Pilotaż 01 - Limitless. Żona vs mąż (oglądają piloty nowych seriali) - Klaudyna - 18 października 2015

Pilotaż 01 - Limitless. Żona vs mąż (oglądają piloty nowych seriali)

Oglądacie seriale? Świetnie. Ja też. Zawsze razem z mężem. Proponujemy Wam mały cykl związany z testowaniem pilotażowych odcinków nowych, ciekawie zapowiadających się telewizyjnych serii. Bo w małżeństwie jedną z rzeczy, które wypada dostroić, jest swego rodzaju zgodność w kwestii oglądanych filmów i seriali. Nie jest to rzecz najważniejsza, nie jest też wymagana, ale fajnie, gdy uda się ją mieć. My mamy. Dlatego co jakiś czas (przez jakiś czas), raz na blogu moim, raz na blogu fsma, będziecie mogli przeczytać małżeński dialog, dotyczący właśnie obejrzanego pilota. Na pierwszy ogień: Limitless.

Klaudyna: Filipie. Był taki film z Bradleyem Cooperem - Jestem Bogiem.

FSM: Ano był. W 2011 poszliśmy na to do kina i chyba nam się podobało?

K: Tak, podobało się. A teraz jest serial, będący kontynuacją historii - Limitless.

F: Można jeszcze dodać, że film był na bazie książki niejakiego Alana Glynna. I że pojawiły się zarzuty, jakoby był pochwałą dla zażywania narkotyków. Wiedziałaś o tym?

K: Yyyyy... poważnie? Pochwałą? Bzdura jakaś.

F: No bo jak to - na świecie pojawia się tajemnicza pigułka zrobiona nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo jak, a po jej zażyciu świat staje się piękniejszy, a mózg działa lepiej? Rozszerzenie percepcji i takie tam? Ewidentnie "narkotyki są cool"!

K: Ale przecież są tam wyraźne skutki uboczne! Każde narkotyki "coś nam robią" z percepcją i każde mają skutki uboczne. Podobnie jest z tabletą, która sprawia, że możemy wszystko.

F: No i dlatego ja też uważam, że taki zarzut jest wyssany z... no, z czegoś tam. Bo jak to mówią w Spider-Manie - z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność. I konsekwencje też! Zatem jak jest z tymi konsekwencjami tutaj? Najpierw bohater filmu, a teraz bohater serialu, zażywa magiczną tabletkę. I...?

K: I jego mózg zaczyna pracować na najwyższych obrotach! Pamięta każdą zasłyszaną informację, pamięta każdą twarz. Uczy się w mgnieniu oka. Ale kac po takiej tabletce jest najgorszy... migrena, wymioty - nic przyjemnego. No ale gdy się raz zapoznasz z potencjałem swego mózgu - chcesz więcej!

F: A kto by tego nie chciał? Zostać najlepszą możliwą wersją siebie musi być super! Skoro mowa o "chceniu". Jak się zaczyna serial Limitless? Panowie w prochowcach gonią sympatycznego młodzieńca. Czegoś od niego chcą. Jest dynamika. Dobry start?

K: Dobry start. Ale chwilę później dowiadujemy się, co było przyczyną pościgu. Z tego co pamiętam, podobnie było w filmie - chłopak, który nie może znaleźc swojego miejsca w życiu, dostaje od przyjaciela magiczną tabletkę, która ma zażegnać jego problemy. Rzeczywiście - działa. Następnie bohater chce więcej. Idzie do przyjaciela, a on... nie żyje! Na miejscu szybko zjawiają się panowie w prochowcach i pewna pani, a potem zaczyna się wielka ucieczka

F: Czyli mamy klasyczny, pożyczony z filmowego pierwowzoru, ograny do bólu (ale skuteczny) motyw pt. pokazujemy coś, co nie ma na początku większego sensu, ale potem fabuła się cofa o jakiś tam kawałek czasu, i nagle wszystko nabiera kształtu. Znany z filmu specyfik o nazwie NZT istnieje w tym świecie od 4 lat, władza o nim wie, próbuje go odtworzyć, ale się nie udaje. Tymczasem zwykły przeciętniak wchodzi w jej posiadanie i okazuje się lepszy od każdego, kogo napotka. Jest zatem zagrożeniem. Dostajemy więc trochę sensacji, trochę sci-fi i trochę tajemnicy

K: No i?

