Rojopojntofwiu #40 Insert Coin - ROJO - 31 sierpnia 2011

Rojopojntofwiu #40 Insert Coin

Cykl ma już 40 tygodni. Pora z tej okazji, cofnąć się trochę w przeszłość. Do czasów, gdy moja miłość do gier się rodziła. Commodore +4, Pegasus? Owszem, dali czadu, ale nie aż tak jak wielkie automaty typu coin-op (ang. coin-operated: działające na monetę) w salonach gier. Biorąc pod uwagę ile kasy przelało się na poczciwe żetony, pragnę dodać od siebie trzy, symboliczne grosze. Insert Coin!

Pszczyna = dziadkowie = salony gier. Gdy widziałem na horyzoncie sugestywny napis określający branżę obiektu, wyraźnie przyspieszałem kroku. Kasa na coiny szeleściła w kieszeni, serce się radowało. The Punisher, Cadillacs & Dinosaurs i inne podobne im gry opiewającej na chodzone mordobicie typu side-scrolling. Przygodom przyświecało zawsze kilka głównych myśli: „Ciekawe ile przejdę na jednym żetonie?”, „Czy uda mi się nie zginąć przed pierwszym bossem?”, „Już niewiele punktów brakuje mi do dodatkowego życia!”. To była zabawa! Ten feeling wchodzących ciosów!  To jednoczesne nawalanie kilku oponentów naraz! Ta radość gdy dorwało się broń palną! Mmm…

Kiedyś została mi złożona propozycja: komputer czy automat coin-op. Paradoksalnie, moment zawahania był.

Tego typu gry na automaty oferowały bardzo sympatyczny co-op. Nie ukrywam, iż był on moim pierwszym jeśli chodzi o elektroniczną rozrywkę. Super sprawa gdy kolega się podłączał i przejmował kontrolę nad drugim bohaterem. Wspólnie zawsze raźniej. Rewelacje po drugiej stronie ekranu, wymiana zdań i swobodne klachy – przed nim. Jedynym problemem, głównym powodem niesnasek było żarcie uzupełniające zdrowie. W takich sytuacjach łatwo było o komentarz kategorii: „Przecież masz full, po co mi zjadłeś tego burgera?”, „Ja mam mniej życia, ej!”. Podstawą było: „Ty bierzesz lewą, ja prawą stronę, masz tu pizzę, ja wezmę pistolet, bossa lejemy w crossie”. Kooperacja pełną gębą:)

Gdy na koloniach/obozach padała komenda „Idziemy do miasta”, wiedziałem z jakich uciech skorzystam, gdy dotrzemy na miejsce:)

Jedynym mankamentem obcowania z automatami, była obecność miejscowych chamów, rządnych pozbawienia Cię żetonów. Na każdy salon, tego typu ścierwus był przynajmniej jeden, stąd pusty lokal zawsze zwiastował (przynajmniej czasowo) spokojną i nieskrępowaną zabawę. Inna sprawa to taka, że gdy środków na kredyty brakowało, fascynowało i bawiło samo patrzenie jak gra ktoś inny.

Teraz stare szlagiery z coin-op’ów możemy odpalać dzięki specjalnym emulatorom oraz przeobrazić osprzętowanie wskazujące na retro-tablet – panel sterujący starymi automatami.

Jak jeszcze bawiłem się na automatach, ceny żetonów wahały się od 0,20 do nawet 2 złotych. Była to jednak niewielka cena za możliwość wejścia w świat wirtualny. Mimo, że immersyjnie słaby, odpychający formą, o siermiężnej przystępności – coś w tym było. Dzisiaj pozostał już tylko sentyment. W dobie możliwości odpalenia gry na praktycznie wszystkim, potężne automaty się są już atrakcyjne. Stare dobre coin-op’y, mimo, że wyparte przez dzieci idei minimalizmu -  przypominają mi o początkach bratania się z branżą. Wspaniałe czasy, wyborne wspomnienia…

P.S. Jeśli podoba Ci się moja działalność, subskrybuj mój kanał na serwisie YouTube (Światy Urojone) oraz "Polub" ROJA klikając na łapę po prawej stronie pod moim avatarem. Z góry Ci za to dziękuje. Doceniam i pozdrawiam. ROJO

Rojopojntofwiu:

#34 Strach przed wielkim światem

#35 Trolle i Farmerzy, czyli uzupełnienie 13 odcinka

#36 Gamingowy duet, czyli historia powstania Rock & Rojo i nasze plany na przyszłość

#37 Gry, które trudno "kupić", w które trudno już się "wczuć"

#38 Awaria

#39 Wirtualne Deja vu

ROJO
31 sierpnia 2011 - 16:45