O golach w 90 minucie porażce Juventusu i spanikowanych managerach - Brucevsky - 17 marca 2016

O golach w 90 minucie, porażce Juventusu i spanikowanych managerach

Źródło: http://omarmomani.blogspot.com/

Nie ma to jak dobrze wymierzony strzał. Taki, który gwarantuje zwycięstwo twojej drużynie. W ciągu kilku sekund, w których posłana w danym kierunku futbolówka znajduje drogę do siatki, zmienia się wiele dla zawodników i sztabów szkoleniowych obu zespołów, a także śledzących ich rywalizację kibiców. I lepiej nie być po stronie tych, którzy właśnie tego gola stracili.

Takie trafienia w ostatnich sekundach rywalizacji potrafią boleć. Nie trzeba przekonywać o tym chociażby fanów Juventusu Turyn, którzy dopiero co przeżyli gorycz porażki i odpadnięcia z Ligi Mistrzów, tracąc gola na 2:2 w Monachium z Bayernem już w doliczonym czasie gry. Awans do ćwierćfinału, prestiż i wielkie pieniądze były na wyciągnięcie ręki, ale wszystko zmienił jeden strzał. Oni po nim rozpaczali, a w Bawarii rozpoczynało się świętowanie. Tym razem, ale przecież wszyscy doskonale pamiętają finał Champions League z 1999 roku, w którym Bayern był po tej gorszej stronie i tuż przed końcem stracił cenny puchar na rzecz Manchesteru United.

Po końcowym gwizdku w środowym meczu byłem zły. Kibicowałem Starej Damie i liczyłem, że Serie A zachowa ostatniego reprezentanta w elitarnych rozgrywkach, który będzie dla niej zbierał jeszcze potrzebne punkty. Po pierwszej połowie byłem pewien, że uda jej się osiągnąć cel i sprawić niespodziankę. Bayern nie wyglądał pewnie w defensywie i do tego nie potrafił poradzić sobie z wysokim pressingiem gości z Turynu. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ale po wznowieniu nastąpiła zmiana, Juventus oddał pole gry, niemal zaprosił Bayern we własne pole karne. Skończyło się golem kontaktowym, potem trafieniem w końcówce na 2:2 i wreszcie rozszarpaniem rannych przybyszów z Italii w dogrywce. Bolało.

Ale żeby to tylko porażka Juventusu bolała. W weekend równie niemiłe niespodzianki w końcówkach meczów Inter-Bologna i Carpi-Frosinone popsuły mi 29. kolejkę Serie A pod względem typowania. Dawno nie miałem takiej serii jako kibic. Źródło: inter.it

Z pewnego 2:0 zrobiło się ostatecznie 2:4. Scenariusz rzadko spotykany w rzeczywistości, ale jednocześnie chyba znany każdemu graczowi, który prowadził klub w Football Managerze. Szybkie wyjście na prowadzenie w FM-ie rzadko kiedy cieszy. Częściej pojawia się obawa, że zespół zaraz się cofnie, piłkarze rozluźnią, a rywal rzuci do gardła i odrobi straty. A potem w stylu Bayernu przechyli szalę na swoją korzyść. Sam łapałem się na tym nie raz, że po zbyt szybkim golu na 1:0 w moje poczynania wkradała się nerwowość. Zaczynało się niepotrzebne kombinowanie. Cofnąć pomocników? Nakazać wyższy pressing? Próbować grać z kontry? A może zaparkować autobus w polu karnym, jak radził Jose Mourinho? Czasami okazywało się to niepotrzebne, bo moi podopieczni podwyższali prowadzenie i pewnie zwyciężali. Zdarzało się jednak, że obawy miały swoje uzasadnienie, a drużyna, prowadząc 2:0, ostatecznie głupio traciła punkty.

Ostatnio co prawda takich wpadek w FM2016 nie notowałem, ale w swojej karierze na zapleczu ligi hiszpańskiej mam inne problemy...

Dzisiaj nie mogę już czuć się z tym tak źle, bo przecież to samo i to na żywo przeżył Massimiliano Allegri. Może sam przekombinował, może to piłkarze popełnili jakieś błędy. Efekt jednak jest ten sam – porażka. I tylko co z tego, że obaj mamy podobne doświadczenia, skoro Serie A nie ma już reprezentanta w Lidze Mistrzów? Premier League chyba obroni swoje trzecie miejsce w rankingu rozgrywek UEFA.

Brucevsky
17 marca 2016 - 19:39