Gry planszowe i różnego rodzaju karcianki towarzyszą mi od bardzo dawna. Jak każdy zaczynałem od Chińczyka, znanego także jako Człowieku nie irytuj się, przez Magię i Miecz, a na Gwiezdnym Kupcu kończąc. Kiedyś było zaledwie kilka firm wydających gry na odpowiednim poziomie. Obecnie planszówki przeżywają swój renesans. Nie ma to, jak usiąść z kilkoma znajomymi i rozegrać partyjkę w ulubiony tytuł...
Gry a w szczególności gry komputerowe są w obecnych czasach najpopularniejszą formą rozrywki wśród młodych ludzi. Klasyczne gry, z których wywodzą się gry komputerowe również zasługują na atencję odbiorców oraz badaczy tego rodzaju rozrywki. Cel tego wpisu jest zestawienie, porównanie gier tradycyjnych z komputerowymi oraz udowodnienie, że gry klasyczne mają nadal mocną pozycje w świecie gier i nie grozi im zatracenie w dobie digitalizacji. Wykonałem prostą ankietę z pytaniami odnośnie gier komputerowych i klasycznych, aby zweryfikować moje poglądy w tym temacie i uwzględnić opinie innych. Znalazłem kilka argumentów, odnośnie gier klasycznych, które potwierdzają moją obserwację :
Spotkali się w gospodzie. Obalili parę piw i jeszcze przed końcem wieczoru potężny wojownik, mądry czarownik, pobożny kapłan i przebiegły złodziej stworzyli nierozerwalną drużynę, gotową do walki ze złem tego świata. Kto by pomyślał? Tak się składa, że parę kroków dalej faktycznie czai się zło. Mroczny władca wypełnił niedalekie wzgórze korytarzami, skarbami i trollami.
A potem nasza Dzielna Drużyna zanurzyła się w Otchłanie Ciemności, aby nieść biednym potworom (i duchom)* Śmierć, Zniszczenie i Oświecenie. Klasyczny, stary jak świat scenariusz, nie? Całe szczęście, że ktoś** wreszcie pomyślał i postanowił pokazać nam w jaki sposób wygląda to wszystko z punktu widzenia przeciętnego Władcy Ciemności. Zamiast niszczyć więc niezwykle rzadką florę i faunę podziemnego świata, tym razem przyjdzie nam stanąć w jej obronie i dopilnować, żeby nasze imię zapisało się w kronikach na wieki jako najbardziej przerażające i odrażające budzące powszechną miłość i szacunek.
Wydaje Ci się, że ziemia jest za mała dla wszystkich ludzi i innych dziwnych stworzeń? Że znajduje się na niej zbyt wiele irytujących rzeczy, które po prosu mogłyby zniknąć? Czy gdybyś miał taką możliwość, doprowadziłbyś do wymarcia cywilizacji wkurzających i wiecznie głośno bzyczących komarów? Small World to świat, w którym możesz unicestwić wszystko, co choć trochę działa Ci na nerwy (czyli zazwyczaj Twojego rywala). Komarów, co prawda tu nie ma, ale jaką radością jest zabicie kilku handlujących amazonek, latających szkieletów, konnych olbrzymów lub dyplomatycznych orków! Wystarczy jedno słowo i … pewne rasy zostaną wyłącznie w kronikach historycznych. Idylla? Być może. Gorzej, jeśli spotka to Twoją rasę.
Od samego początku mojej przygody z nowoczesnymi planszówkami, najbardziej lubiłem w nich dużą ilość różnorodnych elementów. Po otwarciu pudełka cieszyłem się jak dziecko widząc masę kolorowych żetonów, kości, figurek czy kart. Samo ich przeglądanie dawało kupę radochy, nie mówiąc już korzystaniu z nich podczas samej rozgrywki. Niestety miało to również swoje wady. Duża ilość elementów oznaczała najczęściej skomplikowane zasady, których nauka zajmowała wieki, a za nim się je wszystkie wyjaśniło połowa graczy ziewała ze znudzenia. Równie dużo czasu zajmowała sama rozgrywka wymagająca czytania długich opisów i częstego zerkania do instrukcji. Jakby to było fajnie, gdyby ktoś stworzył skomplikowaną planszówkę, która byłaby jednocześnie szybka i łatwa do opanowani… Okazuje się, że kilka lat temu ktoś już wpadł na taki pomysł i co najważniejsze udało mu się go zrealizować! Gość nazywał się Philippe Keyaerts, a stworzoną przez siebie w 2000 roku grę zatytułował po prostu Small World.
