Phantom Breaker: Omnia
W co gracie w weekend? #382
W co gracie w weekend? #360: Virtua Fighter V Ultimate Showdown, Gears 5 (Boomsnipes) i NFS Shift 2
W co gracie w weekend? #354: Final Fantasy XIII i Guilty Gear Xrd Revelator 2
Cobra Kai: The Karate Kid Saga Continues
Under Night In-Birth Exe:Late[cl-r]
W poprzednich odsłonach cyklu poznaliśmy gry w uniwersum Dragon Ball, które ukazały się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie omówiliśmy jednak jeszcze tytułów, które zawitały na konsole inne, niż te produkcji Nintendo. Dzisiaj więc poznamy gry, które ukazały się na mniej popularne sprzęty w pierwszej połowie lat 90.
W poprzednich częściach cyklu poznaliśmy pierwsze gry w uniwersum Dragon Ball. Widzieliśmy, co twórcy przygotowali w latach osiemdziesiątych, a także nieco później tylko na Pegasusa. Dzisiaj kilka projektów z następcy tej konsoli, Super Nintendo.
Ileż to godzin spędziło się na automatach (mało kto miał wtedy konsolę Segi) zwiedzając ulice miasta ogarniętego przestępczością. Ileż głów się rozwaliło, iluż odcisków nabawiło, nostalgia na całego. Streets of Rage dorobiło się w sumie trzech odsłon a dziś, dzięki grupie niezależnych autorów, możemy je wszystkie przetestować w jednym wielkim remake'u.
W 1994 roku posiadacze blaszaków musieli uzbroić się w anielską cierpliwość wypatrując pecetowej wersji gry Mortal Kombat II. Swój debiut produkt firmy Midway zaliczył tradycyjnie na automatach coin-op i dopiero gdy te ostatnie dotarły do najodleglejszych zakątków świata, pokuszono się o przeniesienie nowego mordobicia na domowe platformy. Pecetowcy czekali na dedykowany im port chyba najdłużej ze wszystkich fanów, ale zostali też za to odpowiednio wynagrodzeni, bo to właśnie ta konwersja jest jedną z najlepszych w całej stawce. Kto by pomyśłał, prawda?
Od razu zaznaczę na wstępie, że nie jestem miłośnikiem gier, które w Polsce określa się mianem „mordobić”. Owszem, lata temu zmarnowałem trochę pieniędzy na pierwsze Street Fightery (ach te automaty!), miałem też okazję zetknąć się z seriami Tekken i Virtua Fighter, ale jakoś nigdy nie potrafiłem zostać z nimi na dłużej. Mimo że na przestrzeni lat gatunek bijatyk mocno ewoluował i to pod każdym względem, zawsze potrafiły mnie szybko znudzić. Jak się już zapewne domyślacie, jedynym wyjątkiem od tej reguły jest właśnie Mortal Kombat. Nie wiem czy to kwestia szoku wywołanego przez oprawę wizualną tej gry, czy też niespotykanej kilkanaście lat temu dawki wirtualnej przemocy, ale dzieło Eda Boona i Johna Tobiasa pokochałem od pierwszego wejrzenia i pozostałem mu wierny przez długi czas.