Premiera nowej odsłony Call of Duty, a raczej pierwsza prezentacja jej zwiastuna - zawsze jest sporym wydarzeniem wśród fanów gier. Przypomina to trochę nerwowe oczekiwanie na ujawnienie z dawna skrywanej tajemnicy, niespodzianki o tym gdzie tym razem zabiorą nas twórcy. Czy nadal konsekwentnie brną w wojnę przyszłości czy może tym razem zaskoczą wszystkich, niczym w 2007 roku?
UWAGA - TEKST ZAWIERA SPOILERY ODNOŚNIE FABUŁY SERII
MODERN WARFARE
Parę tygodni temu doświadczyliśmy w pewnym sensie trochę tego i trochę tego. Nowa gra Call of Duty: Infinite Warfare trzyma się sprawdzonego i bezpiecznego gruntu futurystycznego konfliktu, dając autorom pozbawione jakichkolwiek ograniczeń pole do popisu w kwestii fabuły, broni oraz mechanik walki. Z jednej strony trudno im się dziwić, że ciągle powiela się ten sam schemat. W epoce popularności podobnych do siebie, pełnych efektów specjalnych filmów o super bohaterach czy super żołnierzach, w super kombinezonach z super uzbrojeniem - gra po prostu wpisuje się w obecne trendy dyktowane przez Hollywood. Sam wydawca zaczyna chyba jednak powoli dostrzegać obecne już od jakiegoś czasu znużenie tym tematem (przynajmniej w branży gier) i przygotował małą niespodziankę - zremasterowaną wersję czwartej części serii: Modern Warfare - dla wielu z nas ciągle wzór gry niemal idealnej.
Geniusz Modern Warfare
Trudno powiedzieć, czy ów bonus jest swoistym testowaniem rynku i oczekiwań klientów, czy też jedynie miłym gestem dla najwierniejszych fanów serii, coraz głośniej domagających się powrotu do bardziej tradycyjnych i „analogowych” klimatów. Osobną kwestią pozostaje też kontrowersyjny model sprzedaży odnowionego Modern Warfare, dołączanego jedynie do droższych edycji kosmicznego Call of Duty: Infinite Warfare. Koniec końców przyjdzie nam pewnie wysupłać trochę więcej z portfela i dopłacić do podwójnej edycji, bo wydawca doskonale zdawał sobie sprawę do jakiej części gracze chętnie powrócą. Modern Warfare jest chyba najmilej wspominaną i najwyżej oceniają odsłoną serii i wszyscy możemy jednym tchem wymieniać dlaczego. Niezwykle klimatyczna, snajperska misja w Prypeci jest do dziś w zasadzie perfekcyjnym przykładem połącznia narracji, akcji, skradania się i świetnego voice-actingu, ale to tylko jeden element z całego szeregu zalet.
Choć fabuła nie należy do tych bardzo wybitnych i oryginalnych, to jej siła tkwi w tym, że przypomina jeszcze filmy akcji z lat 90-tych - jest dużo strzelania, wybuchów, ale nie ma w tym przesady, nawet mimo eksplozji bomby nuklearnej! Wszystko wygląda dość wiarygodnie i wręcz realistycznie - mamy oddział SAS w swoich słynnych czarnych kombinezonach, maskach przeciwgazowych i z pistoletami MP-5, mamy amerykańskich Marines walczących na Bliskim Wschodzie. Wiele z tych rzeczy możemy odnieść do rzeczywistości, autentycznych wydarzeń i po prostu poczuć je w szerszym kontekście, niż tylko w samej grze. Czwarta część Call of Duty potrafiła przykuć naszą uwagę i zaangażować nawet gdy mogliśmy jedynie biernie się rozglądać. Podróż prezydenta Yasir Al-Fulani na miejsce swojej egzekucji i sceny widziane po drodze z tylnego siedzenia samochodu były nie mniej wciągające, niż niejedna wymiana ognia lub dramatyczna ucieczka. W grze nie znajdziemy chyba etapu, który byłby słaby, nudny czy niepotrzebny.
