W poprzednich odsłonach cyklu poznaliśmy gry w uniwersum Dragon Ball, które ukazały się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie omówiliśmy jednak jeszcze tytułów, które zawitały na konsole inne, niż te produkcji Nintendo. Dzisiaj więc poznamy gry, które ukazały się na mniej popularne sprzęty w pierwszej połowie lat 90.
Zaczynamy w 1994 roku. Wtedy też 1 kwietnia na Sega MegaDrive ukazała się bijatyka Dragon Ball Z: Buyu Retsuden. Bandai nie wyszło poza schemat, w którym wówczas działało i nie zaskoczyło odbiorców niczym oryginalnym. Ot, kolejna bijatyka 2D z kilkoma postaciami i klasycznymi trybami rozgrywki. Oprawa audiowizualna była niczego sobie, co potwierdza poniższy filmik. Posiadacze MegaDrive’a na pewno nie płakali po premierze pierwszej produkcji w uniwersum „Smoczych Kul”.
Fakt, że tylko Bandai tworzył gry z o Goku i spółce mógł jednak zacząć w pewnym momencie martwić fanów. Okazało się bowiem, że Japończycy wykorzystają popularność marki do promowania konsoli Playdia, która nigdy nie wyszła poza granice Japonii. Nie był to zachwycający kawałek sprzętu, a pogrąża go fakt, że tylko Bandai wspierało go nowymi grami. Wydane w 1994 roku dwie produkcje były po prostu pełnometrażowymi filmami, w których gracze mogli podejmować różne decyzje wpływające na wydarzenia na ekranie. Dla fanatyków to rarytas, ale dla osób spragnionych dobrych gier już nieco mniej.
Podobnie oryginalny twór dostali posiadacze PC Engine, czyli japońskiego wydania TurboGrafx16. Wydany pod koniec 1994 roku Dragon Ball Z: Idainaru Son Goku Densetsu pozwalał prześledzić losy Goku od walki z Tao Pai Paiem do ostatecznej potyczki z Cellem. Całość przedstawiono w formie opowieści Son Gohana i animacji przeplatanych krótkimi pojedynkami w 2D. Atutem produkcji była miła dla oka oprawa graficzna. Poza tym to znowu bardziej ukłon w stronę fanów Dragon Ball niż pełnoprawna gra.
Kolejne tytuły z serii ukazały się już na konsolach 32-bitowych. Najwięcej dostali posiadacze popularnego PlayStation, ale był jeden wyjątek. Na Sedze Saturn ukazała się czwarta odsłona podserii Super Butoden, czyli Shin Butoden. Niestety, coraz częściej było widać, że Japończycy przestali traktować uniwersum Dragon Ball z pewną ambicją, a zaczęli czysto biznesowo. W ten sposób w grze na Segę wykorzystano sprite’y postaci i ścieżkę dźwiękową z produkcji na PlayStation, która ukazała się wcześniej. Poza tym, tytuł był klasyczną bijatyką z 27 postaciami. W czasach, gdy konkurencja coraz częściej i lepiej wykorzystała moc nowych platform ta nieco powolna bijatyka wydawała się stać w miejscu. Może i stąd na lata Dragon Ballowi przypięto łatkę słabszych tytułów na licencji. Shin Butoden wyróżniały dwa dodatkowe tryby, które pozwalały walczyć drużynami pięciu bohaterów i w specjalnym trybie kierować losami Mr. Satana, który obstawia wyniki starć i wpływa na nie różnymi oszustwami. Celem było zarobienie dużych pieniędzy, aby oddać dług. Zawsze to jakiś kreatywny pomysł, który można było traktować jako unikalny element na rynku bijatyk 2D.
Przed nami już bardziej bliższe sercu i pamięci czasy, gdy królowały PlayStation i jej następczyni. Pierwsza część przeglądu gier na popularną konsolę Sony już niedługo, miejcie Goku na oku.