Cykl ma już 40 tygodni. Pora z tej okazji, cofnąć się trochę w przeszłość. Do czasów, gdy moja miłość do gier się rodziła. Commodore +4, Pegasus? Owszem, dali czadu, ale nie aż tak jak wielkie automaty typu coin-op (ang. coin-operated: działające na monetę) w salonach gier. Biorąc pod uwagę ile kasy przelało się na poczciwe żetony, pragnę dodać od siebie trzy, symboliczne grosze. Insert Coin!
Jeśli od zręcznościowych wyścigów oczekujesz szybkiej, niezobowiązującej rozrywki, to ta gra NIE jest dla Ciebie. Twórcy olali wszystkich, którzy nie lubią tracić czasu na dojeżdżanie do linii startu, a zamiast zwiedzania miasta wolą przechodzić bezpośrednio od jednego wyścigu do drugiego. Efektowne kraksy nie rekompensują irytacji, wynikającej z wielu przyczyn. Jakich?
Sierpień 1981 roku, przedmieścia amerykańskiego Portland. Trwające właśnie wakacje, które były wyjątkowo gorące i parne, dla 14-letniego Thomasa Dee i dwójki jego przyjaciół okazały się również piekielnie nieciekawe i nudne. Miniony miesiąc spędzili na długich wycieczkach rowerowych po monotonnym osiedlu domków jednorodzinnych, na którym przyszło im mieszkać oraz wypadach na pobliski basen, nieustannie oblegany przez dzieciaki z całej dzielnicy. Nudę miał przerwać planowany już od dłuższego czasu całodniowy wypad do salonu gier, który mieścił się na parterze lokalnego centrum handlowego. Cała trójka przez ostatnie tygodnie wstrzymywała się z wydawaniem swoich tygodniówek. Chcieli by być pewni, że pieniędzy wystarczy im na wielogodzinną grę i przetestowanie wszystkich automatów, nawet tych na, które nie było ich do tej pory stać. Radośnie oczekując na wizytę w centrum, chłopcy nie mogli przypuszczać, że nie potoczy się ona według wcześniejszego planu i nieść będzie ze sobą dramatyczne reperkusje...
Location Test to w świecie arcade nic innego, jak beta-testy. Zazwyczaj prawie finalna wersja gry jest wstawiana do kilku najbardziej znanych salonów gier w różnych częściach Japonii i ogrywana przez wszystkich. Developerzy zbierają masę uwag i sugestii, wracają do roboty i po jakimś czasie na rynku ląduje finalny produkt. Niekwestionowany lider tej branży, SEGA, o swoich location testach z reguły informuje ze sporym wyprzedzeniem – daty, miejsca i wszelkie inne informacje są dostępne na wyciągnięcie ręki. Namco jest bardziej tajemnicze i wyznaje undergroundową zasadę KMWTW(Kto Ma Wiedzieć Ten Wie). W tym przypadku nikt nic nie wiedział, ale i tak na sieć poszło mięsko. Smakowite mięsko...
Salony z automatami do gier są podobno w odwrocie, podobnie jak i cały rynek tych maszyn na żetony. Nie oznacza to jednak, że dzisiaj gracze spędzający godziny przy PS3, X360 lub Wii nie chcieliby, na przykład latem, w wybranym polskim kurorcie, móc poszaleć przy klasykach gatunku lub nowszych produkcjach o unikalnym wyglądzie i cechach. Ja się do nich zaliczam.
Znacie takie gry, jak: Tianamen Square, Dirty Dancing, Jamaican Bobsled? Nie? Nic w tym dziwnego. Produkcje, które właśnie wymieniłem do niedawna jeszcze nie istniały. Do życia postanowił je powołać Dan Math, który w przypływie nostalgii i sentymentu do lat 80' przygotował szereg oldschoolowych nagrywek, odwołujących się do wydarzeń i zjawisk zaistniałych w popkulturze/historii tego szalonego okresu. Całość przedstawił w lubianej przez wielu, 8-bitowej formie, która wzbogaciła całość o wyjątkowy klimat.
Platformy elektronicznej dystrybucji gier są zbawieniem dla małych firm deweloperskich czy też pomniejszych projektów, które wyłącznie za ich sprawą mogą zaistnieć i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Dzięki temu my gracze otrzymujemy dostęp do wielu pozycji, które bez możliwości sprzedaży elektronicznej – z pominięciem fizycznych nośników – nigdy by nie powstały. Po kilku latach od istnienia najmocniejszej platformy dla gier typu arcade, Xbox Live, pozycje tam trafiające wreszcie zaczynają konkurować z „dojrzalszymi” braćmi ze sklepowych półek. Podczas tego lata premiery kilku pozycji zasługują co najmniej na waszą uwagę, by nie powiedzieć zawartość portfela. Jedną z gier, która pochłonęła mnie bez reszty, jest najnowsza odsłona przygód Lary Croft.
Taka właśnie myśl wpadła mi do głowy tuż po obejrzeniu pierwszego zwiastuna gry Outland, nowego dzieła zespołu Housemarque (to oni wyprodukowali naprawdę udane Super Stardust HD na PS3). Outland wyrósł w moich oczach jak fasola przed Jasiem. Ni stąd, ni zowąd okazało się, że gra, która wcześniej tylko mi gdzieś mignęła, okazała się fajerwerkiem, obok którego nie można przejść obojętnie. Kajam się teraz i okładam, bo niedopatrzenie to wielkie.
Tokyo Game Show już za nami, a komu mało unikalnej w skali świata kultury gier wideo KKW - niech czyta dalej. Opowiem o książce, która jest najkompletniejszym i najbardziej satysfakcjonującym zbiorem informacji o życiu graczy na niezwykłej planecie, jaką jest Japonia.