Archiwalna recenzja: Battlefield Bad Company 2: Vietnam - Antares - 7 czerwca 2014

Archiwalna recenzja: Battlefield Bad Company 2: Vietnam

Antares ocenia: Battlefield: Bad Company 2 - Vietnam
92

Różnej maści płatne dodatki do gier przez ostatnie lata przestały być atrakcyjnym rozszerzeniem do podstawowej zawartości. Stały się natomiast istną plagą obecnej generacji konsol, oferując graczom to, co najczęściej brutalnie wycinane jest z wersji pudełkowej. Niejednokrotnie owe brakujące mapy, poziomy, czy tryby sprzedawane są po dość wygórowanych cenach, czego podręcznikowym wręcz przykładem są Map Packi do kolejnych części Call of Duty. Poczułem zatem olbrzymią ulgę, gdy po zakupieniu długo oczekiwanego przeze mnie dodatku Vietnam do Battlefield Bad Company 2 okazało się, że za cenę 47 zł na PSN, lub 1200 MSP na Xbox Live otrzymujemy totalnie odmieniony tryb dla wielu graczy. Wykonany z dbałością o detale, przemyślany i zawierający także kilka usprawnień systemu rozgrywki, a nie tylko wyłącznie nowych map, broni i pojazdów.

Tematykę wojny wietnamskiej próbowano poruszać w grach wideo już kilka razy, w większości przypadków bezskutecznie. Nic w tym dziwnego, gdyż ów konflikt był jednym z najbardziej kontrowersyjnych, by nie powiedzieć bezsensownych, w historii. Środek zimnej wojny, blok komunistyczny pręży muskuły przed zachodnimi mocarstwami, toteż niewielki z globalnego punktu widzenia akt agresji wietnamskich bojówek komunistycznych na południową demokratyczną część kraju spotkał się z szybką reakcją Stanów Zjednoczonych. USA zaangażowało się w wieloletnią, brutalną i wyniszczającą wojnę – wojnę o zwycięstwo jednego systemu politycznego nad drugim, bo pola ryżowe i chatki z bambusa, choć dla ginących masowo Wietnamczyków były całym światem, to ani dla Amerykanów, ani Rosjan i Chińczyków, nie miały żadnego znaczenia. Ci drudzy zaangażowali się w wojnę tylko pod kątem wsparcia militarnego, lecz było jasne, że gdyby go zabrakło, konflikt szybko skończyłby się zwycięstwem USA i wietnamskich sił południowych. Dla obu stron wojna miała olbrzymi charakter ideologiczny. Amerykanie obawiali się, że w przypadku opanowania przez komunistów Wietnamu nastąpi zjawisko opisane w tzw. „teorii domina” – ugrupowania sympatyzujące z komunizmem działające w sąsiednich państwach próbowałyby za wszelką cenę przejąć władzę. Z kolei dla partyzantów z Wietkongu, walka w imię nowej ideologii głoszącej wygnanie zagranicznych imperialistów z ich kraju miała podwójne znaczenie – wszak kilkadziesiąt lat wcześniej kraj był kolonią francuską i nie był niepodległy.

Temat brutalnej wojny, która jako pierwsza w historii nie zakończyła się zwycięstwem Stanów Zjednoczonych, dotychczas niewielu filmowcom udało się podjąć godnie. Konflikt pozostawał tematem tabu, amerykańska polityka cierpiała na tzw. „syndrom wietnamski”, a zaufanie społeczne wobec władz drastycznie zmalało. Nie jest zatem rzeczą dziwną to, że również twórcy gier rzadko sięgają do tych kart amerykańskiej historii, gdy poszukują inspiracji. Ostatnio odważyło się studio DICE, co ciekawe wychodząc z tej bitwy z tarczą. Battlefield Bad Company 2: Vietnam zasługuje na uwagę choćby dlatego, że porusza tak niewygodną dla Amerykanów tematykę w czasach, gdy wśród gier FPS króluje seria Call of Duty, która jak żadna inna chwali działania amerykańskich wojskowych. Jak twórcom z DICE udało się obejść problematykę ideologiczną w swojej produkcji?

