W związku z dwudziestą rocznicą Dragon Ball Z twórcy postanowili odświeżyć legendarną "Zetkę". W taki oto sposób powstało Kai, będące przypomnieniem najlepszego anime z tamtych lat. Jednakże jak się później okazało, nowe wydanie nie zawierało w sobie całej zawartości swojego pierwowzoru. Spowodowało to wówczas oburzenie ze strony fanów. Czy słusznie? Nie wiem, ponieważ tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnego punktu widzenia.
Pojawienie się przygód Goku i jego przyjaciół po tak długim odstępie czasu wywowało wielkie poruszenie wśród ludzi lubiących ten serial. Byli też i tacy, którzy wypuszczali plotki dotyczące sequela. Według nich autor mangi celowo odświeżył drugą serię bez sagi Buu, aby tuż po zakończeniu Dragon Ball Kai wypuścić alternatywną kontynuację, która pomijałaby niniejsze wydarzenia włącznie z tymi ukazanymi nam w GT. Tak się jednak nie stało i po zakończeniu emisji fałszywe przesłania "fanów" uciekły w cień.
No dobrze, ale czym tak naprawdę jest omawiana przeze mnie wersja? Z całą pewnością nie jest to wierny remake, ponieważ nie zawiera on wielu odcinków znanych nam oryginału. Bliżej mu do mangi, aniżeli serialu, ponieważ zdecydowano się tutaj całkowicie usunąć fillery. Czy słusznie? Może i tak, ponieważ nie wprowadzały one zbyt wielu interesujących nowości. Z drugiej strony nie były też złe, ale ich brak w niczym nie powinien nam przeszkadzać. Skrócono również emocjonujące walki, które w finalnych etapach dłużyły się niemiłośiernie. Także o uczuciu znużenia nie ma nawet najmniejszej mowy. Jednakże niektóre sceny zostały w moim mniemaniu za bardzo skrócone. Chociażby trening Gohana pod okiem Piccolo. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, iż w "Zetce" faktycznie zbyt wiele odcinków było poświęconych temu wydarzeniu, ale skrócenie ich do minimum zostało przeze mnie odebrane w negatywny sposób.
Tak niestety jest z wieloma sytuacjami, przez co nie byłem w stanie wniknąć w wykreowany przez Akire Toriyame świat, tak jak to było w starszej o dwadzieścia lat edycji. W związku z tym zdecydowałem się potraktować Kai jako skrót najważniejszych wydarzeń z Dragon Ball Z. Po każdym seansie przypominałem sobie wycięte z reedycji historie, popadając tym samym w nostalgię. Dopiero od tego momentu, omawiane anime zaczęło mi się podobać. Jednakże do uczuć towarzyszących mi w trakcie oglądania pierwowzoru było niezmiernie daleko.
Przede wszystkim dlatego, że wycięto w moim mniemaniu zbyt dużo scen oraz odcinków. Innym powodem okazał się nowy soundtrack. Owszem, do openingu i endingu nie miałem zastrzeżeń, ale do kawałków towarzyszących nam podczas zmagań naszych bohaterów jak najbardziej. Nie zrozumcie mnie źle, bo do złych nie należały, ale w porównaniu do oryginalnych utworów wypadły co najmniej bezpłciowo. W żadnym wypadku nie wprawiały we mnie odpowiednio wysokiej adrenaliny. Nie było o tym nawet mowy. Tliły się tu i ówdzie, niczym zduszony płomień znajdujący się pod stertą suchych liści. Cenzura, choć w mniejszym stopniu również się do takiego stanu przyczyniła. Smocze Kule straciły w pewnym sensie swój niepowtarzalny urok. Na szczęście twórcy dali nam wybór, także w każdej chwili możemy zdecydować się na starsze utwory muzyczne. Nagrano również nowe ścieżki dialogowe. Na szczęście w tym wypadku autorzy projektu nie ryzykowali i zatrudnili tych samych aktorów, którzy użyczyli swych głosów w pierwowzorze. Oczywiście z paroma wyjątkami.
Sama kreska faktycznie została odświeżona. Prezentowała się znacznie młodziej od tej z wcześniejszych odcinków "Zetki". Jednakże o zapierającym dech w piersiach poziomie nie ma mowy. Ba! W pewnych sytuacjach wolałem starą kolorystykę. Zabrakło mi również kilku "kresek" pojawiających się na ciałach naszych bohaterów. Wówczas nie mogłem oprzeć się wrazeniu, że graficy ogołocili ich z kilku charakterystycznych elementów. Za największy plus można za to uznać przystosowanie serialu do panoramicznych ekranów, aczkolwiek także i pod tym względem nie jest idealnie, ponieważ zamiast widzieć więcej, tak naprawdę widzimy mniej, ponieważ producent zdecydował się uciąć kawałki górnej jak i dolnej części obrazu.
Bardzo nie w smak było mi z powodu zakończenia, a to dlatego, że cały serial kończy się po Cell sadze. Dlatego jeśli ktoś z was nie miał okazji obejrzeć "Zetki", to zdecydowanie odradzam mu Kai, ponieważ jest to okrojona względem oryginału wersja. I to zdecydowanie za bardzo. Kompletnie nie rozumiem takiego podejścia do tematu, ale widocznie chodziło o małą popularność odświeżonego Dragon Balla. W związku z tym najlepiej traktować Kai jako odświeżenie najważniejszych odcinków drugiej serii, ponieważ w innym wypadku nie ma absolutnie żadnego sensu, aby zapoznać się z niniejszą reedycją. W ten oto sposób kończę swoje wywody dotyczące serialu animowanego Dragon Ball.
Polub Raziela jeśli podoba ci się niniejszy tekst. Z góry dziękuję za klik.