F: Całkiem mi się podobało. Temat pożyczony z filmu wygląda na całkiem wdzięczny pomysł na serial.

K: Muszę się zgodzić. Nawet jestem zaintrygowana tym, co wydarzy się dalej... Pytanie - czy Bradley Cooper będzie się pojawiał często, okazjonalnie, czy tylko w pilocie? Nie żeby to było najważniejsze, ale... :)

F: Tak, tak. Ja pamiętam, dlaczego nie miałem problemu z zabraniem Cię do kina na Jestem Bogiem. Tematyka fajna, ale obecność Bradleya na pewno nie zaszkodziła :P

K: Nie miałeś problemu, bo fabuła zapowiadała się ciekawie. Urok pana Coopera nie ma tu (prawie) nic do rzeczy.

F: No doooobra, skoro tak mówisz :P

K: Cicho już! Sądziłam, że początek fabuły rozegra się na przestrzeni kilku odcinków, że główny bohater, Brian Finch, będzie uciekał, i uciekał, i uciekał przed FBI. Tymczasem nic z tego, ale w sumie zamknięcie tego wątku w jednym odcinku jest słuszne - skoro gość ma supermózg, to i tak by wygrał, więc nie trzeba tego ciągnąć w nieskończoność.

F: Ten odcinek generalnie wyglądał na samowystarczalny. Taka mini-historia, po której można serial olać. Zresztą pewnie dużo budżetu poszło na nakręcenie samego pilota - mamy ładne kadry, efekty znane z filmu (superzoom!), no i gdzieś tam jest też wynagrodzenie dla pana Coopera, który jest dodatkowo producentem, więc kolejne epizody mogą wyglądać gorzej. A co do obecności słynnego aktora w serialu - boję się, że to tylko taka przynęta na sam start i jego postać wskoczy jeszcze ze dwa razy - w połowie sezonu i na sam koniec. Pytanie brzmi: czy daliśmy się złapać?

K: Nie wiem, mam mieszane uczucia. Podejrzewam, że każdy odcinek będzie wglądał tak, jak w większości seriali kryminalnych: odcinek-sprawa, odcinek-sprawa. Oczywiście w pilocie zostały zarysowane wątki "na dłużej", ale czy to będzie przyciągało uwagę? Nie ufam takim produkcjom. To ewidentna przynęta, obietnica, której potem łatwo nie spełnić.

F: Ale przejście z procedurala do długiej historii udało się w przypadku Agents of SHIELD i Person of Interest, może tu też się uda?

K: Racja, Person of Interest na początku śmiertelnie mnie znudziło, a później trudno było mi się oderwać.

F: Czyli jest szansa, że na dłuższą metę będzie Ci się podobało.

K: Szansa może i jest, ale odnoszę się do niej na tę chwilę z rezerwą. Choć jakiś tam potencjał na na spajający wszystko motyw uzależnienia tu widać. Pani agentka kumplująca się z naszym głównym bohaterem, straciła dawno temu ojca, który - dosłownie - oddał życie za narkotyki. Z kolei Brian Finch jest w stanie zgodzić się na wszystko, byle pomóc choremu ojcu... Tego typu wstawki mogą pogłębić postacie i dać im fajne tło, ale jeśli zabraknie dobrej intrygi (a na razie nie sposób tego ocenić), to będzie słabo. Pochwalić za to muszę kolory w niektórych kadrach - świetne kompozycje kolorystyczne!

F: To ten sam motyw, co w filmie - że magiczna tabletka podkręca temperaturę barw. Chyba, ze chodzi Ci o coś więcej?

