Kiedy myślę o swoich ulubionych erpegach, zazwyczaj w pierwszej kolejności wspominam postaci, jakie darzyłem szczególną sympatią lub antypatią. W większości produkcji mam swoją ulubioną ekipę, którą najchętniej zabieram w drogę, gdy do danego tytułu powracam. Pewnego dnia ktoś rzucił luźną myśl – „gdybyś mógł stworzyć drużynę z dowolnych postaci z RPG, to kogo byś do niej wziął”? Pytanie było na tyle ciekawe, że postanowiłem odpowiedzieć na nie niniejszym tekstem. Zachęcam również do zabawy wszystkich fanów gatunku, tylko uważajcie na spoilery!
Zastanawiając się nad kryteriami doboru wymarzonej drużyny, postanowiłem zrezygnować z praktycznie wszystkich barier i puścić wodze fantazji – w końcu nikt nie powiedział, że marzenia muszą być możliwe do spełnienia, a Boo nie może naprawdę zostać kosmicznym chomikiem na pokładzie fregaty SSV Normandia SR 3 (choć mnie wystarczały rybki, które, nawiasem mówiąc, ciągle zdychały do momentu, kiedy zaczęła je karmić Kelly Chambers). Pal licho mechanikę, technologię, uniwersa i wszystkie inne ograniczenia!
Śmieszek i mądrala – Mortimer „Morte” Rictusgrin
W tej arcyważnej roli nie wyobrażam sobie nikogo innego. Chociaż w teorii istnieje kilku innych solidnych kandydatów, to jednak uważam, że każda drużyna otrzymuje +10 do prestiżu za posiadanie w swoich szeregach latającej czaszki z niewyparzoną gębą, która powie nadętemu rycerzykowi, że mogłaby być jego ojcem, gdyby „ta pijana małpa” nie wyprzedziła go na schodach. Morte może nie sprawdza się w walce tak dobrze, jak chociażby Garrus czy Varrik, ale spójrzmy prawdzie w oczy: drużynowy śmieszek i mądrala ma inne ważne zadania, a w ich zakresie i turianin, i krasnolud mogliby co najwyżej pobierać korepetycje u starego dobrego Mortego, który komponował swój repertuar złośliwych uwag, ciętych ripost i prowokacyjnych zaczepek przez całe stulecia. A że swoimi słowami przyczynił się do potencjalnie wiecznej udręki Bezimiennego… no cóż, nikt nie jest idealny. Tak czy owak, abym nie był gołosłowny w swojej nominacji, przygotowałem niewielki zestaw kilku najlepszych tekstów Mortego.
Kobiety są powodem, dla którego zostałem mnichem i, eee, powodem, dla którego przestałem nim być.
Nordom: Uwaga: Morte. Mam pytanie. Czy masz przeznaczenie? Cel?
Morte: Czy Nie-Sława jest naga?
Nordom: Zaprzeczam.
Morte: Więc odpowiedź brzmi: tak.
Bezimienny: Możesz mówić?
Ecco: [Kręci przecząco głową i uśmiecha się smutno]
Morte: Już kocham tę babeczkę!
A gdyby tak sprawić pozostałe części ciała Mortemu i pozwolić opętać go Witoldowi von Everecowi? Dobra, bez przesady, Wieloświat mógłby nie wytrzymać tak wybuchowej mieszanki!
Chirurg polowy – Shani
Shani to typ żeńskiej postaci, których w grach szczególnie mi brakuje. Takich, jak opisał to jej twórca, „niezbyt ładnych, a pięknych, takich, które śniły się po nocach, podczas gdy te klasycznie urodziwe zapominało się po pięciu minutach”. Kto powiedział, że drużynowym uzdrowicielem musi być mag, kapłan czy ewentualnie inny paladyn, a potencjalną partnerką protagonisty kobieta po przejściach / niezależna / w opałach / niezwykła pod innym względem (niepotrzebne skreślić)? Jasne, w erpegach pojawiały się bardziej intrygujące kobiety i z pewnością zdecydowanie lepiej zaprojektowane romanse, ale to właśnie przyziemność i zwykłość tego, który mogliśmy podjąć w Wiedźminie i dodatku Serca z kamienia, stanowił jego siłę i miłą odmianę. Wśród wszystkich tych dramatycznych historii o miłości trudnej, niespełnionej lub zniszczonej zrządzeniem losu, z kobietami co najmniej nietuzinkowymi, szara ruda myszka Shani wydała mi się oczywistym wyborem. No i może znowu nadarzyłaby się okazja na wzięcie udziału w wiejskim weselu. Na taką propozycję mógłbym odpowiedzieć tylko w taki sposób:
Zszyj czerwone z czerwonym, żółte z żółtym, białe z białym. Na pewno będzie dobrze.
