Piractwo na pecetach jest potężne – wystarczy przywołać wyliczenia twórców gier World of Goo, czy Machinarium, którzy podawali swego czasu, że „współczynnik spiracenia” ich gier wynosił aż 90%. Tłumacząc: gdyby wszyscy, którzy spiracili ich grę kupili ją w pełnej cenie, sylwetki Kyle’a Gablera i Jakuba Dvorsky’ego byłyby drukowane na studolarowych banknotach. Twórcy Pixel Piracy ze studia Quadro Delta postanowili wyprzedzić bieg wydarzeń i sami umieścili piracką wersję swojej gry na torrentach (uprzedzam, że ja grałem w legalną kopię). Później buńczucznie chwalili się w mediach, że zyskali dzięki temu wiele wartościowych opinii. Mają tupet (bo przecież niepoprawnie byłoby napisać, że „jaja”), albo są niespełna rozumu (napisałbym „głupi”, ale to też nie przystoi) – tego ocenić nie umiem. Pewne jest za to, że nie brakuje im poczucia humoru, bo ich gra opowiada przecież o piractwie. Tym klasycznie rozumianym, rzecz jasna, czyli pływaniu po oceanach, grabieniu i piciu rumu. Gra o piractwie spiracona – ŚMIESZNE STRASZNIE.
Tupet i humor to cechy przydatne przy promowaniu gry, bo dzisiaj mało kto łyka już tradycyjne reklamy i zwiastuny. Z punktu widzenia graczy ważniejsze jest co innego - czy Quadro Delta ma dobre pomysły i potrafi je realizować. Przedpremierowe spojrzenie na wczesną wersję Pixel Piracy daje pewne pojęcie na ten temat i zaskakuje tym, jak ukazano tu samo piractwo. Chodzi o to, że piraci z tej gry owszem grabią, mordują i piją, ale potrafią też… całkowicie zafajdać pokład swojego statku. Recenzuję gry od bardzo dawna, ale przyznam, że tego się nie spodziewałem.
Drugi w sezonie 2014 wyścig Formuły 1 odbył się w malezyjskim Kuala Lumpur. Kierowcom, po bardzo wymagających kwalifikacjach (pogoda dała im się we znaki, oj dała) udało się wreszcie stanąć na prostej start-stop podczas niedzielnego Grand Prix. Widać, że zespoły i sami zawodnicy coraz lepiej czują nowe bolidy, jednak mimo wszystko nie obyło się bez sensacji. Cóż, taka już jest F1...
Do teraz nie mogę pukładać sobie w głowie tego wszystkiego, co zobaczyliśmy na pierwszym w sezonie 2014 wyścigu na torze Albert Park w Melbourne. Ricciardo i Magnussen na podium, Vettela problemy z bolidem, McLareny w formie, zagubiony Raikkonen, dyskwalifikacja drugiego zawodnika Red Bulla, piski opon są głośniejsze od ryku silników... Czy to na pewno Formuła 1?
Arcane Worlds to niezależna gra studia Ranmantaru Games. Jest to remake Magic Carpet, klasycznego tytułu z 1994, stworzonego przez Bullfrog Productions. W momencie pisania tej recenzji gra znajduje się w fazie alfa (0.18), dlatego też wszystkie jej wady (jak i zalety) mogą ulec zmianie. Mimo to warto się przyjrzeć tej zaskakująco oryginalnej i wciągającej – jak na tak wczesne stadium – produkcji.
Po zapowiedzi Titanfall podchodziłem z umiarkowanym optymizmem do najnowszej produkcji Respawn Entertainment. Nawet pomimo faktu, że ekipa tworząca składa się z doświadczonych ludzi, a pierwsze materiały wyglądały bardzo zachęcająco. Teraz, na niecały miesiąc przed premierą, dane mi było wziąć udział w zamkniętych testach, które trwają od kilku dni. Muszę przyznać, że jestem usatysfakcjonowany tym, co zobaczyłem.
Premiera nowego Lords of Shadow zbliża się wielkimi krokami, a dokładniej zostały do niej dwa tygodnie. Aż dwa tygodnie! Szmat czasu, który próbuję jakoś zagospodarować na rzecz przypomnienia sobie części poprzedniej. Twórcy jednak miło zaskoczyli mnie i wypuścili demo „dwójki”, które pobrałem dopiero dzień po jego premierze. Musiałem sprawdzić czy mechaniki walki jakoś szczególnie się zmieniły, a przy okazji ogólnie zobaczyć czego spodziewać się po nowym dziele Mercury Steam. Zatem zassałem ze Steama 1 GB danych, wziąłem pada do ręki, uruchomiłem demko, usłyszałem epickie: „I am Dracul, Prince of Darkness” i ruszyłem do zabawy.
Ostatni w sezonie 2013 wyścig o Grand Prix Brazylii nie zawiódł, ponieważ oglądaliśmy Formułę 1, jaką kochamy - mnóstwo manewrów wyprzedzania, kilka kontaktów, wlepiane przez sędziów kary i wzruszające chwile. Szkoda tylko, że wyczekujących dramatycznej końcówki kibiców zawiódł deszcz. Żegnamy sezon 2013 i z niecierpliwością wyczekujemy pierwszych informacji, przecieków i zdjęć bolidów na sezon 2014.
Zdegustowany ostatnimi popłuczynami należącymi do EA, nie wierzyłem że ta firma jest w stanie wydać cokolwiek dobrego. To samo dotyczyło choćby marki Need for Speed, która od lat zawodziła graczy. Owszem Hot Pursuit oraz oba Shifty uznaję za przyjemne tytuły, ale reszta odsłon okazała się być poniżej wszelakiej krytyki. Dlatego też nie sądziłem, że z Rivals może wyjść cokolwiek przyzwoitego. Szczególnie gdy na targach filmiki prezentujące grę w akcji, zdecydowanie nie zachęcały.
Z dniem dzisiejszym (23.11.13) akcja promocyjna PlayStation 4 na terenie Polski rusza z prawdziwego kopyta – w czterech wybranych przez Sony miastach (Poznań, Gdańsk, Warszawa, Katowice) natknąć można się na opasłe i pełne lansu błękitne stoiska, we wnętrzu swojej wymyślnej zabudowy kryjące powód numer jeden całego zamieszania – gotowe do testów, pachnące nowością „dziecko” japońskiej korporacji, obstawione przez dumny zestaw tytułów startowych. Lepiąc te słowa jestem właściwie na świeżo po powrocie z jednego z takich miejsc i prawię tak – jeśli ma się możliwość, warto wybrać się tam samemu. Dlaczego?
Drugie w historii Grand Prix USA na torze w Austin przebiegło raczej spokojnie, choć nie bez niespodzianek. Sebastian Vettel potwierdził, że tytuł mistrza świata zdobył całkowicie zasłużenie, Mark Webber robi co może, by przed zakończeniem kariery wygrać wyścig, Maldonado jest na wszystkich obrażony, a Kovalainen w Lotusie to nie to samo, co Raikkonen. Na torze, mimo raczej spokojnego przebiegu wyścigu, pojawił się też safety car, więc emocji nie brakowało.