Pillars of Eternity: Ja Już grałem
Fallout: New Vegas - RPG w wielkim stylu
W co gracie w weekend? #300: Fallout New Vegas - Postnuklearny odjazd na pustkowiach Mojave
Nawet zło może dawać radość – recenzja gry Tyranny
Pillars of Eternity II na dziesiątkę – 10 pomysłów na udany sequel
Recenzja Tyranny - mocny kandydat do wysokiego stołka
Wielokrotne przekładanie daty premiery gry powinno być dla odbiorców znakiem ostrzegawczym. Na Kijek Prawdy patrzyłem ostatnimi czasy mocno podejrzliwie – pomysł na grę nie należał do najbardziej skomplikowanych, technikalia czerpały garściami z serialowego dorobku, ciężko było sobie usprawiedliwić nieracjonalnie długi czas produkcji nawet mając na uwadze nagłą zmianę wydawcy. Całe szczęście Obsidian nie zawiódł i dostarczył fanom serialu prezent najpiękniejszy z możliwych.
W ostatnich latach deweloperzy prezentowali masę nadchodzących, potencjalnie świetnych, gier: Watch_Dogs, Halo 4, GTA V czy The Last of Us (choć oczywiście nie jest to rzecz wyjątkowa, dzieje się tak od zawsze). Niektóre już udowodniły swoją wartość, na inne musimy jeszcze poczekać. I właśnie wśród tych "innych" znajduje się moja najbardziej oczekiwana gra. Tytuł ujawniony pod koniec 2011 roku, który miał mnie rozłożyć na łopatki najpóźniej w grudniu, a ukaże się dopiero za 5 miesięcy. Tytuł, na który czekałem od zawsze, choć uświadomiłem to sobie dopiero po przeczytaniu informacji ujawnionych w magazynie Game Informer sprzed niemal dwóch lat. Panie, panowie... South Park: The Stick of Truth, znany u nas pod bardziej swojskim podtytułem Kijek prawdy.
Jakiś czas temu zbiórka pieniędzy na Project Eternity, nową produkcję przygotowywaną przez studio Obsidian Entertainment, dobiegła końca. Mimo że gra jeszcze nie powstała, to już powoli zapisuje się w historii gamedevu i odnosi niemałe sukcesy.
Premiera Fallout: New Vegas przeszła jakoś obok mnie. Chyba brak „4” w nazwie spowodował, że podświadomie potraktowałem grę jako mniej wartościową niż Fallout 3. Na szczęście co się odwlecze to nie uciecze. Niedawno spędziłem jakieś 50 godzin z New Vegas i mogę ze spokojem powiedzieć, że tak jak „wojna nigdy się nie zmienia”, tak gry z serii Fallout nigdy nie zawodzą. Najnowszy Fallout dał mi to, o co ostatnimi czasy bardzo ciężko - kawał porządnego oldskulowego RPGa.
W sieci pojawiła się dość ciekawa informacja: Timothy Cain, współtwórca serii Fallout i założyciel nieistniejącego już studia Troika, dołączył do ekipy Obsidian Entertainment.
Co to znaczy dla graczy? Właściwie tylko tyle, że Obsidian Entertainment zyskałby ważną osobistość w świecie komputerowych RPG. Tylko tyle i aż tyle, bo Cain mógłby powrócić do prac nad serią Fallout i przywrócić jej jeszcze więcej radioaktywności niż w Fallout: New Vegas.
Dziś w NienażartyTV mam zaszczyt zaprezentować Wam Alpha Protocol. Tytuł ten moim zdaniem został bardzo niedoceniony. Warto zapoznać się z nim, tym bardziej że obecnie kosztuje on grosze (sam kupiłem na wyprzedaży na Steam za około 8 euro).
Moim zdaniem, w prezentowanym fragmencie nie znajdują się spojlery, które zepsują Wam zabawę, jeżeli zachęceni materiałem zdecydujecie się kupić Alpha Protocol. Oczywiście nie ma możliwości przedstawienia tak długiego gameplay'u, zupełnie nie przedstawiając fabuły. Żeby nie było - ostrzegałem.
Firma Square Enix poinformowała, że demo gry Dungeon Siege III trafi na Xbox LIVE w przyszłym tygodniu. Już za osiem dni fani popularnej serii hack & slash będą mogli sprawdzić jak prezentuje się produkcja tworzona przez studio Obsidian Entertainment.
Fallout: New Vegas to bezsprzecznie jeden z najciekawszych (słowo-klucz, bo lepsze znaleźć łatwo) cRPG'ów ostatnich lat. Być może w tak świetnym odbiorze kolejnej postapokaliptycznej historii pomogły mi obniżone wymagania - Obsidian jakoś nigdy nie potrafił podarować graczom wymuskanego cudeńka, ponadto Fallout 3 nie podniósł mi odpowiednio ciśnienia. I jak na ironię New Vegas takowym cudeńkiem też nie jest. To co oddala go od maksymalnej oceny to przede wszystkim ogrom błędów technicznych - lewitujące postaci, zblokowane w ścianie NPC, potem klasyczny crash do pulpitu. Trzeba przyznać, że ten tytuł trzeba pokochać miłością bezgraniczną, wtedy ewentualne niedoróbki wybacza się w try-mi-ga.
Co dostajemy oprócz bugów? Na pewno wybitny content, który został zaprojektowany bardzo skrupulatnie i w najmniejszych szczegółach. Punkt wyjściowy fabuły jest prosty i jednocześnie niezwykle nośny. Oto bowiem wcielamy się w rolę Kuriera-posłańca, który otrzymuje ważną paczkę. W drodze do adresata zostaje jednak pojmany i ociera się o śmierć z ręki... no właśnie kogoś. Zamachowca będziemy musieli znaleźć na własną rękę, a przy tym zwiedzimy niemały kawałek pustyni Mojave i przy okazji dowiemy się, że atak na nasze życie to pikuś przy tym co wyczynia reszta rzezimieszków w okolicy.
Podobnie jak wielu ortodoksyjnych fanów Fallouta, trzecią odsłonę tego kultowego cyklu uważam za totalne nieporozumienie. Kilka lat temu post-apokaliptyczny Oblivion rozczarował mnie bardzo szybko i już po kilku godzinach grałem w niego wyłącznie z musu. Z produktem Bethesdy ostatecznie dałem sobie siana tuż po wejściu do centrum zrujnowanego Waszyngtonu – nigdy nie dowiedziałem się jak skończyła się ta opowieść, bo nigdy więcej do niej nie wróciłem. Wiem, mam klapki na oczach, ale nie przekonały mnie pomysły Todda Howarda i spółki. Fabuła w ogóle mnie nie wciągnęła, a czarę goryczy przelała upośledzona mechanika rozgrywki z idiotycznym systemem VATS na czele. Pozwoliłem trzeciemu Falloutowi wyrwać 13 godzin ze swojego życia i do dziś uważam, że był to czas stracony.
Na rynku zadebiutował wreszcie nowy Fallout. Gra, której dwie pierwsze odsłony są traktowane niemalże jak synonim cRPG, jest już dostępna w Stanach Zjednoczonych, a w Europie zadebiutuje oficjalnie w najbliższy piątek. Jak wypadł ? Czy twórcy, którzy stworzyli nie tak dawno przecież momentami genialne, ale w ogólnym rozrachunku mocno średnie Alpha Protocol, pamiętają jeszcze jak tworzyć naprawdę dopracowane produkcje?