Łotrzyca (Numer) Jeden – Neeshka
Na tę zaszczytną posadę rozpatrywałem dwie postaci: Annę Spośród Cieni i Neeshkę. Zawsze bardzo ceniłem tę pierwszą, niemniej jakoś nie wyobrażam jej sobie w drużynie innej niż tej prowadzonej przez Bezimiennego. To w końcu potężne siły bezwzględnej klątwy wyrwały ją ze zbierania zwłok na brudnych ulicach Ula i wątpię, aby sama Anna miała ochotę na poszukiwanie przygód po tym, jak w Fortecy Żalu skończyła się droga jej ukochanego. Z kolei na zdecydowaną korzyść drugiej z wymienionych diablic przemawiają sekrety jej pochodzenia, których ostatecznie nie wyjawiono w Neverwinter Nights 2, a dostępne poszlaki wskazywały, że mowa o piekielnym czarcie (a więc najwyższym w hierarchii diable władającym Baator) Mephasmie. Kto jest chętny na wyprawę do Dziewięciu Piekieł? Co prawda wolałbym poexpić na tanar'ri – z diabłami najciekawsze jest paktowanie i wyszukiwanie kruczków w umowie, aby ich okpić – ale na bezdemoniu i diabeł demon. Czy jakoś tak.
Poza tym Neeshka, mimo patologicznej kleptomanii (i pierwszorzędnych umiejętności, które przydadzą się drużynie), jest postacią lojalną w stosunku do swoich przyjaciół, czego dowodzi chociażby złamanie geasu, jaki rzucił na nią Garius w Dolinie Merdelain. Kto wie, może nawet rywalizowałaby z Shani o serce głównego bohatera – w końcu w okropnie pociętym Neverwinter Nights 2 i ten wątek ostatecznie nie przetrwał walki o przedświąteczną premierę. Neeshko, bądź moim Łotrem (Numer) Jeden!
Słyszałam, że to coś [imię Neeshki] znaczy na Niższych Planach, ale ponieważ nie schodzę tam często… chociaż najwidoczniej kochany dziadunio miał zwyczaj wychodzić tutaj po uciechy życia nocnego. Jeśli, eee, wiesz, o co mi chodzi.
Czaromiot – Anders
Tak, wiem – czemu nie Edwin, Morrigan, Sand czy Merrill, których zaklęcia o wiele bardziej pasują do działań ofensywnych? Cóż, wszystkie te postacie cenię i/lub lubię z jakiegoś powodu, ale nie oszukujmy się: żadna z nich nie jest tak zabawna jak Anders. Mowa oczywiście o Andersie z Przebudzenia, nie o tym, któremu się – za przeproszeniem – w rzyci poprzewracało w Dragon Age II. Zresztą, dla mnie Dragon Age skończyło się na Witch Hunt. Chociaż lubię opowieści dramatyczne i przytłaczające – w kategorii RPG nic dla mnie nie może się równać z Planescape: Torment i Neverwinter Nights 2: Maska Zdrajcy – to kiedy wszystko zdaje się przegrane i beznadziejne, dobrze sobie pośmieszkować. A że Anders całkiem sprawnie włada i magią, i dowcipem, to dostał tę rolę. On i Ser Pounce-A-Lot, znany również jako Pan Skoczysław.
Anders: Założę po prostu, że coś zdechło w twoich ustach.
Oghren: Zabawna opowieść: krasnolud atakuje maga. Krasnolud wygrywa.
Anders: Taa, zauważyłem, jak zeszczałeś się w pancerz w ostatniej walce. Dobra robota.
Oghren: Dziękuję! Będę tutaj cały tydzień.
Wszystko czego chcę to ładna dziewczyna, przyzwoity posiłek i prawo do strzelania błyskawicami w głupców.