Odpowiedź jest prosta; w BFBC2: Vietnam nie umieszczono trybu dla pojedynczego gracza. Nie ma tu miejsca na identyfikowanie się z jakimikolwiek postaciami, czy też chłonięcie fabuły. Dodatek ten jest natomiast czystą nakładką na tryb dla wielu graczy. Gra na podstawie wolnych miejsc na serwerze losuje nam stronę konfliktu, następnie wybieramy specjalizację naszego żołnierza wraz z odpowiednim wyposażeniem i wio – możemy już zająć pozycję bojową wśród najbliższych krzewów dziurawca. Po zakończonej rundzie, niczym za dawnych dobrych lat podczas zabaw na podwórku, następuje zamiana ról – Amerykanie zostają komunistami, a komuniści Amerykanami. W ani jednym momencie tej sieciowej rozgrywki nie znajdziemy w grze nic, co sugerowałoby kto jest tym „dobrym”. Zadbano o takie detale jak wierne odwzorowanie uzbrojenia, oryginalne określenia, stylizowane okrzyki (również po wietnamsku), czy fragmenty komentarza prawdziwych nagrań kronik filmowych. Podano to natomiast w takiej formie, by nie faworyzować żadnej ze stron. DICE postąpiło zatem bardzo zręcznie – poza zrobieniem „zabawy” z rzeczywistego konfliktu, co zapewne zarzucą grze różni obrońcy moralności, nie ma w Vietnamie niczego, do czego można by mieć zastrzeżenia od strony ideologicznej. Swoją drogą, jest to dość miła odmiana po kolejnych grach opisujących fikcyjne konflikty zbrojne, w których to bohaterscy Amerykanie walczą ze złymi Rosjanami.

Rozgrywka w BFBC2:Vietnam z zasady nie różni się od tej z wersji podstawowej – do wyboru mamy takie same tryby zabawy, wszystkie klasy mają swoje odpowiedniki, również pod kątem wyposażenia. Defibrylator zastąpiono strzykawką z adrenaliną, a elektryczny wkrętak klasycznym palnikiem. Naprawianie pojazdów czy reanimowanie kolegów z drużyny przebiega w identyczny sposób. To, co uległo dużym zmianom to sam styl prowadzenia walki. Zapomnijcie o beztroskim koszeniu obrońców z helikoptera w trybie Rush- poczciwy amerykański Huey jest łatwym celem dla medyka z karabinem maszynowym. Podobnie inżynier wyposażony w miny lub wyrzutnię rakiet może szybko pozbyć się każdego jeepa lub czołgu, choć te są akurat najbardziej wytrzymałymi pojazdami w grze. Twórcy postanowili ożywić rozgrywkę, toteż zwiększono szybkość wszystkich animacji oraz siłę broni. By to zobrazować napiszę tak: w trybie normalnym ginie się tak szybko, jak w trybie hardcore w podstawowej wersji gry. W wietnamskim trybie hardcore ginie się natomiast tak szybko jak na prawdziwym polu bitwy. Strzela się szybko, z bliska i bez ułatwień pokroju optyki – trzeba się zaprzyjaźnić z muszką i szczerbinką.

Walka jest bardzo dynamiczna, żeby nie powiedzieć chaotyczna, co dodatkowo potęgują dość ciasne mapy, na których rozgrywa się walka. Bambusowe ścianki wietnamskich chat, czy różnorakie krzaki i wysoka trawa nie są żadną osłoną przed kulami przeciwnika, toteż na początku ginie się bardzo często. Sam miałem na początku momentami negatywne odczucia wobec Vietnamu, ale gdy minął okres przyzwyczajania się i na moment uruchomiłem wersję podstawową, byłem mocno zdziwiony, jak w ogóle w coś tak powolnego można grać. Gdy zna się mapy na pamięć oraz dobierze ulubioną broń masowe zgony szybko zamieniają się w akcje zestrzelenia czterech przeciwników pod rząd, ostatnich dwóch dobijając z pistoletu. Atmosfera wojny jest bardzo gęsta- wszędzie latają pociski, amerykańskie i wietnamskie okrzyki mieszają się i giną w dźwiękach wybuchów. Jest bardzo sugestywnie, a gracze często mówią o „dobrze odwzorowanym klimacie Wojny Wietnamskiej”. Moim skromnym zdaniem, dobrze odwzorowano tu raczej klimat traktujących o niej filmów, bo jak nietrudno się domyślić, prawdziwy konflikt był czymś wręcz potwornym.

