Przy ocenianiu tego, co robią ci wielcy światowego rynku gier, ciężko jest być obiektywnym. Mam oczywiście świadomość tego, że jako klient, a zarazem także gracz, zrobiłbym coś zupełnie innego niż developer, ale jednocześnie też innymi kategoriami kierowałbym się jako firma wydająca popularne tytuły. Tylko czy w pewnym miejscu nie ma granicy dobrego smaku, której nie powinno się przekraczać? Nikt z klientów nie lubi popularnego w tych czasach „odcinania kuponów” od czegoś, co w pierwszym podejściu sprzedało się bardzo dobrze. Wielu przy tym twierdzi, że EA ma to opanowane do perfekcji. Jak więc z nowym dzieckiem - Battlefield Hardline - jest?
Na tegorocznym E3 pojawiło się parę nowości, które zwiastują w miarę udany pod względem growym koniec roku 2014. Wśród szumnych zapowiedzi niewątpliwych hitów, pojawił się także nowy Battlefield nazwany Hardline, co do którego nie do końca mam pewność, czym w rzeczywistości jest. Od początku myślałem, że będzie to dodatek do Battlefield 4, który swoją wielkością mógłby aspirować do miana swoistego „Service Packa” dla tej gry. Electronic Arts pokazał nam jednak jasno, że ich nowa wizja to zupełnie nowy produkt, który na dodatek wysoko sobie EA ceni, bowiem za przedpremierowe zamówienie trzeba by zapłacić około 180 złotych, co przy ogólnym poziomie cen gier w Polsce, który jest zdecydowanie za wysoki, plasuje się nawet poza tą niechlubną granicą. 180 złotych za grę tego typu? Panowie, opamiętajmy się.
A czym w ogóle Battlefield Hardline okazuje się być? Wspomnieć „odcinanie kuponów” to ledwie namiastka tego, co tak naprawdę w przypadku tego pomysłu ma miejsce. Moim zdaniem, choć podzielane jest ono przez bardzo dużą rzeszę graczy, nowy Battlefield to nic innego, jak silnik z „czwórki”, na który nałożono zaledwie nową nakładkę. EA musiało zapragnąć czegoś z idei „Heist”, bowiem potyczki wojenne zamieniło na uliczne walki policji oraz przestępców, przejmujących nienależący do nich majątek. Brzmi fajnie, jednak gdy zaglądamy za kulisy i poświęcamy wersji beta odrobinę uwagi, to zauważamy rażące podobieństwo do Battlefield 4, z którego twór ten czerpie nawet nie garściami, a wiadrem. Hardline, w moim mniemaniu, mógłby być zaledwie kolejnym DLC do popularnego shootera sieciowego od EA. Odrobina kosmetycznych zmian i lekko zmodyfikowany tryb Rush nie będzie w stanie zatuszować podobieństw do swojego, co nie podlega wątpliwości, pierwowzorowi.
Jasne, można mówić, że to przecież tylko wersja beta. Co jak co, ale wersje beta mają to do siebie, że zazwyczaj prezentują już kierunek, który obiera sobie developer, a każda wersja dalej to już tylko realizacja nakreślonej wcześniej strategii, którą można odczytać między wierszami dostępu testowego. Okazuje się więc, że można wziąć coś, co na świecie przyjęło się niesamowicie dobrze, czyli Battlefield 4, narzucić temu nową szatę, szytą gdzieś po kątach, i wmówić światu, że dostaną coś nowego. Battlefield Hardline ma cechy samodzielnego dodatku, choć mam nieodparte wrażenie, że w znacznej większości swojej budowy jest tylko „czwórką” z odmienionym trybem. Jaki więc sens tworzenia odrębnej serii wykorzystując coś, co wszyscy już mają? Posiadacze Battlefield 4 mogą się z jednej strony czuć urażeni. Hardline nie wydaje się, na chwilę obecną, wprowadzać czegokolwiek rezolutnego, nowego, oryginalnego. A póki co nie mogę uwierzyć w to, że pojawi się jakieś porządne "bum" technologiczne czy ideowe. Jaki jest więc plan na tę grę? A Wy jakie macie podejście do tego tworu?