Namco Bandai kilka tygodni temu zapowiedziało kolejną grę w uniwersum Dragon Ball, Xenoverse. Znakomicie, tylko czemu znowu jest to bijatyka? Fani Goku i spółki od kilku lat karmieni są głównie właśnie reprezentantami tego konkretnego gatunku i z reguły dostają produkcje co najwyżej dobre. Czy nie lepiej byłoby spróbować ożywić nieco wałkowany od wielu lat koncept i zaoferować fanom mangi i anime coś nowego? A nuż przyniosłoby to dobre oceny, zwiększyło zainteresowanie i przełożyło się na lepsze wyniki finansowe?
Z jednej strony droga obrana przez wydawcę jest zrozumiała. Dragon Ball stoi efektownymi pojedynkami supersilnych herosów, którzy potrafią wbić oponenta w ziemię, a atakiem specjalnym usunąć masyw górski z krajobrazu. Bijatyka wydaje się najprostrzym i teoretycznie najlepszym rozwiązaniem, by pokazać to w grze i wykorzystać wszystkie atuty i elementy charakterystyczne licencji. Skoro jednak na rynku dostępnych jest już w tym momencie co najmniej kilkanaście tytułów w tym uniwersum, które bazują na takim schemacie, to czy nie warto byłoby zaprojektować coś innego?
Liczba możliwości wydaje się ogromna, ale twórcom ewidentnie brakuje pomysłów i odwagi, by z nich skorzystać. To tym bardziej dziwne, że dzisiaj mogliby oni nawet wybadać rynek, tworząc grę nieco mniejszą, dystrybuowaną tylko przez sieć lub po prostu rzucić pomysł na Kickstarterze i sprawdzić reakcję konsumentów. Wzorców, z których mogliby czerpać projektanci nie brakuje. Fani Dragon Balla na pewno nie obraziliby się, gdyby zamiast klasycznej bijatyki dostali na przykład tytuł wzorowany na Jade Empire, połączenie RPG-a z bijatyką, gdyby ktoś rozwinął pomysł z handheldowego Dragon Ball Z: Attack of the Saiyans i przeniósł jego założenia na duże konsole lub stworzył na przykład taktycznego RPG-a z Goku i spółką w stylu Final Fantasy Tactics. Skoro Ken Levine rozważał taki ruch przy Bioshocku to czemu przy Dragon Ballu miałoby się to nie udać?
Historia gier zna przypadki, w których konkretne uniwersum, postacie czy realia wykorzystano do stworzenia produkcji na pierwszy rzut oka średnio lub w ogóle do danego konceptu nie pasujące. Jaka jest wasza pierwsza myśl, gdy ktoś rzuca hasło „gra o wrestlerach ze słynnej organizacji WWE”? Oczywiście, że wrestling. A tymczasem w 2003 roku studio Pacific Coast Power & Light przeniosło Stone Colda i Big Showa do wyimaginowanego świata motoryzacyjnych walk na śmierć i życie, tworząc osobliwy klon Twisted Metal, WWE Crush Hour. To skrajny przykład, ale pokazuje, że można i czasami trzeba kombinować. Fani Dragon Balla spragnieni bicia się po twarzach i odpalania Kamehameha mają już gdzie realizować swoje potrzeby, wszak Budokaiów wyszło do tej pory sporo. Może by więc tak dać im teraz coś innego, wyjść z marazmu, w który wpadła seria i przestać na siłę kombinować, jak zrobić kolejną bijatykę i nie narazić się na oskarżenia o odcinanie kuponów? Lepsza grafika i bardziej spektakularne walki to nie wszystko, czego potrzebują fani Piccolo, Goku, Freezera czy Buu. Zaskoczcie więc nas wreszcie, twórcy!