Siedem Królestw poznałem dokładnie, z bliska – wdychałem pył pól bitewnych, próbowałem rozkazami przekrzyczeć wrzask piechoty, tętent konnicy i jazgot stali. Byłem też na dworach, knując spiski i zdrady w migotliwym blasku świec, zawierając sojusze na bankietach i sprzedając przyjaciół w zamian za poparcie w kampanii wojennej. Wreszcie widziałem go jako Senior Domu, próbujący zapewnić swoim prowincjom równowagę, dbający o zaopatrzenie, a jednocześnie rządzący nimi silną ręką i mocą suwerennego władcy. Takim odebrałem ten świat, takim go zapamiętałem i do takiego co jakiś czas tęsknię i wzdycham…
Mówili mi po latach – gdy mój syn od dawna już mądrze zarządzał włościami, a ja, jako stary maester, grzałem stopy przy kominku i coraz częściej sięgałem po mleko makowe – że to wszystko, cośmy przeżyli zostało spisane przez męża słusznej postury o zagadkowych inicjałach GRRM. W istocie, czytałem jego opowieść... a raczej jego wersję. Może rzeczywiście jestem już stary, słabo słyszę i wspinanie się na wieżę w warowni sprawia mi trudności, ale umysł mam sprawny a pamięć dobrą. I zapamiętałem wszystko zupełnie inaczej...
W obecnych czasach Grecji nie powodzi się najlepiej. Kryzys. Długi. Demonstracje na ulicach. Zdecydowanie nie jest tam tak sielankowo, jak można zobaczyć na wakacyjnych pocztówkach. Pieniędzy Grekom brakuje, ale mają coś czego nikt im nigdy nie odbierze: wspaniałą przeszłość. Starożytna Grecja to zawsze był mój ulubiony temat na lekcjach historii i do dzisiaj pozostał mi wielki sentyment do tej epoki ludzkich dziejów. Wielka szkoda, że twórcy gier nie podzielają mojego entuzjazmu i raczej rzadko umieszczają akcję swoich tytułów w tamtych realiach. Zdarzają się co prawda wyjątki pokroju Zusa, Titan Questa czy God of War, ale niestety pojawiają się one bardzo sporadycznie. W grach planszowych starożytna Grecja też nie jest rozpieszczana. Dużo częściej na planszy możemy podziwiać hedonistyczny Rzym czy brudne średniowiecze, niż piękne Greckie archipelagi. Tym większa była wiec moja radość, gdy dowiedziałem się, że wydawnictwo Rebel planuje dodruk jednej z najlepszych planszówek ubiegłego roku, zatytułowanej Cyklady.
Człowiek ma w swoim życiu wiele pasji - w moim wypadku jedną z nich jest projektowanie. Dotychczas przeważnie gier planszowych, co jak uświadomił mi w rozmowie w cztery oczy założyciel 11bit studios, różni się znacząco od designu komputerowych i konsolowych. Niemniej jako gracz, lubię rozumieć co stało za podjętymi decyzjami, dlaczego jest tak, a nie inaczej, a wreszcie jakie scieżki przeciera postęp technologiczny.
Raz na jakiś czas przychodzi taki moment, iż biadolę, jakom żyw, że branża gier video zatrzymała się w miejscu i w ogóle 2012 is coming. Dlatego moją ostoją stały się swego czasu planszówki, gdzie odnalazłem swoją niszę, po cichu marząc, by przenieść ich elementy na ekran monitora. Zdaje się więc, że jakaś siła wyższa postanowiła wysłuchać prośby i uraczyła mnie, aż dwoma tytułami - są to kolejno Scrolls oraz Card Hunter.
Nie rozumiem dlaczego ludzie z taką trudnością akceptują fakt, iż gry planszowe nie zatrzymały się w latach 90' na "Monopoly", bądź "Magii i Mieczu". Przecież one również podlegają zasadom rozwoju jak w każdej, innej branży. Jeszcze zabawniej reagują na fakt, iż są one obecnie domeną dorosłych. Z kilku prostych powodów (...)