierowych, na liście płac zajął zaszczytne miejsce. Fani od tygodni starali się zgadnąć, jaki wpływ na fabułę będzie mieć Luke Skywalker. Efekt? Disney z Abramsem strollowali widzów wzorcowo, ale nie ma tego złego - w przyszłości należy się spodziewać większego czasu ekranowego.

Podsumowując, Przebudzenie Mocy przywraca blask gwiezdnej sadze i nakręca machinę na kolejne lata. Nie jest to żaden autorski projekt i odjazd w niezbadane zakątki galaktyki. To produkt, który spełnia oczekiwania fanów. Abrams okazał się doskonałym rzemieślnikiem. Czekałem na ten film kilka lat i cieszę się, że efekt końcowy okazał się tak MOCny. Godny ósemki!

OCENA 8/10

eJay
19 grudnia 2015 - 00:00