Styl Michaela Baya i efektownej demolki całego otoczenia rozpoczął się nieśmiało w drugiej części, by w Modern Warfare 3 pójść już na całość, pokazując rozpadający się niczym domek z kart Nowy Jork albo East River wypełnioną taką ilością płonących okrętów i lotniskowców, że można by przejść wszędzie suchą nogą. Nieźle budowany klimat i atmosfera ustąpiła miejsca zwykłej papce dla oczu, a fabuła zaczęła wymykać się w zupełnie niekontrolowany sposób, w efekcie czego pościg za terrorystą Makarovem przeradza się w wielką epopeję z trzecią wojną światową w tle. Symbolicznym spadkiem formy pod koniec trylogii wydaje się być misja w Sierra Leone, gdzie w niewielkiej drużynie ponownie chwytamy za karabin snajperski, skradając się wśród wrogich żołnierzy. Próżno tu szukać napięcia i tego niesamowitego klimatu, jakie towarzyszyły nam podczas „All Ghillied Up”, w oczy rzuca się raczej nieudolna próba naśladowania doskonałego wzorca.
Ekipa z 22 Regimentu SAS
Powtarzana jak mantra Prypeć i niezła filmowa fabuła to jednak nie jedyne zalety gry. Jest coś jeszcze, coś co sprawia, że atrakcyjna jest cała trylogia, co powoduje, że wracamy nawet do pozostałych dwóch części. Oglądając i czytając różne wspominki o tych odsłonach Call of Duty praktycznie nie wymienia się jej kluczowego składnika, a mianowicie kilku bohaterów Modern Warfare - niesłychanie sympatycznych, wyrazistych jak ich szkocki lub brytyjski akcent - operatorów SAS! Tak - jest jeszcze Mason, Woods i Reznow z serii Black Ops, ale czy pamiętamy kto występował w Call of Duty: Ghosts? Czy bądź co bądź świetny aktor Kevin Spacey stworzył kultową postać w Advanced Warfare? Jeśli zerkniemy na rozsiane po internecie ankiety, pytania na forach o ulubione postacie z gry - zawsze pierwsze miejsca okupuje tylko jedna ekipa: kapitanowie MacMillan, MacTavish i Price oraz tajemniczy „Ghost”. Dopiero za nimi meldują się bohaterowie Black Ops, ale często w towarzystwie Gaza i Roacha - kolejnych Brytyjczyków z SAS. Z jakich powodów amerykańskie studio Infinity Wards tak upodobało sobie brytyjskie siły specjalne, jednocześnie spychając bliższych sobie Marines do roli mniej znaczących statystów, pozostaje zagadką. Zamiast więc analizować po raz setny czemu etap „All Ghillied Up” jest taki fajny, przyjrzyjmy się bliżej komandosom z 22 Regimentu, a później z pierwszego szwadronu Task Force 141, bez których Modern Warfare nie było by takie same.
Gary „Roach” Sanderson i Gaz
„Lubię mieć go pod ręką na bliskie spotkania”. - Gaz
Na tle innych operatorów SAS, Gaz i Roach mogą wydawać się trochę mniej wyraziści. Ten pierwszy towarzyszy nam jednak przez większość czasu pierwszej części trylogii, a Roach to już “nasza” postać - wcielamy się w niego w drugiej odsłonie. Gaz zjednał sobie naszą sympatię na samym początku Modern Warfare, chwaląc swoją strzelbę tym samym zdaniem, co kapral Hicks w filmie Obcy: Decydujące starcie. Obie postacie łączy fakt, że giną pod koniec swojej gry z rąk głównych antagonistów. Śmierć Roacha jest trochę przysłonięta faktem, że w tym samym momencie umiera również Ghost, kradnąc jakby sporo uwagi z jego osoby. Z dziennika Soapa dowiadujemy się, iż obaj koledzy byli mu bardzo bliscy. MacTavish był bardzo poruszony odejściem Gaza - wspomina, że nie mógł pozbyć się z głowy widoku martwego kolegi, a Roach był jego ulubieńcem i przypominał mu jego samego przed laty. Ze śmiercią Gaza natomiast związany jest pewien mit, teoria spiskowa popularna swego czasu wśród graczy. Wielu z nich uważało bowiem, iż Gaz jakoś przeżył i powrócił w drugiej części pod postacią Ghosta! Miał to przede wszystkim potwierdzać fakt, że obaj żołnierze mówili tym samym głosem – twórcy z jakiegoś powodu wykorzystali tego samego aktora - Craiga Fairbrassa. Zbliżona wymowa ksywek, ta sama ranga porucznika oraz to, że Ghost nigdy nie ściągał swojej maski zdawały się potwierdzać przypuszczenia fanów. Teoria została jednak obalona, gdy o coraz bardziej popularnym Duchu zaczęły pojawiać się komiksy ujawniające jego tajemniczą przeszłość.
