Za około miesiąc na łamach Gry-OnLine pojawi się pełnoprawna recenzja Deadfall Adventures, ale póki co przyszedł czas na krótki, niezobowiązujący test próbnej wersji dostarczonej w dobrej wierze przez sympatycznych panów deweloperów z The Farm 51. Kto jest zainteresowany jakością tej produkcji? Kto chce wiedzieć, czy wnuk słynnego Allana Quatermaina ma start do Indiany Jonesa? Komu opisać, jak się w tego Deadfalla grało? Wszystkim? Świetnie, zapraszam zatem do tekstu.
Deadfall Adventures, w którego miałem okazję zagrać, to 4 poziomy z kampanii - dwa początkowe i dwa z nieco późniejszego etapu przygody (choć zupełnie świadomie odpuściłem sobie końcówkę, nie chcąc sobie psuć zabawy przy okazji pisania właściwe recenzji). W skórze niejakiego Jamesa Lee Quatermaina miałem okazję zwiedzić trochę pustynnych okolic Egiptu i zaliczyłem szybki wypad do gwatemalskiej dżungli, a wszystko w imię poszukiwania skarbów i towarzyszenia niezłej lasce (a jak!). I muszę przyznać, że prezentuje się to całkiem solidnie, choć nie obyło się bez zgrzytów.
Każdy z nas ma jakieś swoje wspomnienia związane z grami. Przeważnie dotyczą one starszych gier, w które graliśmy ładnych kilka(naście) lat temu. W większości przypadków z tymi grami wiążemy miłe dla nas chwile i wspomnienia. Wtosięgrało to cykl felietonów, który przywodzi starsze produkcje, pojedyncze misje czy momenty, które przeszły do historii elektronicznej rozgrywki. Wtosięgrało to sentymentalny powrót do przeszłości i gier, które lata świetności mają już za sobą, ale o których wciąż pamiętamy. W dzisiejszym odcinku chciałbym przypomnieć wam początek i pierwsze wrażenia z Grand Theft Auto III. Czy był to nowy rozdział w historii elektronicznej rozgrywki? Moim skromnym zdaniem - tak.
Czy ktokolwiek jest w stanie zatrzymać Sebastiana Vettela, który pewnie zmierza w kierunku czwartego z rzędu tytułu mistrzowskiego? Chciałbym zobaczyć kolejny ostatni 'wyścig o wszystko', ale im dalej w kalendarz, tym bardziej zaczynam w to wątpić. Grand Prix Korei obfitowało w kilka naprawdę świetnych (grupowych!) manewrów, nieprzewidziane zwroty akcji i... kolejny rajd Seba po zwycięstwo. Emocji, jak zwykle, nie zabrakło.
Mam to szczęście, że załapałem się do ograniczonej bety czwartego Battlefielda, więc najnowszego FPS-a DICE ogrywam już od kilku dni. Battlefield 4, przez wielu graczy oskarżany o wtórność, na pierwszy rzut oka mógłby zostać przyozdobiony numerkiem "3.5", ale przy pierwszym zetknięciu z produkcją Szwedów moja reakcja była taka: "łał! Battlefield 4 jest o wiele lepszy od 3!". Czy po kilku godzinach gry w betę zmieniłem zdanie?
Sytuacja z roku na rok ani trochę się nie zmienia. Każdy wrzesień to oczekiwanie na parę różnych premier, bowiem to kluczowy dla gier miesiąc, a w tym praktycznie zawsze znajdzie się najnowsza odsłona serii FIFA. Tym razem „czternastka” miała narobić trochę hałasu, gdyż miała to być różna gra w zależności od tego, czy odpalimy ją na X360 czy XOne. O ile nie można się ze względów technicznych na temat funkcjonowania FIFY 14 na XOne wypowiedzieć, o tyle mogę już napomnieć o najnowszej odsłonie serii EA na poczciwej 360-ce.
Stały punkt podczas moich zakupów to przechadzka między półkami z grami w różnych sieciach hipermarketów. Lubię wyszukiwać promocje, dzięki czemu kilkakrotnie udało mi się dorwać świetne gry w ciekawych edycjach prawie darmo. To moje zainteresowanie okazjami sprawia, że świetnie orientuję się w cenach gier - nikt nie wciśnie mi gry wartej kilkanaście złotych w trzycyfrowej cenie. Niestety, wiele sklepów oferuje i wystawia na swoich półkach takie właśnie 'perełki'. Postanowiłem wybrać się na tournee po Bydgoszczy, by wyłapać co ciekawsze... okazje.
Dzisiaj dostęp do wersji demonstracyjnej otrzymali subskrybenci PlayStation Plus. Przeszedłem udostępnione fragmenty dwa razy – pierwsze podejście pozostawiło całkiem niezłe (i tylko niezłe) wrażenie, drugie z kolei zdołało boleśnie obnażyć duży problem tkwiący za Beyond. Quantic Dream podjęło się szaleńczo trudnego zadania depcząc po granicy, za którą gra przestaje być grą. Niestety, zamiast po tak trudnym terenie stąpać z rozwagą, gra serwuje nam nieprzewidywalny slalom. Demo ma co prawda swoje momenty, ale przez większość czasu jest stuprocentowym samograjem.
Sebastian Vettel zostanie mistrzem świata Formuły 1 w sezonie 2013 - to pierwsze co przychodzi mi na myśl, kiedy przypomnę sobie wyczyny Niemca w dzisiejszym Grand Prix Singapuru. Seb zdeklasował rywali i umocnił się na pozycji lidera w klasyfikacji generalnej. Pierwsza połowa wyścigu przebiegła nad wyraz spokojnie, jednak przez ostatnie 30 okrążeń byliśmy świadkami F1, którą kochamy.
Polski wydawca Forever Entertainment odniósł ostatnio sukces związany z otrzymaniem zielonego światła w systemie Steam Greenlight dla swojego hack and slasha o tytule Iesabel. Tym razem próbują to uczynić z innym produktem - Violett. Ten przedstawiciel popularnego niegdyś gatunku point and click cechuję się przede wszystkim oryginalnym podejściem do tematu. Mnie osobiście, jeśli chodzi o warstwę artystyczną przypomina nieco The Neverhood. W związku z tym liczę na porządną oraz intrygującą przygodówkę, która umili mi wieczorne chwile spędzone przed komputerem.
Dzisiejszy wyścig na Autodromo di Monza padł łupem Sebastiana Vettela, który zdaje się zmierzać ku zdobyciu kolejnego w karierze tytułu mistrza świata. Na szczęście przed nami jeszcze siedem wyścigów, podczas których wszystko może się zdarzyć. Tymczasem z Włoch (i Europy) wyjeżdżamy usatysfakcjonowani licznymi manewrami wyprzedzania, które nie pozwoliły nam się nudzić podczas wyścigu na najszybszym torze w całym kalendarzu F1.