Schodzimy tam? Tak myślałem. „Ooo, niestabilna, rozpadająca się przepaść! Chodźmy się tam pobawić”!
Krasnolud – Oghren
Nie wiem dlaczego, ale kiedy myślę o erpegowej drużynie awanturników, oczami duszy widzę między innymi krasnoluda rzucającego rubasznymi żartami i żłopiącego piwo na potęgę. W krasnoludach można przebierać, ale miałem problem z wytypowaniem większej liczby kandydatów na potrzeby mojego dream teamu – do głowy przychodził mi jedynie Oghren (wymowa żeńska: Ooooo-ghren). Tak, żaden Khelgar Żelazna Pięść, Zoltan Chivay, Korgan Krwawy Topór czy wcześniej wspomniany Varrik Tethras. Pogawędki, jakie były orzammarski wojownik ucinał sobie z towarzyszami podróży, zawsze wywoływały uśmiech na mojej twarzy, nie wspominając już o jego pijackich wywodach. Poza tym myślę, że Oghren, Morte i Anders stanowiliby zabójczy skład.
Eee, hmm, O! Dobre wieści, pani! Jesteś wolna! [Informowanie pewnej kobiety o owdowieniu]
Ogol mi plecy i nazwij mnie elfem!
Nędza, wymioty i słodowe trunki. Ach, jak w domu.
Ławka Rezerwowych
Bojownik Sprawiedliwości Społecznej – Justice/Vhailor
Zawsze ubolewałem nad faktem, że w komputerowych erpegach brakuje interesujących paladynów. Jakby Praworządny Dobry oznaczało Praworządny Miły albo Praworządny Nudny. Casavir? Keldorn Firecam? Nie, dziękuję. Niestety do bojownika o sprawiedliwość muszę powołać kogoś spoza mojej ulubionej klasy postaci w Dungeons & Dragons. Na castingu zakwalifikowały się dwa duchy: Sprawiedliwość (Justynian? Plażo, proszę) i Vhailor. Sam nie wiem, co jest bardziej denerwujące – smród rozkładającego się trupa czy upiorny, chodzący pancerz. Z całą pewnością nie są to postacie nudne, ale jako że szóste miejsce w drużynie zarezerwowane jest dla protagonisty, powiedzmy, że mamy remis i obaj panowie pozostają na ławce rezerwowych.
Biotyk i moralny kompas – Jacob Taylor
Seria Mass Effect pełna jest interesujących postaci. Przy corocznym przechodzeniu trylogii o Komandorze Shepardzie czuję się, jakbym spotykał starych znajomych. Ze wszystkich największą sympatią zawsze darzyłem Jacoba Taylora. Od samego początku Mass Effect 2 był cennym członkiem rodziny i bezcennym moralnym kompasem dla mojego Sheparda. Z całą pewnością jednym z najboleśniejszych momentów w całej trylogii była dla mnie jego śmierć podczas ryzykownego zadania, do którego zgłosił się na ochotnika. Doooobra, żartowałem, cha, cha, cha. Najgorszy towarzysz i z pewnością czołówka najsłabszych postaci w całej serii. Chętniej wziąłbym do tej roli Conrada Vernera, przynajmniej byłoby zabawnie.
To by było na tyle w kwestii mojej wymarzonej drużyny (a przynajmniej jednego wariantu), z którą chciałbym wyruszyć w drogę. A jaką Wy sformowalibyście gromadkę, gdyby niemożliwe stało się możliwe i powstał RPG, który na tego typu kreatywność pozwala? Żadnych ograniczeń, po prostu drużyna marzeń!
Proszę mi wybaczyć ewentualne przekręcenia i brak zgodności z oficjalnymi przekładami – niestety kompletnie ich nie znam, więc posiłkowałem się źródłami internetowymi tam, gdzie było to możliwe, a w pozostałych przypadkach tłumaczyłem sam.
Jeśli spodobał się Wam powyższy tekst, chętnie przygarnę Waszego lajka na moim fanpejdżu w serwisie Facebook. Dzięki niemu możecie zawsze być na bieżąco z moją radosną twórczością oraz zmotywować mnie do dalszej pracy. Z góry dziękuję. :-)