Porównań do filmu Alfonso Cuaróna Grawitacja nie da się uniknąć. ADR1FT to ta sama stylistyka, ten sam klimat i podobny scenariusz. Samotna kobieta na roztrzaskanej w "drzazgi" stacji kosmicznej stara się jakoś wrócić na Ziemię. Rozgrywka kojarzy się trochę z symulatorami chodzenia w stylu Firewatch, do zrobienia jest tu jednak trochę więcej, niż w tego typu tytułach. Rewelacyjnie prezentująca się gra budzi z początku nadzieję na niezwykłą przygodę, ale wyszedł z tego trochę taki film kina europejskiego. Bardzo dobry w swoich założeniach i przesłaniu, ale trudny w odbiorze.
Senran Kagura: Bon Appetit! - Full Course to moje trzecie podejście do cyklu o uczennicach ninja. Zaczynam już kojarzyć konkretne postacie I byłbym w stanie kilka z nich rozpoznać. Wzbudza to we mnie olbrzymi strach. Co jeśli przez kontakt z tymi produkcjami przemienię się w jakiegoś hentai otaku albo inne dziwadło podniecające się rysowanymi dziewczynami? Z drugiej strony wcześniejsze gry z serii miały w sobie coś co aktywowało we mnie tryb fana Dynasty Warriors? Czy tym razem będzie tak samo? Czyt nie ma dla mnie ratunku I będę musiał spać z poduszką w kształcie dziewczyny z jakiegoś anime?
PlayStation Vita to system, który jest definicją żywego trupa. Konsolka została zabita przez Sony już jakiś czas temu. Od czasu do czasu możemy jednak zaobserwować jakieś spazmy i życie pozagrobowe sprzętu o niefortunnej nazwie. Dlatego też tegoroczna premiera dziwacznego spin-offu serii gier JRPG ze słowem zombie w tytule idealnie obrazowała stan przenośnego PlayStation. Teraz jednak MegaTagmension Blanc + Neptune vs Zombies ląduje na komputerach osobistych. Czy oznacza to, że musimy potraktować ten tytuł z powagą należną „prawdziwym” grom na „prawdziwe” maszyny dla graczy?
Cierpienia młodego Wertera to jedna z tych lektur szkolnych, które zapadły mi w pamięć na trochę dłużej. Nie dla tego, że zaintrygowała mnie historia tytułowego bohatera. Przyczyna takiej sytuacji jest dość banalna. Mój nauczyciel bez przerwy nabijał się z emo postaci i tego jak wielkim nieudacznikiem był Werter. Co te wspominki mają wspólnego z recenzowanym tym razem Root Letter? Tylko tyle, że jak zobaczyłem słowo list w tytule gry to pomyślałem o (prawdopodobnie) najsłynniejszej powieści epistolarnej i człowieku, który mnie do niej zraził.
Na kolejną odsłonę Mafii przyszło nam czekać długie 6 lat. Dla branży gier komputerowych jest to naprawdę spory okres czasu w którym zawsze dochodzi do wielu zmian trendów rynkowych. Przykładowo ewolucji nigdy nie unika warstwa graficzna i rozgrywka, choć przede wszystkim zmieniają się wymagania konsumentów. Gdy na rynku zadebiutowała pierwsza odsłona Mafii (2002 r.) z miejsca podbiła ona serca graczy oraz recenzentów, od których zebrała same najwyższe noty. Najmocniejszymi atutami produkcji była fabuła i klimat, dzięki którym gra opowiadała znakomitą historię mafijną osadzoną w latach trzydziestych ubiegłego wieku.
Wydany rok temu dodatek The Taken King zachwycił graczy Destiny ogromną ilością questów, bogatą zawartością i niezłą fabułą, dopełniającą braki z rozczarowującej, podstawowej wersji. Rise of Iron miało zaoferować podobną jakość - nie do końca się to jednak udało. Najnowsze DLC to dość drogi i niestety skromny pakiet kilku nowych misji, przeznaczony dla najbardziej uzależnionych od Destiny fanów. Na szczęście ma też ukrytą niespodziankę.
Najnowsza odsłona niezwykle cenionej, gangsterskiej serii spotkała się z bardzo mieszanym przyjęciem odbiorców. Tymczasem, jest to naprawdę niezła gra, która musiała sprostać wysokim oczekiwaniom fanów. Pierwsza część uważana jest za grę kultową, a dwójka, choć oceniana nieco gorzej, nadrabiała klimatem, oprawą audiowizualną i ciekawą fabułą. Nic więc dziwnego, że trójka od początku miała trudniej.
Na dzień dzisiejszy Dark Souls III jest moim murowanym kandydatem do gry roku 2016. Epicka przygoda w Lothric pozostanie w mojej pamięci na długo. Chciałem aby moja walka nigdy się nie skończyła. Wyczekiwałem więc pojawienia się dodatku do gry tak jak dziecko czeka na świąteczne prezenty. Wspomnienia o świetnych DLC do innych gier z cyklu SoulsBonre tylko jeszcze podbijały mój poziom ekscytacji. Tylko czy Ashes of Ariandel jest w stanie dorównać swoim wybitnym poprzednikom?
W końcu przekroczyliśmy półmetek najnowszego interaktywnego serialu twórców The Walking Dead oraz The Wolf Among Us. Przygodówkowe podejście do tematu zamaskowanego obrońcy Gotham City oraz jego ludzkiego alter ego w pierwszym epizodzie zrobiło w miarę pozytywne wrażenie, choć dało się zauważyć, że pracownicy Telltale Games nadal nie zamierzają odchodzić od klepanej od czterech lat identycznej formuły i na jakiekolwiek większe zmiany w rozgrywce nie ma co liczyć. Po dwóch kolejnych odcinkach fabuła się znacząco rozkręciła, ale przy okazji deweloper udowodnił, że mimo klepania przez tyle lat w zasadzie tego samego wciąż nie potrafi sobie poradzić z problemami technicznymi.
Seria Deus Ex to już nie tylko pełnoprawne gry na komputery i konsole. Najwyraźniej zachęcone sukcesem Deus Ex: Buntu Ludzkości, Square Enix rozszerza repertuar cyklu, ostatnio o nowy komiks, książkę i grę mobilną pod tytułem Deus Ex GO. Tę ostatnią pozycję biorę pod lupę w niniejszej minirecenzji. Kogo ten tytuł zainteresuje i co można, a czego nie można w nim znaleźć – na te pytania staram się odpowiedzieć.