The Sims 4 - Edycja Kolekcjonerska - Unboxing (wydanie specjalne)
Najciekawsze loga EA
Burnout Paradise Remastered
W co gracie w weekend? #316: Dead Space 3 – O tym jak unicestwiono jeden z najlepszych cyklów survival horrorów w historii
W co gracie w weekend? #294: Bulletstorm – Kopniaki, wyrywanie głów smyczą i inne superstrzały
Krótka recenzja gry Mass Effect: Andromeda
W sieci nie ma nic za darmo. Ba, rzekłbym nawet, że na rynku ogólnie pojętym nie można liczyć na nic „za frajer”, bo prędzej czy później rzekoma darowizna urośnie do siły argumentu, czy też karty przetargowej, którą ktoś wykorzysta mając na celu otrzymanie jakichś korzyści z naszej strony. Są jednak sytuacje, w których można zjeść ciastko i to ciastko zachować. Rzekłbym nawet, że można wyciągnąć z tego „wartość dodaną”, którą nie zawsze da się zmyślnie i bezstratnie wytworzyć. Electronic Arts chyba znalazło sferę, w ramach której może odrobinę poprawić odbiór swojej marki.
DICE nie tworzy tegorocznego Battlefielda, bo naprawia czwórkę i stopniowo skupia się na SW: Battlefront. Niemniej EA nie pozwoliłoby sobie na taką przerwę – zwłaszcza w okresie, gdy to nawet najbardziej zagorzali fani marki Call of Duty składają pokłony przed rozgrywką serwowaną przez konkurencyjną markę. Dlatego nowy Battlefield tworzony jest przez studio Visceral Games, co zwiastowało pewne zmiany.
Przy ocenianiu tego, co robią ci wielcy światowego rynku gier, ciężko jest być obiektywnym. Mam oczywiście świadomość tego, że jako klient, a zarazem także gracz, zrobiłbym coś zupełnie innego niż developer, ale jednocześnie też innymi kategoriami kierowałbym się jako firma wydająca popularne tytuły. Tylko czy w pewnym miejscu nie ma granicy dobrego smaku, której nie powinno się przekraczać? Nikt z klientów nie lubi popularnego w tych czasach „odcinania kuponów” od czegoś, co w pierwszym podejściu sprzedało się bardzo dobrze. Wielu przy tym twierdzi, że EA ma to opanowane do perfekcji. Jak więc z nowym dzieckiem - Battlefield Hardline - jest?
Różnej maści płatne dodatki do gier przez ostatnie lata przestały być atrakcyjnym rozszerzeniem do podstawowej zawartości. Stały się natomiast istną plagą obecnej generacji konsol, oferując graczom to, co najczęściej brutalnie wycinane jest z wersji pudełkowej. Niejednokrotnie owe brakujące mapy, poziomy, czy tryby sprzedawane są po dość wygórowanych cenach, czego podręcznikowym wręcz przykładem są Map Packi do kolejnych części Call of Duty. Poczułem zatem olbrzymią ulgę, gdy po zakupieniu długo oczekiwanego przeze mnie dodatku Vietnam do Battlefield Bad Company 2 okazało się, że za cenę 47 zł na PSN, lub 1200 MSP na Xbox Live otrzymujemy totalnie odmieniony tryb dla wielu graczy. Wykonany z dbałością o detale, przemyślany i zawierający także kilka usprawnień systemu rozgrywki, a nie tylko wyłącznie nowych map, broni i pojazdów.
Jestem typem gościa, który, jeśli coś się w nim zbiera, zwyczajnie musi to z siebie wyrzucić, a przyświecają temu cele niemalże tylko egoistyczne, jak choćby ten: by mieć spokój. W tym wypadku jest podobnie, nie mam zamiaru wcielać się w Homera czy innego Szekspira i pisać utwór, który zdefiniuje funkcjonowanie pewnej społeczności czy wręcz epoki, lecz jedynie wykrzyczeć w nerwach pewne słowa, załamując ręce nad tym, jak godzimy się z obecnym stanem rynku gier wideo i jak napędzamy pewne negatywne tendencje, które go kształtują.
Ponieważ nie samym zabijaniem smoków i podbijaniem galaktyk gracz żyje, dziś proponuję krótką, archiwalną recenzję trzeciej części The Sims w wersji na przenośną konsolkę Nintendo DS. Paradoksalnie, jest to chyba najlepsza, najbardziej rozbudowana i najwierniejsza oryginałowi odsłona serii, jaka kiedykolwiek pojawiła się na przenośnych urządzeniach do grania.
Do konsolowych edycji Simsów podchodziłem zawsze z dużą rezerwą z dwóch powodów; nigdy nie byłem fanem tej serii, a poza tym uważam, że siłą tych gier są tysiące różnych drobiazgów tworzone na jej potrzeby przez fanów. Na konsolach tego typu modyfikacje są niemożliwe, dlatego w ostatnich odsłonach autorzy zastosowali sprytny myk zmieniając formułę rozgrywki na bardziej przygodową. A tu nagle The Sims 3zostało zapowiedziane, jako gra wierna edycji na komputery osobiste. Z ciekawości sprawdziłem wersję na NDS i zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony.
Jakiś czas temu myślałem sobie ile jeszcze będę czekał na jakąkolwiek grę spod znaku Star Wars. Jakąkolwiek wieść, potwierdzenie prac, zapowiedź. Whatever. No i doczekałem się. To jednak dopiero pierwiastek moich oczekiwań.
Na początku tygodnia do sieci wyciekły nowe, ciekawe i całkiem prawdopodobne informacje odnośnie sequela Mirror’s Edge. Jest tak dobrze, że zastanawiam się, czy EA(znane ostatnio z wyjątkowej komercji), jest w stanie wydać tak wspaniałą grę i niczego nie spieprzyć.
Legendarna seria gier strategicznych, której nieukończona trzecia część od lat pozostawała w sferze niespełnionych marzeń fanów, doczekała się wreszcie kontynuacji. Problem w tym, że pod znaną nazwą zaproponowano nam klona typowych, mobilnych gier ekonomicznych w modelu free to play ,zwanym też pay to win, nastawionego na drenowanie portfela gracza.
A oto i dalsza część rozbudzających i pobudzających nasze zmysły intr ze znanej serii Need for Speed. Poprzednio zaprezentowałem wam najlepsze czasy tej marki z klasycznymi odsłonami. Tutaj zaś bywało różnie. Tematycznie nie każdemu odpowiadały niektóre odcinki, a i parę z nich okazało się małą wpadką producenta. Na domiar złego, ale to już w moim mniemaniu - filmiki początkowe straciły swego niepowtarzalnego pazura.