Super Goku na Super Nintendo?! - Brucevsky - 21 maja 2011

Super Goku na Super Nintendo?!

W poprzednich częściach cyklu poznaliśmy pierwsze gry w uniwersum Dragon Ball. Widzieliśmy, co twórcy przygotowali w latach osiemdziesiątych, a także nieco później tylko na Pegasusa. Dzisiaj kilka projektów z następcy tej konsoli, Super Nintendo.

Pierwszym tytułem jaki ukazał się na SNES-a był Dragon Ball Z: Super Sayian Dansetsu. Niestety wszyscy, którzy liczyli na znakomitą grafikę i ciekawą produkcję musieli się rozczarować, bo Bandai przygotowało po prostu remake dwóch gier z Pegasusa. Tamte produkcje omówiłem w poprzedniej części, więc nie ma co do nich wracać. Fani uniwersum musieli po prostu jeszcze poczekać aż wydawca uzna, że nowy projekt na SNES-a ma sens.

Do takiego wniosku Bandai doszło w 1993 roku. Wtedy też na rynku ukazał się Dragon Ball Z: Super Butoden. Jak się później okazało była to pierwsza gra z serii, która zapoczątkowała też cały późniejszy taśmociąg bijatyk w uniwersum Smoczych Kul. Za niezłą oprawą graficzną i charakterystycznymi dźwiękami nie poszedł niestety system. Patrząc chociażby na poniższy krótki fragment ze starcia Goku z Vegetą nie sposób nie zauważyć, że Super Butoden nie należał do czołowych bijatyk świata. Na tle Street Fightera prezentował się wręcz słabo, martwiąc fanów na przykład dynamiką i niewielką liczbą ciosów. Marka swoje jednak zrobiła, sprzedaż była, a Bandai porzuciło poprzednie pomysły na rzecz tworzenia kolejnych bijatyk.

W ten sposób ledwie kilka miesięcy później powstał sequel. Czas pracy mówi już wystarczająco wiele o zaangażowaniu dewelopera, który postanowił po prostu dać kilka innych postaci i przedstawić dalsze losy bohaterów. Tym razem gracze mogli poznać fabułę pokrywającą się z Cell Games oraz kilka historyjek wykreowanych przez Bandai, które angażowały postacie z dodatkowych filmów DB w rodzaju Bojacka. W zależności od wyników walk trochę zmieniały się losy świata, ale w ogólnym rozrachunku trudno było tylko za to chwalić grę. Dodatkowo, pomysł z wyłączeniem Son Goku z grupy podstawowych wojowników wydaje się po dziś dzień lekko chybiony…

Kilka miesięcy później posiadacze Super Nintendo mogli zacząć się irytować, bo Bandai wypuściło na rynek trzecią odsłonę Super Butoden. Niewiele zmian, znowu dziesięć grywalnych postaci do walki i brak trybu fabularnego charakteryzowały ten ewidentny skok na kasę. W porównaniu do pracy jaką Japończycy wykonywali tworząc gry z serii na Pegasusa, ich działania w przypadku Dragon Ball na SNES-a do tego momentu można było ewidentnie zakwalifikować jako obijanie się. Ten sam tytuł z niewielkimi zmianami i inną cyferką na końcu musiał się w końcu znudzić. Przynajmniej grafika była coraz ładniejsza…

Na szczęście w pierwszej połowie 1995 roku ukazała się wreszcie gra z innego gatunku. Tym razem twórcy stworzyli bardzo uproszczonego RPG-a z nieco zręcznościowym system walki. Fabuła opowiadała o wydarzeniach z początku mangi i pozwalała poprowadzić bohatera przez wszystkie najważniejsze wydarzenia Dragon Balla aż do momentu walki z Piccolo. Twórcy skupili się na przedstawieniu historii w formie wielu dialogów, sporadycznie pozwolili nawet wybierać odpowiedzi i kierować nieco losami herosa. System walki był nieco dziwnym połączeniem standardowej bijatyki z turówką. Z jednej strony liczyła się zręczność przy kontrach i atakach, z drugiej nieco taktyki przy dobieraniu umiejętności. W 1995 roku Dragon Ball Z: Super Goku Den — Totsugeki-Hen robił jednak bardzo dobre wrażenie i nareszcie dawał poznać świat gry z nieco innego ujęcia. Do klasyków gatunku mu jednak sporo brakowało.

Dokładnie po sześciu miesiącach na SNES-ie ukazała się kontynuacja, która pozwalała poznać dalsze losy Son Goku do momentu osiągnięcia poziomu Super Sayianina i pokonania Freezy na Namek. Poza tym było to praktycznie to samo, klasyczna kontynuacja dla chcących więcej konsumentów.

W czasie, gdy na rynku o palmę pierwszeństwa walczyły już PlayStation i Saturn Bandai zdecydowało się wydać ostatnią grę na SNES-a. Wybór padł na bijatykę, którą Japończycy ochrzcili Dragon Ball Z: Hyper Dimension. Twórcy wykorzystali doświadczenie z poprzednich gier i udoskonalili znane już rozwiązania. W ten sposób posiadacze konsoli dostali najlepiej wyglądającą bijatykę w lubianym uniwersum, z fabułą pokazującą losy od sagi z Freezą do ostatecznej walki z Buu. Były wielopoziomowe areny, dziesięciu bohaterów, ataki specjalne i system z uderzeniami krytycznymi aktywującymi się tuż przed porażką herosa. Grafika robiła spore wrażenie, choć na pewno nie takie, jak konkurencyjne bijatyki z silniejszych platform.

Trudno jednoznacznie oceniać gry z serii, które Bandai wydało na Super Nintendo. Na pewno można było się spodziewać więcej w związku z mocniejszym systemem i coraz większym doświadczeniem dewelopera. Okazało się jednak, że przeważały proste bijatyki, które były oczywistym (ale chyba nie najlepszym) pomysłem na tytuł z Dragon Ball w nazwie. Czy na innych platformach było lepiej? O tym w następnej części cyklu.

Brucevsky
21 maja 2011 - 13:02