Master Reboot to jedna z tych gier, która obiecuje bardzo wiele, a ostatecznie jest jedynie ciekawostką. Jednak ta ciekawostka jest na tyle frapująca, że mimo pewnych braków potrafi przyciągnąć na te kilka godzin gry.
Prezentacja nowego Borderlandsa wywołała u mnie falę przemyśleń, z którymi właśnie dziś chciałbym się z wami podzielić. Produkcja ta budzi kontrowersje już samym tytułem oraz oczywiście aż nadto znanym modelem rozgrywki. Nie są to jednak jedyne „rozkminy”. Ciekawostek i zagwozdek związanych z The Pre-Sequelem, jest znacznie więcej.
Chyba nie można pisać na Gameplay'u, i w pewnym momencie nie popełnić jakiegoś swojego "Top 10" czy "5 powodów...", więc ja również się przełamałem i przedstawiam małą wyliczankę. Nie do końca jest to TOP (bo kolejność jest od najstarszej gry), a raczej wyszczególnienie i przypomnienie najlepszych i najciekawszych wedlug mnie gier militarnych, zwłaszcza pojedynczych, szczególnych misji, w które mogę grać bez końca, które do dziś nic nie straciły na klimacie i wyjątkowości.
Niezależny i szczęśliwy Cliff nie chce być kojarzony do końca życia z marką Gears of War. Wiedzie teraz piękny żywot, który od dłuższego czasu motywuje go do spokojnej pracy nad mniejszą, nieznaną jeszcze produkcją. Mierzy wysoko, ma sporo pomysłów, i nigdy więcej nie wróci do pracy w korporacji.
Od jakiegoś czasu myślałem o powołaniu do życia cyklu felietonów, w których mógłbym skoncentrować się na nadchodzących grach, do zakupu których się przymierzam. W ten oto sposób narodził się pomysł na Będę Grał w Grę, a więc zwięzłe zestawienie plusów i minusów oraz nadziei i obaw związanych z daną produkcją. W pierwszym felietonie postanowiłem przedstawić mój punkt widzenia na temat Titanfall.
Nie tak dawno Call of Duty świętowało dziesięciolecie. W trakcie tej dekady zdążyło wywołać u graczy w zasadzie każdy rodzaj uczucia: od zachwytu przez miłość po znużenie i nienawiść, a co najlepsze – te dwa równocześnie w ostatnich odsłonach. Dziś wydajemy polecenia Burkom, sterujemy dronami i łamiemy sobie głowę, jakie dodatki założyć do ulubionej pukawki w multi. Kiedyś jednak wszystko było o wiele prostsze – wystarczyło pamiętać o przeładowaniu broni i się nie wychylać, bo w przeciwnym razie zwycięstwo Aliantów stawało pod znakiem zapytania. Wciąż pamiętam piekło pod Stalingradem z pierwowzoru, lecz bitwa na Łuku Kurskim czy batalia o Charków z dodatku United Offensive wcale nie były gorsze. I to właśnie nim się teraz zajmiemy.
Jak najłatwiej zjednać sobie klientów konkurencji, oferującej nieco inny produkt? To proste – wypuścić na rynek coś podobnego! Wcielenie w życie tej zasady miało być kolejnym małym kroczkiem duetu DICE/Electronic Arts na drodze do odebrania Call of Duty korony najlepiej sprzedającego się króla FPS-ów. Fanów Battlefielda, rozkochanych w wielkich mapach i wojnie na iście epicką skalę, nie przekonywano długo do zakupu trzeciej odsłony. Problem stanowili Ci, którzy woleli ultraszybką zabawę w berka w ciasnych, małych lokacjach, bez możliwości zrównania wszystkiego z ziemią za pomocą czołgu czy myśliwca – a właśnie taką rozgrywkę oferuje CoD. Nic dziwnego, że wśród 5 rozszerzeń do Battlefielda 3 i na to pojawiła się stosowna odpowiedź w postaci dodatku Walka w zwarciu.
Od jakiegoś czasu posiadacze maszyn 7. i 8. generacji powstrzymują diaboliczne plany kolejnego wichrzyciela, patrząc na generowanego w hurtowych ilościach wroga przez kolimatory i wysyłając do akcji Burka czy innego Rileya. Ja natomiast dziś postanowiłem cofnąć się o kilka lat, kiedy to mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją – Call of Duty odwiedziło równocześnie starszy sprzęt i jego następców. Wtedy też różnice pomiędzy tymi wersjami były znacznie wyraźniejsze, niż obecnie.
European Assault do znanego i cenionego przepisu na dobrego FPS-a w klimatach II wojny światowej dodał kilka nowych, nieznanych wcześniej fanom serii przypraw. Pozostawiono wszystkie najważniejsze elementy charakteryzujące serię, ale jednocześnie wprowadzono zmiany, by grało się trochę inaczej, walki wypadały bardziej spektakularnie, a całość nie była tylko powtórką z rozrywki w nowych szatach. Dzięki temu European Assault jest smacznym kąskiem, którym warto się zainteresować.
Stworzenie ciekawych pojedynków z szefami w FPS-ie nie jest rzeczą łatwą. Zadanie to robi się jeszcze trudniejsze, gdy dana strzelanka okazuje się być tytułem wojennym, w którym nie ma miejsca dla nadludzkich mocy, kosmitów, wymyślnych technologii lub czarów. Pracownicy studia EA LA stanęli przed wyjątkowo nieprzyjemnym zadaniem przy produkcji kolejnej odsłony Medal of Honor: European Assault. Czy udało im się zaprojektować ciekawych bossów?