Animal Planet w prehistorii
Assassin's Creed V: Ninja Decay, czyli asasyn moich marzeń
Assassin’s Creed: Syndicate – ze skrajności w skrajność
Ubisoftu metoda na piratów, a brawa dla 11 bit studios
Assassin's Creed IV: Black Flag byłby lepszą grą, gdyby nie był Assassin's Creedem
Nie warto kupować gier tuż po premierze
Znasz to uczucie, gdy wszystko chce Cię zabić? Ja też nie, ale od czego są gry komputerowe – najnowszy Far Cry przeniesie Cię do odległej o kilka tysięcy lat Europy, gdzie łatwiej o śmierć niż o zasiłek w Niemczech. Wszystko to za sprawą krwiożerczych drapieżników, potężnych bestii czy zorganizowanych w stada łowców. Ten niebezpieczny świat cechuje się prawdziwym wyrachowaniem, gdzie walka o przetrwanie jest nadrzędnym celem, zarówno ludzi, jak i zwierząt. Przyjrzymy się zwłaszcza tym drugim, gdyż fauna w najnowszej grze Ubisoftu to prawdziwa perełka.
Ubisoft skupia się obecnie na dwóch bardzo ważnych premierach: Far Cry: Primal i Tom Clancy’s The Division, dlatego brak nowych informacji o Ghost Recon: Wildlands jest dość oczywisty. Spróbujmy jednak zebrać wszystko, co można dowiedzieć się o grze z wypowiedzi samych twórców ze studia Ubisoft Paris - wydane po targach E3 dzienniki deweloperów zawierają parę ciekawostek. Pozostaje też mieć nadzieję, że wkrótce machina napędzająca marketing Ghost Recon ruszy z kopyta.
Rainbow Six: Siege, choć niewątpliwie bardzo grywalne, jest grą daleką od ideału w swojej klasie. O ile zamknięte beta-testy nastawiły mnie do niej entuzjastycznie, to kilkadziesiąt godzin spędzonych z finalnym produktem obnażyły wyraźnie kilka znacznych braków. Naturalnie nie chodzi o tak zwane oczywiste oczywistości w rodzaju przeglądarki serwerów czy poprawionego systemu wykrywania trafień. Jako że Rainbow Six: Siege ma być aktywnie rozwijane przez co najmniej rok po premierze, postanowiłem przygotować subiektywne zestawienie możliwych do zrealizowania elementów (wspólnych dla wszystkich platform), których moim zdaniem w grze brakuje, a które uczyniłyby ją lepszą.
Gdyby musieć wskazać główne przyczyny rynkowej porażki PSP to obok rozpowszechnionego na masową skalę piractwa i konkurencji ze strony smartphone’ów wypadałoby wymienić też mierny poziom sporej grupy konwersji tytułów z dużych konsol. Przygotowane bez pomysłu, często pośpiesznie produkcje z reguły zawodziły i nie przysporzyły handheldowi Sony fanów. A wystarczyło by więcej firm poszło śladem UbiSoftu i wykazało trochę kreatywności przy przenoszeniu swojej gry na przenośną maszynkę.
Assassin’s Creed: Unity odstaje jakością od znakomitego, w mojej ocenie, Black Flag, lecz - stanowiąc pewne otwarcie nowego rozdziału w historii tej marki – pozytywnie przyczynia się do rozwoju cyklu. Zjecie mnie? Oby nie! O ile można uważać, że niektóre „ficzery” to bezsprzeczna kalka oraz kopiuj-wklej z poprzedniczek, o tyle Ubisoft z odsłony na odsłonę stara się wprowadzać coś nowego. Coś, co nie tylko jest miejscem akcji, kolejnymi znajdźkami oraz bohaterem.
Marka wypromowana przez Ubisoft nie jest chyba nikomu obca. To, co kiedyś było nowe, innowacyjne i zachwycające w kolejnych odsłonach stawało się coraz słabsze, powtarzalne i nijakie. Syndicate nie odwraca tego trendu: jest to gra, która z jednej strony mocno punktuje dzięki umiejscowieniu akcji w świetnie wykonanym Londynie, postawieniu na dwójkę bohaterów oraz poprawionej mechanice poruszania się. Przeciwlegle nie wykorzystano potencjału drzemiącego w możliwości zarządzania gangami, sprowadzono wytrenowanego asasyna do poziomu zwykłego rzezimieszka i zaserwowano graczom żenującą opowieść.
Miałem to szczęście, że w pierwszą odsłonę Assassin’s Creed grałem w momencie premiery. Wziąłem grę ze sklepu, dotarłem do domu, odpaliłem ją na konsoli. I co ważniejsze - nie zaglądałem do internetu. Siadam do gry o syryjskim zabójcy, który żył w dwunastym wieku, a tu symulacja dostaje zwiechy i jestem wrzucany do współczesności. Kopara opadła. Świetny pomysł (który był jedynie lekko sygnalizowany na trailerach) to idealne spoiwo kolejnych odsłon, dziejących się na przestrzeni stuleci. Stałem się wiernym fanem rodzącej się serii, wyczekującym na informacje o kolejnych częściach.
Jestem świeżo po nadrobieniu Unity. Grę przechodziłem cztery miesiące. Pośród całego wora wad i złych decyzji, które mi obrzydziły tę grę, najgorsze okazało się niemal kompletne OLANIE wątków współczesnych. Spojrzałem wstecz na Black Flag i Rogue i orzekłem: “Współcześni Asasyni umarli razem z Desmondem!”
Po kliknięciu “czytaj dalej” zaatakują Was spoilery, głównie dotyczące wątku współczesnego w serii AC. Jeśli więc gracie tylko dla Altairów, Edziów, Ratonhnhaké-tonów, Arnów, czy Shayów, to możecie zajrzeć.
Twórcy The Crew - swoistego CARPG, chwalą się liczbą już trzech milionów graczy. W przygotowywanym na listopad rozszerzeniu Wild Run znajdziemy więc kilka rozwiązań, których mocno domagała się zgromadzona wokół gry społeczność. Niektóre z nich wylądują także w podstawce, bez konieczności kupowania DLC. Przygotowane na targi Gamescom krótkie demo, pozwoliło rzucić okiem na nadchodzące nowości - gra stała się bardziej urozmaicona i kompletna, ale są też i obawy o kwestie techniczne.
Rynek gier wideo rozwija się w równym tempie, co jego znaczenie w środowisku mediów rozrywkowych jako takich. Niesie to za sobą sporo konsekwencji. Inwestowane są coraz większe pieniądze, swoje brudne paluszki chce zamoczyć polityka, a poza tym teoretycznie dostajemy lepsze jakościowo i (zazwyczaj) contentowo, produkcje. Tak się ma teoria, a jak jest w praktyce?
W etapie produkcyjnym każdego wielkiego tytułu zawsze nadchodzi ten moment, w którym trzeba zejść na ziemię i pokazać graczom faktyczną jakość ochoczo zapowiadanej gry. Takim momentem dla The Division okazały się być tegoroczne targi E3, już trzecie dla nowej marki Ubisoftu. Wnioski są jednak niepodważalne, im bliżej premiery, tym więcej wylewa się na nas wiader z zimną wodą.