K: Tak, tak - podkręcone kolory na tablecie, dokładnie o to mi chodziło :)

F: Co do struktury serialu - podobno później jest dokładnie tak, jak napisałaś wcześniej. Jeden odcinek to jedna sprawa. Ale z racji tego, że postać głównego bohatera jest sympatyczna (a do siostry Dextera może się przekonam z czasem), chciałbym móc się poekscytować tym serialem i też mam nadzieję na jakiś sensowny główny wątek. 

K:A co Ty masz do siostry Dextera?!

F: Coś mi w niej nie pasuje. Sam nie wiem do końca co. W tamtym serialu w końcu mi się wpasowała w klimat, a na razie jej nie czuję. Ale to pewnie dobrze, co? :>

K: Nie czujesz jej, bo ma nieoczywistą urodę? Pewnie dla Ciebie lepiej byłoby, gdyby jej rolę przejęła jakaś Jessica Alba... No nic. Po tym, jak obraziłam się na Dextera po sezonie 4 i zaprzestałam oglądania, w sumie ucieszyłam się, że ją widzę w Limitless. A co do głównego bohatera - wygląda na takiego chłopaczka z sąsiedztwa. Myślę, że dzięki temu od razu staje się bliższy widzowi.

F: Poza tym ma dostęp do dobrych tabletek, więc każdy go polubi, hehe.

K: A o muzyce nie wspomnimy? Wiem, że to będzie duuuuuuże nadużycie, ale mnie się trochę skojarzyła z soundtrackiem z serialu Utopia. Też elektroniczny, wpadający w ucho, dynamiczny, tylko grzeczniejszy.

F: No może trochę. Ja za to zapamiętałem charakterystyczną melodię w pewnym momencie. Szukałem, szukałem i znalazłem. Perturbator! A Perturbator jest ok :)

K: Perturbator, czyli muza w stylu lat 80-tych? Ostatnio chyba panuje moda na takie klimaty. I często świetnie się sprawdza, patrz Gość z Danem Stevensem. Czyli podsumowując, Limitless zapowiada się całkiem obiecująco, ale tak naprawdę źródło tego mojego pozytywnego nastawienia nie jest mierzalne scenariuszem i czy np. genialną stroną techniczną. Po prostu jest jakoś tak... całkiem fajnie :)

F: Owszem, choć w tym momencie, po obejrzeniu tylko jednego odcinka, boję się, że tytuł jest trochę na wyrost. Jak na coś opowiadającego o braku limitów na razie jest bardzo przewidywalnie, choć z potencjałem. Jakkolwiek z tym serialem nie będzie: inwestycja czasu w nową odcinkową historię to zawsze poważne zobowiązanie. Na dłuuugie tygodnie. Czy wydaje się, że warto oglądać dalej?

K: W tej chwili nie zdecydowałabym się na to. Możemy poczekać na koniec całego sezonu i zobaczymy, jakie głosy się pojawią? Przewaga opinii pozytywnych oznaczać będzie, że chyba poznamy tę historię do końca.

F: No doooobra. Ale zupełnie szczerze, to ja mógłbym w sumie od razu lecieć dalej. Widzę potencjał na lekką, niezobowiązującą zabawę. Taki serial-odskocznia, do obejrzenia i zapomnienia.

K: Czyli pytasz mnie, czy warto oglądać, wiedząc już, że najpewniej i tak będziemy ciągnąć to dalej? Podejmujesz decyzje za mnie? Nieładnie :P A tak naprawdę, to tylko Bradley Cooper jest mnie w stanie przekonać. Jeśli pojawi się znowu, to nie będę ani trochę smutna.

F: To na sam koniec jeszcze dodam, że nie do końca zrealizował się tu nasz potencjał na małżeńską internetową konfrontację, ale na pewno tak będzie przy okazji premiery Ash vs Evil Dead. Prawda?

K: Oj, taaak!

Klaudyna
18 października 2015 - 18:15