Top Ten! - Najlepsze seriale wszech czasów!
Serial Czarnobyl - Kiedy my już wiemy, ale musimy milczeć
Deus vult - wrażenia z pierwszego odcinka II sezonu "Templariuszy"
Folklor - A Mother's Love
Serial Detektyw wrócił - bezspoilerowa recenzja premiery sezonu 3 na HBO
Recenzja serialu Ślepnąc od świateł - “sztywniutkie” arcydzieło warte abo do HBO
Czasami zastanawiam się jak długo będzie to trwać. Jak długo gry w oczach mediów, będą głupimi gierkami dla nastolatków, sprowadzającymi ich na złą ścieżkę, nakłaniającymi do kradzieży, mordów. Ludzie muszą w końcu pójść o krok dalej, dorosnąć w prawdziwym tego słowa znaczeniu, żyć wraz z postępem technologii, oderwać się od starodawnych zwyczajów i być ponadczasowi.
Czwarty sezon "Zakazanego Imperium" dobiegł końca. Twórcy jak zwykle zaoferowali nam niezwykle dopracowanie telewizyjne dzieło sztuki, które zachwyca w każdym odcinku. Jeżeli jeszcze nie mieliście do czynienia z tą gangsterską produkcją od stacji HBO lub zaprzestaliście jej oglądania na poprzednich sezonach, to radzę nadrobić zaległości. Oto kilka powodów, dla których warto zapoznać się z czwartą serią przygód Nucky'ego Thompsona.
Stacja HBO przyzwyczaiła nas do świetnych, dopracowanych produkcji, które co jakiś czas wychodzą spod jej skrzydeł. Wystarczy przecież wspomnieć takie tytuły jak "Gra o Tron" czy "Zakazane Imperium". Czy nowy serial zatytułowany "True Detective" również osiągnie sukces?
Ostatnio oglądając różne produkcje telewizyjne, coraz bardziej uderza mnie brak dobrych czołówek. Nowe seriale zazwyczaj raczą nas kilkusekundowymi wstępniakami, które są po prostu nijakie, a te starsze są coraz bardziej skracane. Dziś dobre czołówki w obecnie nadawanych serialach można policzyć na palcach jednej ręki...
Już wkrótce minie okrągłe dziesięć lat odkąd zacząłem namiętnie oglądać produkcje telewizyjne. Z tej okazji postanowiłem zrobić małą, subiektywną topkę najlepszych seriali, które udało mi się zobaczyć na przestrzeni ostatnich lat.
Fani sagi Pieśni Lodu i Ognia pokochali pierwszy sezon Gry o Tron za wierność oryginałowi. Drugi sezon nie był już tak dokładnym odwzorowaniem kolejnego tomu, czyli Starcia Królów. Ze strony czytelników sypały się narzekania na spłycenie historii i obcięcie wielu wątków. Znalazły się nawet kompletnie absurdalne głosy oburzenia: „Aktorka grająca Ygritte jest zbyt ładna! W książce była brzydsza!”, co dla mnie jest mocną przesadą. Samemu spłyceniu historii i obcinaniu niektórych fragmentów nie ma się co dziwić. Mamy przecież do czynienia z formatem telewizyjnym, w którym każdy sezon to zaledwie dziesięć niespełna jednogodzinnych odcinków. W końcu druga, książkowa część liczy sobie bagatela osiemset pięćdziesiąt stron. To o sto stron więcej niż pierwsza część, a odcinków mamy tyle samo. Wszystkim narzekaczom proponuję jednak zaczerpnięcie głębokiego wdechu i uświadomienie sobie, że wyprodukowany przez HBO serial Gra o Tron to przecież adaptacja. Nad pracami nad nim czuwa sam G.R.R. Martin, autor sagi, który po 8 latach od premiery pierwszej części mógł przecież stwierdzić „cholera, teraz mógłbym napisać to inaczej”. Mało tego, pisarz sam napisał scenariusz do jednego odcinka w każdym z dwóch wyemitowanych sezonów i jeden, na którego premierę czekamy. Niespełna tydzień temu mogliśmy obejrzeć pierwszy odcinek trzeciego sezonu opartego na pierwszym tomie trzeciej części sagi. Jest w nim kilka scen, w których rozbieżność z książką gryzie mnie w oczy na tyle, że postanowiłem opublikować ten wpis.
Atlantic City. Rok 1923. To właśnie tutaj rozwija się nowa generacja mafijnego biznesu, opartego nie tylko na zastraszaniu i zabijaniu, ale także na zdobywaniu wpływów w środowisku polityków. W USA obowiązuje Akt Volsteada, zakazujący wyrobu i spożywania alkoholu. Czy jednak miejscowi decydenci traktują owe prawo poważnie? Prohibicja od braku prohibicji różni się tylko delegalizacją trunku, nakreślaną przez państwo w imię dobra wspólnego. Wszyscy chodzą tak samo pijani, piją może odrobinę mniej, ale butelki whisky nie znikają z barów. Co najwyżej chowane są pod ladami lub bezczelnie stawiane pod nosem jakiegoś kongresmena, bo ten nie wyjmie kajdanek, tylko napije się.
W trzecim sezonie Zakazanego Imperium twórcy bardzo wyraźnie nakreślili wady ówczesnego systemu. Systemu bezsensów, absurdów i różnic kulturowo-rasowych. Wóda leję się tu strumieniami, a mądre głowy krzyczą jedynie „zakazać!”. No i zakazują, tylko, że nikt z tych zakazów nic sobie nie robi. Nucky Thompson wraz z Rothsteinem zamawiają kolejne butelki z Europy, Lucky Luciano inwestuje w narkobiznes, tak świeży i niesprawdzony w tamtym okresie. Gillian Darmody z kolei prowadzi dom publiczny dla ekskluzywnych gości, a Van Alden po ucieczce z biura federalnego rozpoczyna zabawę w akwizytora, by skończyć jako...bimbrownik.
To jest Kenny Powers.
Nie wiem czy znacie tego gościa, więc w skrócie go opiszę: upadła nadzieja amerykańskiego baseballu, 5-minutowy talent, zawodnik jednego meczu, sportowy meteoryt. W Polsce takich jest wielu. Roztrwaniali swoje umiejętności inwestując w doping, alkohol i dziwki. Myśleli, że są wielcy, a w rzeczywistości nie wyszli poza swój ogródek. Mieli swoją chwilę prawdy i przegrali z kretesem.
Nie dalej jak dwa tygodnie temu, nagrywając podcast z kolegami z portaluktóregonazwyniemożnawymieniać dowiedziałem się o filmie dokumentalnym. Nie o zwykłym dokumencie, bo te naprawdę rzadko opierają się na grach wideo a jeśli już, często pokazują je w niezbyt dobrym świetle. W Wirtualnej Wojnie Jacka Bławuta gra – Ił 2 – staje się tylko tłem dla pokazania, jak bardzo różnią się od siebie ludzie w kwestii pamiętania o Drugiej Wojnie Światowej.
To był jednak tylko wstęp. Pierwszy sezon Boardwalk Empire, który jakiś czas temu skrytykowałem, dzisiaj mogę tylko nazwać nie do końca udanym wprowadzeniem w niesamowity świat intryg, knowań i walki politycznej w Stanach Zjednoczonych w latach dwudziestych XX wieku.