Chciałoby się powiedzieć więcej. Jest świetnie nawet mimo faktu, iż wraz z kolejną odsłoną marka nie wzbogaciła się o nowe, konkretne zmiany, a raczej drobne kalibracje i zabiegi kosmetyczne. Nie zmienia to jednak faktu, iż tym razem użytkownicy komputerów stacjonarnych mogą czuć się traktowani równie poważnie co konsolowcy, dostając produkt tej samej jakości.
Czternasta FIFA jest odsłoną, którą najbardziej znienawidziłem. W produkcje traktujące o piłce nożnej gram już od dawna i to nie tylko w te od EA. Próbowałem PESa, a nawet zastanawiałem się nad przesiadką właśnie na niego, po ukazaniu się FIFY 14. Po ograniu wersji demonstracyjnej 15, wyczułem, że nadchodzi zbawienie.
Zaskoczenie Roku to cykl, w którym omawiane będą słabo zapowiadające, ale miło zaskakujące produkcje. A jak dobrze wiemy, zazwyczaj bywa zupełnie na odwrót. W końcu jakby nie patrzeć reklama jest dźwignią handlu, przez co niepozorne, dobre pozycje pozostają mimo wszystko w cieniu. Dlatego też, dzięki tej serii wpisów zamierzam wyłonić kilka godnych zagrania, a niedocenionych perełek.
Rok 2011 był rokiem rozczarowań, miłych zaskoczeń oraz wielu powrotów znanych, starych marek. Driver: San Francisco należał wówczas do dwóch z wymienionych wyżej kategorii. Głównie dlatego, że okazał się niespodziewanie miłym zaskoczeniem, ale i również ze względu na wielki powrót po kilku latach przerwy. Nie wspominając już o pojawieniu się oryginalnego protagonisty serii jakim niewątpliwie jest John Tanner. Policyjny kierowca z niezwykłymi umiejętnościami, który pod przykrywką rozwiązał mnóstwo spraw dotyczących światka przestępczego.
Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że Codemasters powrócił do korzeni serii. Niestety nie wszystko okazuje się takie różowe jak mogło by się pierwotnie wydawać. Głównie z tego powodu, iż niniejsza pozycja nie jest stuprocentową reedycją jedynki oraz dwójki, lecz portem mobilnej wersji nawiązującej do tych dwóch odsłon.
Tor Monza to mekka włoskiego motorsportu i dzisiejszy wyścig o grand prix Włoch udowodnił, dlaczego tak jest. Kibicom nie potrzeba deszczu, kraks i mnóstwa incydentów - wszystko rozchodzi się o manewry wyprzedzania. Najszybszy tor w całym kalendarzu nie zawiódł i mogliśmy podziwiać naprawdę efektowne manewry kierowców, zwłaszcza w pierwszej szykanie. Podium raczej zaskakujące i na pewno satysfakcjonujące dla dwóch kierowców, którym od dawna brakowało solidnego kopa, który podbuduje nieco ich pewność siebie.
Uwaga! Ilość użytych w tekście słów "pierwsza szykana" przekracza granicę dobrego smaku, ale cóż... Taki mieliśmy wyścig!
Team 17 to studio, które od najmłodszych lat mam w swojej pamięci. Nigdy jednak nie potrafiłem rozszyfrować ich logo, które przedstawiało nieznany mi wcześniej ciąg znaków. Może i nie szczególnie zależało mi nad rozwiązaniem trapiącej zagadki, byłem dzieckiem. Jednakże sentyment jaki ze mnie wypływa na widok specyficznych, fioletowych literek, jest niewyobrażalny. Po latach stagnacji w wydawaniu nowych produkcji, Team17 dostarcza na rynek nową markę. Czas najwyższy, bo priorytetowe Wormsy mają na karku kilka lat mniej niż ja sam i mimo, że bez dwóch zdań już się wypaliła, wśród półek sklepowych nadal dostrzec można znane robaczki.
Czy letnie wakacje Formuły 1 spowodowały jakieś roszady w stawce? Rewolucji nie ma, chociaż wynik dzisiejszego wyścigu może nieco dziwić. O sporym pechu, po raz kolejny, może mówić Lewis Hamilton, natomiast Ferrari, Red Bull i McLaren wydają się być w zaskakująco dobrej formie. Czy Mercedes może zacząć czuć presję?
Deszczowy Hungaroring zwiastował casę emocji, które ostatecznie otrzymaliśmy. Pojawiający się na torze safety car, utraty przyczepności, kraksy, roszady na poszczególnych pozycjach i niespodziewana obsada podium. Zespół Mercedesa nie jest jednak niepokonany, Hamilton potrafi pokonać Rosberga, a Alonso nie zawsze musi być piąty. Grand Prix Węgier uważamy za udane!
Za nami bodaj jeden z najciekawszych wyścigów w tym sezonie, o ile nie najciekawszy. Kierowcy skrzętnie wykorzystywali niemal każde miejsce na torze (z zakrętem numer 6 na czele), by wywalczyć dla siebie lepszą pozycję. Niemieccy kibice powinni być podwójnie zadowoleni, zespół Williamsa nabiera pewności siebie, a Lewis Hamilton robi co może, by nadrobić straty do Nico Rosberga. Chcemy więcej takich grand prix!
Kierowcy wystawili dziś na próbę cierpliwość kibiców, którzy około godziny oczekiwać musieli na restart wyścigu po pechowej, bardzo groźnie wyglądającej kraksie z udziałem Kimiego Raikkonena. Czekać jednak było warto, bo tor Silverstone co roku przysparza nam wielu emocji - co klasyk, to klasyk. Procesje? Zapomnijcie. Prawdziwego ścigania nie brakowało!