Recenzja Haunting Ground – Capcom w średniej formie - Brucevsky - 6 stycznia 2016

Recenzja Haunting Ground – Capcom w średniej formie

Brucevsky ocenia: Haunting Ground
67

Capcom znany jest z niejednego survival horroru. Serie takie, jak Resident Evil, Dino Crisis czy Clock Tower kojarzy każdy szanujący się gracz. W 2005 roku mistrzowie gatunku zaserwowali na PlayStation 2 nieoficjalną kontynuacją ostatniego z wymienionych cyklów, Haunting Ground. Od premiery tej gry minęło na początku maja ubiegłego roku dziesięć lat. Dzisiaj historia Fiony i jej czworonożnego przyjaciela nadal wypada dobrze, choć nie jest też niczym nadzwyczajnym.

To nie jest produkcja, w której uzbrojony komandos lub świetnie wyszkolona funkcjonariuszka stawiają czoła nieumarłym lub demonom. Haunting Ground dumnie reprezentuje gatunek horrorów, w którym bezbronna bohaterka musi walczyć o przetrwanie w wyjątkowo nieprzyjaznym miejscu. W tym przypadku mowa o nastoletniej Fionie, która po wypadku samochodowym trafia do upiornego zamczyska. Tam staje się celem zgrai psychopatów, którzy ścigają ją z rozmaitych powodów. Wspierana wyłącznie przez owczarka Hewiego, musi znaleźć sposób, by wydostać się z mrocznej posiadłości.

Haunting Ground działa na mechanice znanej ze wspomnianych na początku tekstu serii. Jest zawieszona w jednym konkretnym miejscu kamera i momentami bardzo nieintucyjne sterowanie. Jest dużo biegania za kluczami, rozwiązywania dziwnych zagadek i włóczenia się długimi fragmentami po zamku oraz kolejnych rejonach (w czym udział bez wątpienia ma na pewno beznadziejna mapa). Dla osoby, która dobrze bawiła się przy oryginalnej trylogii Resident Evil, będzie to sentymentalny powrót na stare śmieci w niezłej oprawie audiowizualnej. Graczy o mniejszym stażu ta toporność może jednak odrzucić. Oni będą musieli delektować się klimatem i wszechobecnym uczuciem zaszczucia, ignorując wspomniane elementy.

A produkcja Capcom potrafi wywoływać niepokój i stresować. Fiona nie ma większych szans w starciu z oprawcami, więc przy każdym spotkaniu z nimi musi salwować się ucieczką i ukrywać w rozmaitych miejscach. Zgubić ich nie jest łatwo, szczególnie że bohaterka dość szybko się męczy, a i już po chwili wpada w panikę. Wtedy kierowanie nią staje się jeszcze trudniejsze. To wszystko bardzo komplikuje zwiedzanie kolejnych komnat i korytarzy, a także poszukiwanie potrzebnych odpowiedzi i dróg ucieczki. Swoje trzy grosze w budowaniu atmosfery dorzuca też oprawa audiowizualna, ze szczególnym uwzględnieniem wywołujących ciarki na plecach utworów muzycznych.

I choć Haunting Ground nie raz mnie przeraziło i często trzymało w napięciu to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Capcom nie do końca wykorzystał potencjał pomysłu na tę grę. Kiepsko przedstawiona jest cała historia, która nabiera dobrego tempa dopiero w samej końcówce zabawy. Lepiej można było wykorzystać projekty psychopatycznych mieszkańców zamku. Szybko wychodzi też na jaw, że wspierający bohaterkę pies Hewie to z jednej strony ciekawa nowinka i mała rewolucja, z drugiej mało rozbudowany element gry. Czworonóg nie ma zbyt wielu zastosowań, a budowanie relacji z nim oparte jest na prostackich założeniach. Na pewno można było to zrobić nieco lepiej.

Haunting Ground to interesujący survival horror, który potrafi solidnie przestraszyć i udanie grać na emocjach. Nie jest to jednak tytuł pozbawiony wad, dzisiaj dodatkowo z kilkoma przestarzałymi rozwiązaniami, które mogą irytować przyzwyczajonych do nowoczesnych wygód graczy. Spragnieni takiej formy zabawy na pewno znajdą tu kilka godzin oczekiwanych doznań. I chyba tylko im obecnie może jeszcze ten tytuł polecić.

Brucevsky
6 stycznia 2016 - 11:29