Kapitan MacMillan
„Kiedyś mieszkało tu 50 tysięcy ludzi. Teraz to miasto duchów.”
Kapitana MacMillana poznajemy jako doświadczonego snajpera w misji „All Ghillied Up”. Prawdopodobnie było to właśnie powodem wybrania takiego, a nie innego nazwiska dla niego. MacMillan to mianowicie marka jednych z najlepszych na świecie karabinów snajperskich. Model MacMillan TAC-300 stał się szeroko znany dzięki nominowanemu do oscara filmowi biograficznemu Snajper.
MacMillan to dość wyjątkowa postać - pojawia się w akcji tylko raz, nigdy nie widzimy jego twarzy, ale jakoś udało mu się zdobyć serca graczy, a jego nazwisko (imienia nigdy nie poznaliśmy) pamiętamy równie dobrze jak innych. Być może największą zasługę ma w tym wspomniana misja w Prypeci, gdzie MacMillan dowodzi młodym jeszcze Price’em dopiero w stopniu porucznika. Jego charakterystyczny szkocki akcent przeprowadza nas przez całą misję nieustającymi komunikatami i poleceniami, które jednak brzmią jak dobre rady przyjacielskiego mentora, a nie rozkazy przemądrzałego dowódcy. W końcowej fazie misji zostaje ranny w nogę, ewakuowany dzięki pomocy Price’a i tu w zasadzie rola szkockiego kapitana się kończy, a z tym nasza wiedza o jego losach. MacMillan powraca dopiero w Modern Warfare 3, już w stopniu generała i jako dowódca brytyjskich sił specjalnych, przybierając ksywkę Baseplate. Przy tak wysokiej randze i dużo starszym wieku nie widzimy go już oczywiście na polu walki, ale sprawujący kontrolę nad całą operacją oraz dysponujący sporą wiedzą wywiadowczą MacMillan, nadal z tym samym szkockim akcentem udziela nam cennych rad i wyznacza kolejne cele. Niezłym smaczkiem podczas jednej z rozmów jest wspomnienie kapitana Price’a o tym, jak uratował MacMillana podczas misji w Prypeci. Trylogia Modern Warfare nie zakończyła w żaden istotny sposób losów MacMillana. Prawdopodobnie zachował on swoje stanowisko dowodzącego siłami specjalnymi.
John „Soap” MacTavish
„Co to niby za imię - Soap?” - Price
Kolejny Szkot w ekipie SAS staje się nam wyjątkowo bliski, bo to właśnie w jego postać wcielimy się wiele razy, zaczynając od pierwszych etapów w Modern Warfare, gdzie jako żółtodziób musimy dopiero pokazać na co nas stać w słynnym obiekcie treningowym SAS w Hereford. Tam Soap poznaje drużynę Bravo, spotyka kapitana Price’a i słyszy z jego ust słynną kwestię o swojej ksywce, a zdanie to potem sam wykorzysta przy spotkaniu kolejnego kumpla z drużyny - Ghosta. To dobry żołnierz i świetny dowódca. W drużynie pełnił rolę snajpera oraz specjalisty od materiałów wybuchowych, znany był też ze swojego strachu przed psami. Soap jest jest jednym z nielicznych bohaterów pojawiających się we wszystkich odsłonach Modern Warfare, zarówno jako towarzysz NPC, jak i postać grywalna - niestety aż do swojej śmierci na początku trzeciej części. Niezwykle emocjonalna reakcja na co dzień twardego kapitana Price’a pokazuje w tym momencie, jak bardzo przywiązany był on do swojego druha i jak bardzo przeżył tę stratę - zapewne podobnie, jak niejeden z nas.
Kapitan John Price
„Niezły strzał… MacMillan byłby pod wrażeniem”.
