Retro Granie to (kolejny) nowy cykl na moim blogu. Zajmę się w nim tematyką starych gier, które kreowały mnie jako gracza lub nie natrafiłem wcześniej na nie. Postanowiłem oddzielić, to co nowe, od tego co stare, bardzo wyraźną kreską. Jeśli gra nie znajduję się w encyklopedii GOLa, no to znaczy, że jest to już klasyk gatunku. Wszystkie gry z NESa, SNESa, PSXa itd. będę traktował jako retro, natomiast gry na PS2, XBOXa i cała nowsza generacja, pozostają pod szyldem Kolorowych Pikseli. Tyle jeśli chodzi o ogłoszenia. Przejdźmy do konkretów. Zapraszam na spotkanie z pierwszym retro tytułem jakim jest Castlevania: The Adventure na Game Boya.
Jeszcze w 2000 roku w Polsce, posiadanie stałego dostępu do Internetu za pośrednictwem sieci kablowych, można było traktować, jako swoisty przywilej. Nawet w Warszawie lokalni dostawcy kablowi wprowadzali tę nietanią usługę tylko w wybranych dzielnicach. Swoje ówczesne internetowe wyprawy kojarzę głównie z nieubłaganie tykającym zegarem przypominającym o nabijanych impulsach. Wyśmiewanej w późniejszych latach Neostrady nie było w ogóle, a TPSA dopiero rok później wprowadziło pierwsze pilotażowe montaże. W tamtych latach, gdy PlayStation 2 kosztowało w naszym pięknym kraju ponad dwa tysiące złotych, zwykło się mówić, że gra, która zawiera błędy jest słaba. Przez ostatnią dekadę zmieniło się wiele- począwszy od samego Internetu, w którym dobitnie widać, iż dawna „elitarność” miała swoje zalety, skończywszy na rynku gier wideo. Dziś w dniu premiery możemy otrzymać produkt jeżący się od błędów, czego nawet recenzenci zdają się nie zauważać – „przecież naprawi się to w którejś z przyszłych aktualizacji”. Przedmiot drwin graczy konsolowych, pastwiących się w przeszłości nad ich pecetowymi kolegami, stał się faktem na platformach stawianych obok telewizora. Co przyniesie jutro?
Niejednokrotnie zdarza Wam się, tak jak mi, przeglądać wszelkiego rodzaju sieciowy mętlik pełen niezrealizowanych pomysłów, chorych idei, czy odważnych planów, które z jakiegoś powodu nie weszły w życie? Mam nawet wrażenie, że głównie z porzuconych pomysłów i nieudanych prób ich wdrożeń składa się Internet, a tylko jego niewielka część może zaświadczyć swoim bytem o udanym wykorzystaniu potencjału drzemiącym w jakimś planie. Co do ostatnio odkrytego pomysłu z Kickstartera wielu ma bardzo ambiwalentne odczucia, bowiem naruszają one pewną sferę, co do której niewielu jest gotów uwierzyć, że tak powinno się robić. Bo jak można inaczej określić coś, co powiązać ma ludzką krew z graniem?
Od mojego porównania „bez emocji i technicznych tabelek” minęły raptem dwa miesiące, a tu jesienne aktualizacje oprogramowania sprawiły, że wpis warto uzupełnić o nowe informacje.
Niedawna premiera Xboxa One w Polsce pozwoliła w końcu większej rzeszy graczy przyjrzeć się nowej konsoli Microsoftu, rozważyć jej zakup. Daleko mi do bycia fanbojem którejkolwiek z firm, nie zagłębiam się w klatki na sekundę i teraflopsy - liczy się ogólne wrażenie i frajda z użytkowania. Jak wypadają obydwie konsole w mniej tabelkowym porównaniu?
Od dłuższego czasu borykałem się z dość sporym dylematem, które pojawia się za każdym razem, ilekroć tylko muszę gdzieś na dłużej wyjechać, a jednocześnie wiem, że muszę sobie zapewnić jakąś formę rozrywki, bo charakter wyjazdu będzie zmuszał mnie do dość częstego przesiadywania w jednym miejscu z ogromem czasu do wykorzystania bądź zmarnowania. Ostatnio, w sierpniu, musiałem wyjechać na tydzień, a wcale nie był to wyjazd iście wakacyjny czy też urlopowy, więc postanowiłem zabrać ze sobą konsolę Xbox 360. Czy nie ma jednak jakiegoś wygodniejszego i ciekawszego rozwiązania? Chyba jest.
To już kolejna z recenzowanych przeze mnie książek umieszczonych w świecie World Of Warcraft, ale od razu mogę powiedzieć jedno: takiej książki w świecie Warcrafta jeszcze nie było.
Autorka Christie Golden już wcześniej dała się poznać jako najlepsza pisarka pisząca powieści dla Blizzarda (to ona napisała m.in. doskonałego Władcę klanów, nie przetłumaczonego niestety na polski Arthasa, jak i wydaną niedawno powieść o Jainie Proudmoor Wichry Wojny). Jednak to, na co porwała się tym razem, to coś naprawdę wyjątkowego.
Są czasami gry, których zestaw poszczególnych elementów takich jak: sterowanie, praca kamer czy model poruszania się, sprawiają dziwne wrażenie. Zupełnie jakby były dedykowane konsolom i dostosowane do wygody oraz funkcjonalności pada. Nigdy nie używałem konkretnego przymiotnika do charakterystyki tych specyficznie skalibrowanych elementów gry, bo i takiego po prostu w naszym słowniku - ani językowym, ani growym, nie ma. „Konsolowatość” to słowo, którego szukałem, a które charakteryzuje bolączkę wielu PC-towych edycji gier.
E3 to impreza, do której cała społeczność twórców gier podchodzi bardzo poważnie. To na tych targach są przedstawiane gry, które będą nas bawić w tym i w przyszłym roku. To w tym miejscu zaczyna się magia i miesza z reklamą oraz kitem. Trwa to prawie nieprzerwanie przez kilka dni, przy uciesze gapiów z całego świata, za pośrednictwem przedstawicieli prasy. Jeśli jesteście fanami gier, to pewnie marzysz o tym, by się tam znaleźć. Ja również.
Najnowsze konsole (X1 i PS4) zawodzą oczekiwania od samego początku. Największym problemem zdaje się być za mała moc nowych zabawek, która sprawia, że już na starcie wyraźnie ustępują aktualnym pecetom. Te same gry mają wyglądać brzydziej niż na komputerach i wszystko wskazuje na to, że znów będziemy marudzili na ograniczanie producentów, którzy będą zmuszeni do dostosowywania gier do możliwości konsol. Tylko że wbrew pozorom to sprawa drugorzędna, bo konsole i tak się obronią.