Wrażenia z wersji demonstracyjnej gry Castlevania: Lords of Shadow 2 - Rasgul - 14 lutego 2014

Wrażenia z wersji demonstracyjnej gry Castlevania: Lords of Shadow 2

Premiera nowego Lords of Shadow zbliża się wielkimi krokami, a dokładniej zostały do niej dwa tygodnie. Aż dwa tygodnie! Szmat czasu, który próbuję jakoś zagospodarować na rzecz przypomnienia sobie części poprzedniej. Twórcy jednak miło zaskoczyli mnie i wypuścili demo „dwójki”, które pobrałem dopiero dzień po jego premierze. Musiałem sprawdzić czy mechaniki walki jakoś szczególnie się zmieniły, a przy okazji ogólnie zobaczyć czego spodziewać się po nowym dziele Mercury Steam. Zatem zassałem ze Steama 1 GB danych, wziąłem pada do ręki, uruchomiłem demko, usłyszałem epickie: „I am Dracul, Prince of Darkness” i ruszyłem do zabawy.

I na samym wstępie od razu się zawiodłem. Spodziewałem się, że twórcy udostępnią fragment rozgrywki, którego jeszcze nie widzieliśmy. Taki bardziej reprezentatywny dla różnych zapowiedzianych nowości. Jakąś odblokowaną, w miarę otwartą sekcję zamczyska Draculi, albo jakąkolwiek inną część kampanii. Nie. Środkowy, serdeczny palec dla wszystkich od twórców. Dali nam etap, który został udostępniony na E3 czy Gamescomie. Widziałem go już setki razy. Gameplay ten jest już tak do bólu oklepany, że na sam jego widok dostałem odruchów wymiotnych. I poczułem ból zadany od developerów w miejsce, o którym nie wspomnę z racji tego, iż artykuł mogą czytać młodsi odbiorcy. To tylko udowadnia jak bardzo autorzy gier mają za obojętne wersje demonstracyjne. Niegdyś były one kluczowym elementem promocji danego produktu. Dziś są rozumiane jako zbędny dodatek i wypuszczane jedynie jako bonus. Wyglądają bardziej jako prezent z litości, aniżeli fragment rozgrywki mający zachęcić nas do zakupu. Przykre, smutne i zarazem strasznie denerwujące.

Ale kiedy wylałem już swoje smutki w kanapkach i wodzie mineralnej, moim oczom ukazała się piękna, a zarazem ogromna komnata tronowa Draculi. Pomieszczenie było cudnie oświetlone przez palące się niebieskim ogniem pochodnie, kilkanaście świeczek rozmieszczonych tu i tam na podłodze oraz światło księżyca padające przez okna. Marmurowa podłoga połyskiwała, pośród ogromnych kolumn i bogatych zdobień. Cała komnata była równie monumentalna, co mroczna. W takim otoczeniu na swoim tronie zasiadał Dracula. Wypijał resztkę krwi ze złotego kielicha z depresyjnym wyrazem twarzy. Jego kontemplację bowiem przerywają żołnierze Bractwa Światła, do którego wcześniej należał, kiedy jeszcze był człowiekiem. Wpraszają się oni do sali za pomocą tarana i bynajmniej nie przyszli biesiadować, tylko zabić naszego protagonistę(?). Jednakże Smok – Dracul traktuje to zbiorowisko jako imprezkę, a przybyłych „gości” – niestety na ich nieszczęście – jako swój pełnokrwisty obiad.

Obiad podano!