Wspominałem o tym, że mapy są dosyć ciasne – jest to stwierdzenie częściowo prawdziwe, gdyż tylko trzy przypominają kształtem korytarz. Pozostałe dwie są odrobinę bardziej rozległe i częstym zjawiskiem jest na nich zachodzenie wroga od tyłu. Map jest łącznie pięć, z czego na początku dostępne były tylko cztery, a ostatnia została odblokowana, gdy gracze na wszystkich trzech platformach sprzętowych wykonali łącznie 69 milionów akcji drużynowych. Co ciekawe, nastąpiło to w ciągu niecałych dwóch tygodni. O wielkiej popularności BFBC2: Vietnam może także świadczyć to, że EA po dziś dzień nie może się pozbierać po oblężeniu swoich serwerów, które lubią czasem przez to mieć problemy z ładowaniem i zapisywaniem statystyk graczy. Udostępnionych w DLC broni i pojazdów jest zdecydowanie mniej niż w wersji podstawowej, lecz postarano się w zamian by rzeczywiście różniły się od siebie statystykami i wszystkie były przydatne w walce. Obojętnie czy wybieramy szybkostrzelny karabin zadający małe obrażenia, czy powolny i mający niszczycielską wręcz siłę, mamy takie same szanse na sukces. Choć zdaniem wielu i tak nie ustrzeżono się drobnych wpadek w rozłożeniu statystyk i tak najlepszymi pukawkami są AK-47 oraz karabin snajperski M40 – ten drugi ma niesamowitą moc, dzięki czemu zabawa w snajpera jest jeszcze przyjemniejsza niż w wersji podstawowej.

Oprawa audiowizualna utrzymuje poziom znany z Battlefield Bad Company 2, jednak zadbano o to, by wietnamska dżungla była pełna detali. Zdecydowanie brak tu niezagospodarowanych przestrzeni. Malkontenci mogą narzekać, że poprzez niższą niż na PC rozdzielczość wersji konsolowej czasem ciężko wypatrzyć przeciwników kryjących się w krzakach, ja jednak uważam, iż pod kątem grafiki Vietnam jest krokiem do przodu. Dźwięk jest natomiast nadal istną ucztą dla ucha,  ze słynnym realistycznym trybem War Tapes włącznie. DICE ponownie pokazało mistrzowskie wykonanie. Mówiąc o udźwiękowieniu nie można także zapominać o wspaniale dobranej liście utworów, które towarzyszą nam podczas potyczek – ot wsiadając do pojazdów możemy zmieniać piosenki niczym w serii GTA. Nie zabrakło tu rockowych i jazzowych hitów z lat 60tych oraz słynnego Cwału Walkirii Wagnera, którego najprzyjemniej słucha się kosząc wroga z karabinów zainstalowanych na helikopterze. Tak moi drodzy- teraz i Wy możecie odegrać jedną ze scen filmu Czas Apokalipsy. A przygrywająca w menu głównym piosenka Fortunate Son autorstwa zespołu Creedence Clearwater Revival będzie mi się pozytywnie kojarzyć do końca życia.

Battlefield Bad Company 2: Vietnam to dodatek niemal idealny. Prawie, gdyż chwile spędzone przy nim są tak dobre, że bardzo bym chciał, by za kilka miesięcy autorzy wydali do niego kolejne mapy i kilka nowych broni, nawet odpłatnie. Jest to także wzorowy przykład na to jak się powinno wyceniać i jak tworzyć DLC do gier. Swoją drogą, chciałbym kiedyś zobaczyć coś podobnego osadzonego w realiach Drugiej Wojny Światowej. Battlefield 1943 ma kilka przestarzałych rozwiązań, toteż działania amerykańskich komandosów np. w małym opanowanym przez hitlerowców górskim miasteczku mogłyby być ciekawe i pasowałyby do formuły Bad Company. Wracając jednak do przedmiotu recenzji, zasługuje on na wysoką ocenę. Toteż taką z czystym sumieniem wystawiam i z przyjemnością powracam do doliny Phu Bai brać udział w kolejnych emocjonujących potyczkach.

Uwaga, niniejszy tekst został wygrzebany z archiwum i pochodzi sprzed kilku lat, stąd niektóre sformułowania i uwagi mogły być nie na czasie ;)

Antares
7 czerwca 2014 - 23:41