To był jednak tylko wstęp. Pierwszy sezon Boardwalk Empire, który jakiś czas temu skrytykowałem, dzisiaj mogę tylko nazwać nie do końca udanym wprowadzeniem w niesamowity świat intryg, knowań i walki politycznej w Stanach Zjednoczonych w latach dwudziestych XX wieku.
Po obejrzeniu drugiej partii dwunastu epizodów tego serialu stwierdzam, że nareszcie odnalazłem to, czego od początku oczekiwałem od Boardwalk Empire. Jest świat polityki, w którym dominuje korupcja i układy, są powiązani z nim gangsterzy i zaangażowani w to wszystko finansiści, biznesmeni czy prawnicy. Są też wyraziste postacie, którym zależy na zapewnieniu sobie bezpieczeństwa i dobrobytu, które mają swoje liczne zalety i jeszcze liczniejsze wady. I wszyscy oni wreszcie zdają się krążyć wokół pewnego epicentrum, a nie latać sobie swobodnie po świecie stworzonym przez twórców.
Wszystko nareszcie tworzy całość. Nucky jest w środku wydarzeń i to na niego wpływają lub są przez niego w jakiś sposób motywowane do określonych działań wszystkie inne postacie. Historia nie ma już tak wielu wątków pobocznych, które zdają się zupełnie odcięte od tego głównego nurtu fabuły. Dzięki temu serial ogląda się wygodniej, jest łatwiej wciągnąć się w świat intryg politycznych i walki "biznesmenów" z prohibicją. Wreszcie właściwi aktorzy mają swoje okazje na prezentowanie własnych talentów (Shea Whigham ma kilka świetnych scen) i wreszcie są zakończenia odcinków, które zachęcają do natychmiastowego obejrzenia kolejnej części.
Co jednak uderza mnie najbardziej i za co będę chwalił Boardwalk Empire przez wiele lat to niesamowicie zarysowane postacie. Od bardzo dawna nie spotkałem się z sytuacją, w której aż tylu bohaterów i bohaterek wywoływałoby u mnie aż tak wiele mieszanych uczuć. W jednej chwili kibicujemy komuś i źle życzymy jego wrogom, aby po kilkudziesięciu minutach zostać zaskoczonym in minus przez daną postać i przenieść się „do obozu wroga”. Nie da się znaleźć w gronie bohaterów tej historii choćby jednej osoby, która jest całkowicie dobra lub zła. Tam nie ma jednowymiarowych charakterów. To sprawia, że robi się nawet trochę ciężko, gdy uświadamiamy sobie, że ludzie właśnie tacy są. Mają swoje przywary i często ukrywają prawdziwe oblicze i zamiary. A przecież to tylko serial, sposób na spędzenie wolnego czasu w domu przed telewizorem.
Bardzo chciałem obejrzeć dobrą produkcję, której atutem będą nie widowiskowe sceny akcji, krew i seks, ale świetnie zbudowane postacie i skomplikowane relacje je łączące. Chciałem zobaczyć coś opartego głównie na dialogach i umiejscowionego w tak intrygujących czasach, jak pierwsza połowa XX wieku. Pierwszy sezon nie zaoferował mi tego wszystkiego, bo za bardzo odbiegał od polityki i przestępczości w obyczajowe dylematy. Drugi ten błąd naprawił. Co będzie dalej?