Policyjna sensacja na miarę naszych czasów - recenzja filmu Psy mafii - fsm - 21 marca 2016

Policyjna sensacja na miarę naszych czasów - recenzja filmu Psy mafii

John Hillcoat istnieje w mojej świadomości tylko jako reżyser filmu Droga i twórca teledysków do utworów m.in. Muse i How to Destroy Angels. Takie portfolio wystarczyło, by zainteresować się Psami mafii, choć zdecydowanie pomógł też pierwszy, bardzo efektowny zwiastun. Film z lekkim opóźnieniem ląduje na naszych ekranach, a z racji pewnej posuchy na polu z twardymi, męskimi, owłosionymi opowieściami o policjantach i złodziejach, stanowi interesujący kąsek dla fanów kinowej sensacji. Ale czy faktycznie nim jest?

Wszystkie opisy i recenzje Psów mafii rozpoczynają się od wyjaśnienia, czym jest obecny w oryginalnym tytule kod "999" - ale ja tę informację zawrę później, tak samo, jak ma to miejsce w fabule produkcji. Rzecz rozgrywa się w Atlancie, która najwyraźniej stanowi doskonały dom dla różnej maści gangów i kryminalistów. Prym wiodą tu wytatuowani po czubek głowy Meksykanie i żydowsko-rosyjska mafia dowodzona przez "carycę" Irinę, której mąż - szef wszystkich szefów - przebywa w więzieniu. Główni bohaterowie z kolei to wyszkoleni współcześni wojownicy - policjanci i wojskowi - stojący po dwóch stronach barykady. Są panowie napadający i są panowie goniący, a mafia potrzebuje talentu tych napadających do wykonania niebezpiecznego skoku, bo w przeciwnym razie wspomniany powyżej szef nie wyjdzie z więzienia.

Psy mafii zaczynają się doskonale - otwierająca film sekwencja napadu na bank to bardzo dobry przykład na odpowiednie budowanie emocji, podkręcanie tempa i wprowadzenie w świat filmu. Później z tym tempem jest różnie. Poznajemy bandziorów, z których połowa to aktywni gliniarze, następnie pojawiają się "prawi" stróże prawa, zaś gdzieś w tle kształtu nabiera główna intryga. Reżyser bardzo dużo czasu poświęca na nakreślenie postaci, ich motywacji oraz otoczenia, co będzie miało wpływ na punkt kulminacyjny całej zabawy. I tutaj znowu Hillcoat pokazuje pazury - końcowe 30 minut filmu trzyma widza żelazną łapą.

Problem z tym filmem mam taki, że poza bardzo dobrze wyreżyserowanymi scenami akcji, jest dosyć nierówno. W tym świecie nie ma komu kibicować, więc widzowi trudno jest się naprawdę zaangażować emocjonalnie. Postacią "najlepszą" jest ta grana przez Caseya Afflecka, ale dostaje mało czasu ekranowego. Pozostali dobrzy policjanci są brudni, źli i brzydcy, zaś przestępcy są po prostu niesympatyczni i nawet rodzinny wątek Michaela (groźnie wyglądający Chwietel Ejiofor) nie pozwala myśleć o tym bohaterze pozytywnie. Oczywiście jestem przekonany, że te wszystkie odcienie szarości i wątpliwa moralność były zamierzone. Każda postać ma defekt, ale mimo wszystko nie do końca to kupiłem. Tak samo jak świetnie ucharakteryzowaną, ale nie aż tak groźną, jakby sobie tego życzyła, mafijną żonę w wykonaniu Kate Winslet. Ważne - Psy mafii nie są też typowym "heist movie". Tu nie będziemy obserwować przygotowań do napadu, konstruowania misternego planu i jego późniejszej egzekucji. Najważniejszy w tym wszystkim jest pomysł, by w czasie arcytrudnego skoku zabić policjanta po drugiej stronie miasta. Kod "999" sprawi, że siły zostaną skierowane w miejsce zabójstwa, zostawiając wolną drogę bandziorom. Na szczęście nic nie jest takie proste i tu też jest miejsce na małe zawirowania - ale żeby nie było wątpliwości, nie ma tu mowy o żadnych prawdziwych zaskoczeniach.

John Hillcoat próbuje mierzyć się z Michaelem Mannem i Davidem Ayerem, ale z żadnym nie jest w stanie wygrać. Psy mafii to porządne sensacyjne kino, ładnie nakręcone, z bardzo dobrą ścieżką dźwiękową autorstwa dobrego kolegi Trenta Reznora - Atticusa Rossa (i jego rodziny - współtwórcami są żona i brat). Aktorsko nie ma się do czego przyczepić, akcja jest odpowiednio wysokooktanowa, po prostu gdzieś głęboko w trzewiach brakuje to prawdziwej magii. Bardzo solidna rzemieślnicza robota dla miłośników gatunku.

fsm
21 marca 2016 - 16:44