Klaudyna: Jakiś czas temu przeturlał się po Internecie wielki news - Netflix dostępny w Polsce! I jak zwykle jedni oszaleli ze szczęścia, a drudzy pogrążyli się w rozpaczy - bo co z tego, że Netflix jest, jak nic w nim nie ma. Postanowiliśmy to sprawdzić. Przejrzeliśmy zasoby i... trafiliśmy na całkiem niezły serial!
FSM: Bo nawet jeśli mielibyśmy narzekać, że "polska" oferta Netfliksa to zaledwie kilkanaście procent tej w USA, i tak serialomaniacy będą mieli co robić. Szczególnie ci, którzy zwlekali ze sprawdzaniem żelaznych klasyków w rodzaju Breaking Bad. Ale my jesteśmy przekorni i zamiast oglądać uznane produkcje, rzuciliśmy się na mały, niepozorny serialik zatytułowany Master of None. No i...
K: I trafiliśmy w dziesiątkę. Do Master of None przyciągnął nas Aziz Ansari, którego znamy głównie z innego przyjemnego serialu - Parks and Recreation. Tam nie grał głównej roli, jednak wprowadzał w akcję sporą dawkę humoru i wytrwał tam przez 7 sezonów. Wiedząc, że ma teraz swój serial, grzechem byłoby nie spróbować.
F: Mnie najpierw przyciągnęły bardzo wysokie oceny wystawiane MoN w zagranicznym Internecie, ale niech będzie :) Parks and Recreation to mistrzostwo, a postać Toma Haverforda prawdopodobnie podoba się wszystkim, więc solowy serialowy występ Aziza musiał się sprawdzić. I tu od razu małe wyznanie: Netflix mocno ułatwia oglądanie wszystkiego naraz, więc w tym odcinku Pilotażu jesteśmy w stanie omówić już cały serial, choć oczywiście spoilerować nie będziemy. Naświetl państwu, o co w Master of None chodzi.
K: Chodzi o... życie! :) Główny bohater Dev jest trzydziestoletnim aktorem. Do tej pory udało mu się zagrać w kilku reklamach, jednak w swojej karierze bardzo chciałby zmierzyć się z prawdziwym kinem. Za dnia więc pracuje, a wieczorami spotyka się ze swoją paczką, umawia się z kobietami i... myślę, że gdzieś tam w głębi serca marzy, by spotkać w końcu tę prawdziwą miłość.
F: Innymi słowy: Master of None to obyczajowa komedia o związkach maści wszelakiej. Zarówno przyjaźniach, jak i przypadkowych miłostkach lub docelowych wielkich miłościach. W trakcie małżeńskiego oglądania serialu ustaliłem, że trafne są obserwacje panów twórców. Wiedzą, co wsadzić do odcinka, żeby widzowi było dobrze i żeby nie czuł się oszukany.
K: Bo umówmy się, że to żaden serial akcji. Tam się rozmawia, dyskutuje i okazuje się, że bohaterowie dochodzą do całkiem trafnych wniosków. Także znaczące spojrzenia między żoną a mężem (partnerem a partnerką) są nieuniknione! :) A to wielki plus, bo od razu czujemy się bliżsi postaciom, szybciej łapiemy z nimi nić porozumienia i sympatii.
F: Przez cały czas miałem delikatne skojarzenia z Woodym Allenem. Akcja dziejąca się w Nowym Jorku, nieprzeciętny (i niewielki) główny bohater, wygadany, komentujący otoczenie z przyjaciółmi, uganiający się za miłością, ale jednocześnie się jej bojący... No i ta filmowa panorama + otwierające odcinek napisy. Słuszne skojarzenie?
K: Ja szczerze mówiąc ani razu nie pomyślałam o Allenie, ale jak już się podzieliłeś ze mną tą refleksją, trudno nie przyznać Ci racji. W trakcie oglądania doszłam do wniosku, że chyba bardzo mi brakowało takiego serialu w naszym repertuarze. Zawsze oglądamy albo śmiesznostki, albo akcję, albo tajemnice. A tu nagle wpada taki wyważony twór - nadal humorystyczny, ale i inteligentny. Porusza w sposób lekki ważne w dzisiejszym świecie kwestie - np. nierówność płci czy rasizm. A co ważne, czyni to tak lekko, że nie czujemy się indoktrynowani czy też pouczani.
F: I to mnie zaskoczyło, bo znając tówrczość Aziza Ansariego spodziewałem się raczej klasycznej komedii, może nieco gagów, a już na pewno dużo więcej rechotu z mojej strony. Tymczasem uśmiech towarzyszył mi cały czas, ale samych wybuchów śmiechu było mniej. I w końcu uznałem to za zaletę serialu. Dorosły, inteligentny, zabawny, prawdziwy. Kurcze, z tego co tu piszemy, wynika chyba, że jest to twór jeszcze lepszy niż mi się wydawało.
K: Cieszę się, że Cię do tego przekonuję :) Staram się znaleźć w mojej główce przykład podobnego serialu i... nic. Nic nie przychodzi mi do głowy. Także mam wrażenie, że trafiła się nam perełka. Perełka, która wymaga kolejnych sezonów. I której będę z całych sił kibicować.
F: Fakt, jest to serial nieprzeciętny, choć na taki nie wygląda. Ale muszę przestrzec ewentualnych zainteresowanych: po świetnym pierwszym odcinku (gdybyśmy faktycznie przetestowali tylko pilota, to rekomendacja byłaby donośna i stanowcza) nastąpił chwilowy spadek formy. Odcinek drugi zapamiętałem jako taki sobie i od razu w głowie włączył się mały alarm: o nie, jest gorzej, na pewno przestanie Ci się podobać...
K: Miałam podobnie. Po drugim odcinku pomyślałam sobie, a co będzie, jeśli to będą takie scenki z życia i nic z tego nie wyniknie? Całe szczęście po drugim odcinku jest trzeci (o tak!), a ten znów ciągnie fabułę na szczyt!
F: "Fabuła" to może zbyt duże słowo. Bo choć całość jest ułożona chronologicznie, to mimo wszystko odcinki są od siebie nieco odseparowane. Co oczywiście nie jest wadą - taka to konwencja, i jak widać z naszej małej dyskusji, sprawdziła się wyśmienicie. To teraz bonusowe pytanie. Skąd się wziął tytuł serialu i co oznacza?
K: Zawsze musisz przygotować podchwytliwe pytanie, co? Zatem ja tradycyjnie odpowiem: nie wiem :P
F: Jest sobie takie angielskie powiedzenie: Jack of all trades, master of none. Czyli mamy kogoś, kto jest dobry we wszystkim, ale w niczym nie jest najlepszy. Czy nasz bohater Dev pasuje do tego określenia?
K: To takie nasze - jeśli coś jest od wszystkiego, tak naprawdę do niczego? Nie wiem, czy mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi na Twoje pytanie. Dev chyba wiele tematów idealizuje i to sprowadza na niego kłopoty.
F: Zostawmy interpretację tytułu i perypetii pana Deva potencjalnym widzom. Nam się podobało. Master of None to świetna propozycja dla kogoś, kto nie szuka kolejnego sit-comu i nie nastawia się (to ważne) na komediowe tornado w stylu Parks & Rec czy 30 Rock, ale i tak lubi się pouśmiechać do cudzego życia.
K: Podpisuję się pod Twoimi słowami. Netflix w naszym domu zasłużył na plus. Oby tak dalej!
W poprzednich odcinkach: Limitless / The Last Kingdom / Pakt / The Magicians