Nie ma chyba drugiej tak charakterystycznej postaci w serii Call of Duty (choć może jednak jest…?), jak wąsaty kapitan John Price. Miłośnik cygar, wszechstronny na polu bitwy - towarzyszy nam w większości misji całej trylogii Modern Warfare, a podobny do niego żołnierz o tym samym nazwisku występuje nawet w pierwszych odsłonach CoDa, zabierających nas jeszcze na fronty II wojny światowej. Nie jest do końca jasne czy to dziadek współczesnego Price’a, czy po prostu autorzy wykorzystali pomysł na wyjątkowego bohatera. Na sympatię do naszego kapitana niewątpliwie wpływa fakt, że przebywamy w jego towarzystwie o wiele dłużej, niż z innymi bohaterami, ale nie da się też zaprzeczyć, że został on stworzony w ten sposób, iż nie da się go nie lubić. Wyraźnie starszy niż inni operatorzy w drużynie, pełni również i dla nas rolę swoistego mentora, żołnierza doskonałego, który zawsze wie co robić, zawsze znajdzie wyjście z najgorszych tarapatów. Price ratuje nawet swojego instruktora - MacMillana, wytrzymuje trzy lata w rosyjskim gułagu i jest osobiście zaangażowany, by pomóc głównym antagonistom Modern Warfare dostać się na tamten świat. Czy można wyobrazić sobie większego twardziela i kozaka? Hmmm, chyba jednak tak!
Simon „Ghost” Riley
„Zróbmy to!”
Ghost to jedyna postać oprócz Roacha, która pojawia się jedynie w drugiej części Modern Warfare. Pomimo tak krótkiego występu, wydaje się, że tajemniczy Duch wywarł na graczach o wiele większe wrażenie, niż wszyscy inni bohaterowie. W jaki sposób? Na pewno jest to połączeniem wielu czynników. Najważniejszy z nich to tajemnica, jaka go otacza. Ludzie uwielbiają tajemniczość, a twarz zawsze zasłonięta maską z wymownym symbolem czaszki oraz posługiwanie się jedynie chwytliwym pseudonimem rozpala wyobraźnię. Swoją rolę na pewno odegrała też jego nagła i niespodziewana śmierć - niektóre komentarze w sieci wspominają ten moment, jako dosłowny wyciskacz łez. Ghost gościł bardzo krótko w serii Modern Warfare, ale na tyle znacząco, by odcisnąć w niej swoje miejsce na stałe. Reakcja fanów na jego postać była tak wielka, że jako jedyny bohater Call of Duty doczekał się własnego komiksu, wyjaśniającego sporo kwestii z burzliwego życiorysu pomocnika rzeźnika w Manchesterze, jest wdzięcznym tematem dla cosplayowców, a jego nomen-omen „duch” przetrwał w następnych grach. Przebranie Ghosta dostępne jest w trybie wieloosobowym Modern Warfare 3, a w Call of Duty: Ghosts - towarzyszący nam pies wabi się Riley - tak jak ujawnione w innych okolicznościach nazwisko Ducha. Wielu graczy postrzega Ghosta jako idealny przykład „ultimate badass”, czyli największego twardziela, kozaka z charakterem i zasadami.
Czy możemy sobie wyobrazić Modern Warfare bez tej szóstki bohaterów? Chyba nie! Oddział Brytyjczyków stał się jej nierozerwalną częścią - taką „drużyną marzeń”, z którą chciałoby się wyruszyć na najniebezpieczniejszą akcję, a każdy z jej członków jest na tyle wyraźny, że mógłby być bohaterem swojej własnej, osobnej gry. To ekipa, w której każdy zasłużył swoimi czynami na uznanie i szacunek kolegów, to wzorowy przykład prawdziwej męskiej przyjaźni - towarzyszy broni żartujących z siebie, docinających sobie, ale zawsze osłaniających się, pilnujących, gotowych oddać życie jeden za drugiego!
Na zakończenie warto przypomnieć pewien film - Find Makarov: Operation Kingfish. Grupa fanów Call of Duty stworzyła go własnymi siłami, a rezultat okazał się tak dobry, iż samo Activision zatwierdziło obraz jako oficjalny prequel do wydarzeń z Modern Warfare 2. W filmie widać całą śmietankę, czyli Price’a, Roacha, Soapa i Ghosta w tajnej misji na Ukrainie, której celem jest schwytanie Makarova. Akcja nie przebiega zgodnie z planem i sporo w niej dramatycznych sytuacji. Trzeba przyznać, iż twórcom udało się stworzyć w tym krótkim klipie naprawdę niesamowity klimat!