Jak pokonać ideał? Być może tworząc jego remake?
Grzebiąc za początkami Heroesów V można dopatrzyć się, że gra startowała jako remake części trzeciej. Kontynuacja musiała stać się jednak kontynuacją, więc gra zyskała własne mechaniki, własną tożsamość, świetne rozwiązania multiplayer - i kupiła mnie, chociaż poważnie pierwszy raz zagrałem w nią dopiero w 2016.
Z miliona powodów było mi z nim nie po drodze. Nie żałuję jednak, tak jak nie żałowałem, że dopiero po latach poznałem King’s Field, Saga Frontier, czy Metal Gear Solid 3. Rosyjskie studio Nival Interactive znane z serii Silent Storm, Blizkrieg i Etherlords nadbudowało intrygujące rozwiązania do klasycznego tytułu o Mocy i Magii.
Wschodnioeuropejski gamedev mnie fascynuje. Przeróbki Mount & Blade, niesamowite mody (chociażby właśnie do Herosów), STALKER, World of Tanks - wszystkie te gry łączy to, że mają ogromne ambicje pod którymi wielokrotnie załamują się niczym domki z kart. Raz kończy się to lepiej, raz gorzej, ale faktem jest ich odmienność. Heroes V to dla mnie takie zderzenie zachodu i wschodu, a takie mieszanki często są piorunująco dobre.
Heroes 5 nie ma tego szlifu perfekcji, który znam z trójki, posiada za to bardziej stonowany świat, bardzo dobre rozwiązania do gry po sieci i jest zdaniem wielu najlepszym, lub drugim najlepszym Herosem. A srebro w tej dziedzinie jest wiele warte.
Bo nie ukrywajmy - Heroes Chronicles było próbą szybkiego zarobienia przy problemach finansowych twórców. Heroes IV był tytułem bardzo wizjonerskim, odważnym, szalonym (czułem w nim inspiracje taktycznymi RPG z konsol), i niesamowicie niedokończonym. VI i VII to dla mnie gry po prostu niezłe, a wszelkie spin-offy to tylko ciekawostki. Heroes of Might & Magic to II, III oraz V to jest ta seria.
Srebro należy się tutaj muzyce - prawie tak dobrej jak utwory z trójeczki. Nawet więcej dałbym stylowi graficznemu, natomiast mniej samemu wykonaniu grafiki. Srebro należy się historiom. Za to sam projekt gry, jej balans, nowe pomysły - te są złotem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wolę takiego Herosa 5 w garści, niż oryginalną wizję NWO, która bazowała na rozszerzaniu koncepcji części czwartej. Szanuję niesamowicie połączenie polityki z baśnią, lekko mangową kreskę i udoskonalenie w grze na wielu graczy - ale jeszcze bardziej szanuję, że gry nie przekombinowano.
Nie bez powodu sprawdzonej formuły się nie zmienia (chyba, że ma się worek kasy). Heroes V jest wszystkim tym czym Heroes 3, ale jest tym jednak inaczej. I chociaż moje serce wciąż należy do trójki - to piątka jest wszystkim co moim zdaniem można wycisnąć z tej formuły w trzech wymiarach, tytułem nad wyraz inteligentnym, zabawnym i dopracowanym.
Tylko no właśnie - te trzy wymiary. Przyznam, że w kontynuacjach takich gier jak Age of Empires, Stronghold, czy właśnie Herosi zawsze miałem problem z przejściem z dwóch na trzy wymiary. Ta oprawa naprawdę się starzeje.
Mapy z Herosa III to dla mnie obrazy. Obrazy które mogą mieć kompozycje, motyw przewodni, piękne zawsze pod każdym kątem patrzenia - bo ten jest jeden. Jako człowiek zajmujący się też szeroko pojętym UX, odgrywając Heroes 5 z przyjaciółmi nie raz widziałem, że przez ruchomą kamerę nie zauważają pewnych szczegółów, przejść, czy nawet elementów grafiki. Assety musząc wyglądać z każdej strony jako-tako, z żadnej nie były wybitnie ciekawe, a pewne elementy ginęły w gąszczu innych tekstur.
Ale, ale… mogę brzmieć jak osoba, która czepia się tej gry. Nie jest tak. Ja po prostu tłumaczę dlaczego trzeba ją kupić i kochać, najpierw robiąc to jednak z odsłoną trzecią.
W jednym z wywiadów autorzy gry powiedzieli:
“In addition we're trying to make the game a bit faster to play, and easier to understand for new players. We wish to make the maps fun to play for both fans of the HOMM series and people playing for the first time. There will be a tutorial, and when you play the game you'll notice that a lot of stuff you had to click on or read before is gone”.
Udało im się. Ta gra świetnie uczy siebie oraz swojego uniwersum.
Więc może to tylko nostalgia, ale Heroes V byłby dla mnie perfekcyjny, gdyby grafika dorównywała po prostu starym, dobrym dwóm wymiarom, a część rozwiązań artystycznych była bardziej przemyślana (nie mogę przeboleć byle-jakości wykonania podstawowej jednostki “ludzi”). Bo działa tutaj syndrom jeszcze jednej tury. Bo gra bardzo dobrze uczy grać w samą siebie. Bo multiplayer jest dopracowany. Bo każda frakcja jest intrygująca. To ostatnia z serii gdzie Heroes jest pierwszym członem nazwy. I to dla mnie czuć.
W piątkę polecam zabawę na zmianę z trójką. Wyleczą na długo z biegania za nowościami.