Od premiery Dragon Balla minie w tym roku trzydzieści jeden lat. Niewiele mniej liczy sobie anime opowiadające o przygodach Son Goku i jego przyjaciół. Można sądzić, że to stworzone przez Akirę Toriyamę uniwersum zna i kojarzy każdy. Są jednak przecież też nowe pokolenia fanów japońskich komiksów i animacji, które nie pamiętają czasów RTL7, kreskówek z polskim dubbingiem nałożonym na ten francuski, zbierania kart z Chio i wszystkiego tego, co dzisiaj fani Dragon Balla wspominają z rozrzewnieniem. Przede wszystkim dla nich przygotowany jest ten tekst. Zaczynajmy!
Namco Bandai kilka tygodni temu zapowiedziało kolejną grę w uniwersum Dragon Ball, Xenoverse. Znakomicie, tylko czemu znowu jest to bijatyka? Fani Goku i spółki od kilku lat karmieni są głównie właśnie reprezentantami tego konkretnego gatunku i z reguły dostają produkcje co najwyżej dobre. Czy nie lepiej byłoby spróbować ożywić nieco wałkowany od wielu lat koncept i zaoferować fanom mangi i anime coś nowego? A nuż przyniosłoby to dobre oceny, zwiększyło zainteresowanie i przełożyło się na lepsze wyniki finansowe?
Moje pierwsze zestawienie ulubionych AMV spotkało się na Gameplayu z mieszanymi uczuciami: jednym się podobało, innym mniej, niektórzy twierdzili, że to co zebrałem stanowi wręcz profanację YouTube'a. Niemniej, ostatni zbiór filmów o Pokemonach cieszył się sporą popularnością, po prawie dwóch latach postanowiłem więc podzielić się z Wami kilkoma kolejnymi filmami. Enyoj!
Obaj bohaterowie są bardzo znani wśród fanów mangi oraz anime, a dokładniej rzecz ujmując w gatunku Shōnenów. Ponadto pod pewnymi względami bywają dość do siebie podobni. I w sumie nie ma się co dziwić, skoro twórca Naruto - Masashi Kishimoto w wielu aspektach wzorował się na swoim ulubieńcu, czyli Dragon Ballu stworzonym z kolei przez Akirę Toriyamę.
Z nowym filmem Dragon Ball Z wiązałem duże nadzieje. Jest to przecież pierwsza kinówka od wielu lat, która może zadecydować o rozwoju marki w najbliższym czasie. We wrześniu w końcu nastąpiła premiera płytowa tej produkcji, co pozwoliło mi na jej obejrzenie. Czy film godnie kontynuuje tradycję serii, czy wychodzi naprzeciw oczekiwaniom fanów, szczególnie tych pamiętających emisję serialu w RTL 7? O tym w poniższej recenzji.
Japońska premiera (30 marca) zbliża się wielkimi krokami. Z tej okazji postanowiono nas uraczyć tym oto zwiastunem:
Wielu fanów serii o Smoczych Kulach od dawna marzyło, aby Akira Toriyama wrócił do gry. Wygląda na to, że modły zostały wysłuchane. Już 30 marca 2013 film Dragon Ball Z: Battle of Gods wchodzi do kin (póki co japońskich, ale dalsza dystrybucja na świat jest bardziej niż prawdopodobna).
Od premiery pierwszego odcinka Dragon Ball dzieli nas już ponad 26 lat. Przez 11 lat przygody Goku i spółki śledziły z zapartym tchem miliony ludzi. (A właściwie nadal śledzą, bo w zachodnich stacjach telewizyjnych do dziś bez problemu można w całkiem niezłym czasie antenowym wyłapać którąś z serii). Pomimo pewnego zawodu jakim była seria GT, wielu fanów przez lata żyło nadzieją, że Toriyama powróci jednak do stworzonego przez siebie uniwersum i doprowadzi do odrodzenia kultowego serialu. Pomimo różnie interpretowanych sygnałów, do tej pory nie ukazała się żadna nowa produkcja osadzona w świecie Dragon Ball, która sygnowana byłaby nazwiskiem słynnego autora komiksów. (Chociaż ostatnimi czasy coś się chyba ruszyło, bo w połowie przyszłego roku ukazać ma się w Japonii nowy film kinowy, tworzeniem którego podobno w całości zajmuje się Toriyama). Nic więc dziwnego, że za osamotnione, ale nadal popularne uniwersum postanowili zabrać się fani tworząc rozliczne mangi (głównie spin-offy do oryginalnych serii) i scenariusze nigdy niezrealizowanych filmów. Do niedawna stworzenie pełnoprawnego serialu animowanego przerastało możliwości amatorskich twórców, wszystko wskazuje jednak na to, że w ostatnich dniach sytuacja uległa drastycznej zmianie - 3 dni temu premierę w Sieci miał pierwszy odcinek Dragon Ball Absalon, w całości tworzony przez fana kryjącego się pod nickiem Mellavelli.
W związku z dwudziestą rocznicą Dragon Ball Z twórcy postanowili odświeżyć legendarną "Zetkę". W taki oto sposób powstało Kai, będące przypomnieniem najlepszego anime z tamtych lat. Jednakże jak się później okazało, nowe wydanie nie zawierało w sobie całej zawartości swojego pierwowzoru. Spowodowało to wówczas oburzenie ze strony fanów. Czy słusznie? Nie wiem, ponieważ tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnego punktu widzenia.
Do tej pory powstało jedno anime, które po dziś dzień budzi we mnie dość kontrowersyjny i ambiwalentny stosunek. Anime, które pamiętają i kochają chyba wszyscy, i to pomimo faktu, że większość oglądających ma już ponad 20lat.