Sekrety serii Dragon Age
Wszystkie grzechy Gothica. Jakim cudem tak źle zaprojektowana gra zdobyła tylu wiernych fanów?
Klasyczne CRPG i ich droga ku zapomnieniu
Postacie, dialogi, wybory - dywagacje o grach cRPG.
Pen & Paper #2. O tworzeniu postaci
Hej zagrajcie muzykanty! O bardach, skaldach i kapelach w grach RPG
Seria Dragon Age na przestrzeni lat i wydanych w tym czasie trzech pełnoprawnych odsłon ewoluowała lub, jeśli wola, dewoluowała jak żadna inna marka kanadyjskiego BioWare. Weterani gatunku nie obawiali się eksperymentować ze swoim dziełem, co jednych graczy cieszyło, innych zaś coraz bardziej odpychało od rzeczonego cyklu. Wziąwszy pod uwagę enigmatyczne tweety Marka Darraha – producenta wykonawczego serii Dragon Age – możemy śmiało założyć, że już teraz coś jest na rzeczy i niewykluczone, że wkrótce ujrzymy zapowiedź czwartego Dragon Age. Nie mam jednak zamiaru dłużej się nad tą kwestią rozwodzić, lecz postawić i odpowiedzieć na jedno zasadnicze pytanie: co powinno zaoferować wymarzone Dragon Age IV? W niniejszym tekście przyglądam się poszczególnym odsłonom cyklu oraz ich wadom i zaletom, starając się zaproponować receptę na, nomen omen, nowy początek dla marki. Jeśli nie boicie się spoilerów a Dragon Age nie jest Wam obojętne, zapraszam do lektury.
Kiedy myślę o swoich ulubionych erpegach, zazwyczaj w pierwszej kolejności wspominam postaci, jakie darzyłem szczególną sympatią lub antypatią. W większości produkcji mam swoją ulubioną ekipę, którą najchętniej zabieram w drogę, gdy do danego tytułu powracam. Pewnego dnia ktoś rzucił luźną myśl – „gdybyś mógł stworzyć drużynę z dowolnych postaci z RPG, to kogo byś do niej wziął”? Pytanie było na tyle ciekawe, że postanowiłem odpowiedzieć na nie niniejszym tekstem. Zachęcam również do zabawy wszystkich fanów gatunku, tylko uważajcie na spoilery!
RPG nie należy do gatunków zapomnianych w grach wideo. Wręcz przeciwnie! Elementy charakterystyczne dla takich produkcji pchane są teraz w praktycznie każdy nowy tytuł. W każdej szanującej się premierze sortu AAA, możemy dostrzec jakieś elementy craftingu czy rozwoju postaci. Tego typu mechaniki stały się od niedawna dla graczy normą. A mówiąc od niedawna, mam tu na myśli od momentu, gdy gry z otwartą strukturą świata zawładnęły rynkiem. W gąszczu takich tworów zaginęły gdzieś prawdziwe RPG, wierne regułom panującym przy stołach, na których leżą podręczniki do systemu Dungeons & Dragons. Nostalgicznie spoglądam w przeszłość i widzę takie marki jak Baldur's Gate czy Icewind Dale, które zostały kompletnie zapomniane przez branżę.
Większość gatunków gier ma jednego bądź kilku prominentnych przedstawicieli, którzy uchodzą za absolutny wzór do naśladowania. W przypadku skupionych na opowieści erpegów takim tytułem jest bezsprzecznie Planescape: Torment autorstwa studia Black Isle. Niezwykle wciągająca fabuła, znakomite odgrywanie roli, zapadające w pamięć postaci – to trzy główne filary legendy Tormenta (Reguła Trójek w najlepszym wydaniu). Nie wszyscy jednak wiedzą, że nawet mimo swojej złożoności i długości, Udręka jest produkcją mocno pociętą, pozbawioną wielu elementów wcześniej planowanych przez deweloperów. W niniejszym tekście przedstawię kilka co ciekawszych przypadków porzuconych pomysłów oraz wyciętej bądź niezaimplementowanej zawartości. Nie zabraknie też, jak to w moich wypocinach, kilku ciekawostek. Strzeżcie się spoilerów i nie ufajcie czaszce!