Tutaj zaczyna się seria tutoriali dla początkujących graczy. Widzimy po raz pierwszy nowe bronie Draculi, które tak naprawdę mają podobne właściwości, jak amulety Światła i Cienia w „jedynce”. Miecz Otchłani uzdrawia przy każdym zadanym przeciwnikowi ciosie, a Szpony Chaosu zwiększają obrażenia. Poza tym mamy również bicz, będący naszą bronią standardową. Mechanika rozgrywki praktycznie się nie zmieniła od czasów poprzedniczki. Zasiadając do demówki kontynuacji, poczułem się jak w domu. Każda akcja była przypisana do swojego guzika, a nawet niektóre kombinacje wstukiwało się tak samo jak w "jedynce". Feeling gameplay’u w ogóle się nie zmienił. Czuć tylko, iż nasz Książę Ciemności faktycznie jest potężną jednostką. Pewniej porusza się po polu walki, a przy tym uniki wykonuje z większą gracją. Praktycznie rozrywa rycerzy na kawałki bez większego kłopotu jak kartki papieru. System walki zyskał na efektowności, co widać już po pierwszych uderzeniach wampira. Nie znaczy to, że oponenci wydają się łatwiejsi. Co to to nie. Nawet zwykli szeregowi w samouczku dają o sobie poznać. Są bardzo agresywni, nie boją się atakować, a jeśli już to robią to często korzystają z przewagi liczebnej. Atakują po kilku na raz, nie pozwalając nawet się nam podnieść. Jest trudniej. Muszę się przyznać, że gdyby nie Miecz Otchłani to prawdopodobnie padłbym już na początku. Troszkę wstyd się do tego przyznać. Za wytłumaczenie mogę podać, że oprócz nadrabiania poprzedniczki, grałem przy okazji w dodatek do DmC i sterowanie mogło mi się momentami nieco mylić. Dobra, nieprzekonująca wymówka.

W demówce są też elementy platformowe pojawiające się zaraz po wyjściu z naszej sali tronowej i podczas „walki” z wielkim kolosem. Potyczka ta - jako że nadal utrzymana w stylu tutoriala - to tak naprawdę wspinaczka rodem z Assassin’s Creeda. W niczym nie przypomina ona pojedynków z Tytanami z części pierwszej, albo choćby tych z Shadow of the Colossus. Sprawia jednak niemałą satysfakcję i daje nadzieję na to, iż w pełnej wersji spotkamy tego nieco więcej, w już nie tak bardzo oskryptowanej formule. Sam system pseudo-parkouru należy do niewymagających, przypomina raczej ten z God of War, ciężko napsuć sobie przy nim krwi.

Piękno sali tronowej w całej okazałości

Grafika pod względem technicznym nie powala. Czuć, że silnik jest już troszkę przestarzały, w szczególności przy zbliżeniu na niektóre elementy np. postacie. Widać, że tekstury są nieco rozmazane. Ale nie to świadczy o poziomie grafiki w grze. Już wersja demonstracyjna była w stanie mnie powalić na kolana architekturą oraz projektem lokacji. Spodziewam się tego również w pełnym wydaniu. Optymalizację gry uważam za wykonaną porządnie. Na wysokich ustawieniach nie spotkałem się ze ścinką podczas zabawy na prawie czteroletnim komputerze. Zatem posiadacze starszych maszyn również będą mogli się porządnie zabawić. O dźwięku w grze nie wspomnę, bo to tylko demówka, ale pochwalę pana podkładającego głos pod głównego bohatera. Pasuje idealnie i sprawdza się jeszcze lepiej

Wersja demonstracyjna zachęciła mnie jeszcze bardziej do zakupu Lords of Shadow 2. Zawiodła mnie pod tym względem, że jest to ten sam fragment rozgrywki, który był pokazywany na targach dobre pół roku temu. Poza tym wiem, że mogę spodziewać się więcej tego samego, co w części pierwszej, tylko lekko podrasowanego. Jak dla mnie to wystarczy. Zdziwiła mnie jednak wystawiona już przez Game Informer ocena gry w wysokości 6/10. Pozostawia mi to lekki niesmak, ale wszystko jeszcze się okaże, bo do premiery zostały dwa tygodnie. Niecałe.


Zachęcam do odwiedzania mojego fanpage na facebooku oraz ćwierkacza. Znajdziecie tam sporo różnych przemyśleń, głupot i dowiecie się co słychać u Rasgula. Pozdrawiam!

Rasgul
14 lutego 2014 - 17:52