Mortal Kombat przyciąga przemocą - UV - 12 stycznia 2011

Mortal Kombat przyciąga przemocą

UV ocenia: Mortal Kombat (1993)
85

Od razu zaznaczę na wstępie, że nie jestem miłośnikiem gier, które w Polsce określa się mianem „mordobić”. Owszem, lata temu zmarnowałem trochę pieniędzy na pierwsze Street Fightery (ach te automaty!), miałem też okazję zetknąć się z seriami Tekken i Virtua Fighter, ale jakoś nigdy nie potrafiłem zostać z nimi na dłużej. Mimo że na przestrzeni lat gatunek bijatyk mocno ewoluował i to pod każdym względem, zawsze potrafiły mnie szybko znudzić. Jak się już zapewne domyślacie, jedynym wyjątkiem od tej reguły jest właśnie Mortal Kombat. Nie wiem czy to kwestia szoku wywołanego przez oprawę wizualną tej gry, czy też niespotykanej kilkanaście lat temu dawki wirtualnej przemocy, ale dzieło Eda Boona i Johna Tobiasa pokochałem od pierwszego wejrzenia i pozostałem mu wierny przez długi czas.

Kultowy%20The%20Pit
Kultowy The Pit

Mortal Kombat opowiada historię siedmiu wojowników, którzy stają do walki, by uratować ziemski padół. Musicie bowiem wiedzieć, że na naszej ukochanej planecie jakiś czas temu pojawili się przybysze z innego wymiaru, którzy zapragnęli przejąć kontrolę nad światem i zniewolić jego mieszkańców. Jedyną szansą na uratowanie ludzkości jest zwycięstwo w tytułowym turnieju. Do tej pory Ziemianie przegrali go dziewięć razy z rzędu – jeśli raz jeszcze ulegną podwładnym złego czarownika Shang Tsunga, rozpocznie się apokalipsa.

Wyjątkowo głupkowata historyjka ma tu oczywiście nikłe znaczenie. W Mortal Kombat liczy się przede wszystkim to, że do walki staje siedem wysportowanych indywiduów, gotowych oddać na arenach turnieju swoje życie. Każdy z zawodników dysponuje garniturem wspólnych dla wszystkich postaci ciosów, a także unikatowym zestawem uderzeń specjalnych, uruchamianych po wykonaniu zaprogramowanej przez twórców gry kombinacji. Wojownicy  potrafią także skutecznie unikać ataków przeciwników, co wprowadza do zmagań element ryzyka. Skuteczny blok otwiera drogę do kontrofensywy, powodując, że nawet mocno okładany przez rywala jegomość ma szansę przełamać lawinę ciosów i dotkliwie zrewanżować się za spuszczony chwilę wcześniej łomot.

Jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, ta prezentuje się ona niemal idealnie. Jedynym mankamentem jest minimalne, choć odczuwalne opóźnienie na wciskane klawisze. Cała reszta sprawuje się natomiast bez zarzutu. Mortal Kombat to gra dynamiczna, szalenie efektowna i co najważniejsze różnorodna. Dzięki ciosom specjalnym, dającym zawodnikom przewagę w różnych elementach, każdą postacią gra się zupełnie inaczej. Cieszy też fakt, że w kolejnych fazach turnieju, program stawia przez użytkownikiem coraz większe wyzwania. Po serii pojedynków z innymi zawodnikami, musimy poradzić sobie z lustrzanym odbiciem, dwoma przeciwnikami naraz, a gdy wreszcie dotrzemy do wielkiego finału, trzeba ubić czterorękiego mistrza Goro i jego pana Shang Tsunga.

We wznieceniu ogromnego zainteresowania grą, produktowi firmy Midway Games nie pomogła jednak tylko świetna mechanika. Odbiorców przed monitory przede wszystkim przyciągnęła niesłychana wręcz brutalność. Czyste trafienia w Mortal Kombat nagradzane są rozbryzgami krwi, które w połączeniu z digitalizowaną grafiką sprawiały wrażenie piekielnie realistycznych, w tamtych latach oczywiście. Po uporaniu się z przeciwnikiem gracz móże też swojego rywala raz na zawsze wykończyć, i to z reguły w sadystyczny i spektakularny sposób. Przykłady? Sub Zero wyrywa swojemu oponentowi głowę wraz z kręgosłupem, a Kano bijące wciąż serce. Fatality, czyli wieńcząca walkę egzekucja stała się znakiem rozpoznawczym całej serii, wywołując przy okazji mnóstwo kontrowersji. Mortal Kombat bardzo poważnie podchodził do kwestii zadawania bólu przeciwnikowi, stojąc w opozycji do Street Fightera i jego licznych klonów.

Torpeda%20Raydena
Torpeda Raydena

Mortal Kombat oferuje również tryb multiplayer, który pozwala dwóm osobom rywalizować o laur zwycięzcy na wirtualnym placu boju. Wzajemne okładanie się po twarzy ułatwia świetne przełożenie sterowania z oryginału na peceta. Konieczność kręcenia młynków w tej grze zachodzi sporadycznie, dzięki czemu większość skomplikowanych uderzeń i wykończeń można było bez problemu wykonać bez pomocy joysticka. Kiedy walczy się we dwóch, do zabawy wystarczy jedna klawiatura.

Grę Boona i Tobiasa trudno zaliczyć do kamieni milowych w historii elektronicznej rozrywki – wszak poza ogromną dawką przemocy nie wniosła ona do gatunku niczego rewolucyjnego. Nie da się jednak ukryć, że Mortal Kombat ma po prostu w sobie to "coś", co sprawia, że nawet dziś, mimo kiepskiej oprawy, sprawia pozytywne wrażenie. Przekonałem się o tym zresztą na własnej skórze, wczoraj, gdy odpaliłem tego wielkiego klasyka. Wam polecam zrobić to samo.

UV
12 stycznia 2011 - 16:53