Marka Dragon Age to aktualnie trzy pełnoprawne gry, pięć powieści, sześć komiksów, jeden film animowany i kilka innych pomniejszych produkcji. W tak rozbudowanym uniwersum zawsze czają się różne smaczki i sekrety, które łatwo przegapić z tego czy innego powodu. W kolejnym tekście z serii „Sekrety” poruszam temat ciekawostek z niektórych powyżej wspomnianych mediów. Strzeżcie się spoilerów, gdyż niniejszy artykuł jest nimi przesączony.
Choć sekretom i ciekawostkom związanym z trylogią Mass Effect poświęciłem trzy teksty, to temat zawartości wyciętej z serii zdążyłem ledwie napomknąć. W związku z powyższym w niniejszym tekście przyglądam się treściom, które ostatecznie w cyklu się nie znalazły, a które zdecydowanie zasługują na opisanie. Na samym początku pragnę wyraźnie zaznaczyć, że w swoim subiektywnym wyborze ograniczyłem się jedynie do najciekawszych elementów usuniętych bądź zarzuconych. Ponadto nie opisuję tych, których autentyczność jest z tego czy innego powodu wątpliwa bądź niemożliwa do zweryfikowania. Zapraszam zatem do lektury wszystkich fanów Mass Effect, którym niestraszne spoilery.
Każdy, kto przynajmniej zetknął się z kryminałami przełomu XIX i XX wieku, od pisarzy takich jak Agatha Christie, zna ten scenariusz: stara rezydencja należąca do bogatego rodu z długą i dumną tradycją. Głowa rodziny to stary, arogancki zrzęda, który patrzy na wszystkich z góry. Jego żonę obchodzi tylko, czy w kieliszku nie kończy jej się alkohol. Dzieci nienawidzą swojego ojca, ale grają w rodzinnym przedstawieniu licząc na sowity spadek, choć senior rodu najchętniej zabrałby cały dobytek do grobu, zamiast zapisywać go komukolwiek w testamencie. Tragedia wisi w powietrzu. Najczęściej wszystko przebiega tak, że ktoś morduje kogoś innego, żeby zwiększyć swój kawałek ojcowizny, a główny bohater przychodzi rozwiązać sprawę. The Deed przedstawia taki właśnie scenariusz z jedną, zasadniczą, różnicą. Tym razem to my jesteśmy mordercą.
W gatunku RPG Dragon Age bez wątpienia jest jedną z najpopularniejszych (a z pewnością najlepiej sprzedających się) marek ostatniej dekady. Wprawdzie nie darzę jej przesadnie ciepłymi uczuciami, jednak ograłem wszystkie jej odsłony i dużą (jeśli nie większą) część wydanych do nich dodatków. Choć gry spod znaku Dragon Age prezentują różny poziom – zarówno w formie, jak i treści – to o każdej można napisać coś ciekawego. W niniejszym tekście mowa głównie o tym, co mogło być, a nie było z tego czy innego powodu. Zapraszam zatem do lektury wszystkie osoby, którym spoilery niestraszne.
Intruz to trzecie i ostatnie fabularne rozszerzenie do Dragon Age: Inkwizycja, Gry roku 2014 według czytelników serwisu gry-online.pl. Dodatek zamyka historię rozpoczętą w Inkwizycji i kładzie fundamenty pod kolejne odsłony serii Dragon Age. Za cenę około 60 złotych po raz kolejny możemy wyruszyć w podróż po świecie Thedas i rozwiązać toczące jego mieszkańców problemy.
W świecie Blackguardsspędziłem dobre kilkadziesiąt godzin. Wykonałem mnóstwo questów, poznałem wiele postaci i zwiedziłem sporo miast. Byłem więźniem, zbiegłym skazańcem, później gladiatorem, chłopcem na posyłki, a na końcu nawet wybawcą świata. Teoretycznie taka długa przygoda powinna obfitować w pamiętne sceny, które później mógłbym przez lata wspominać. Tutaj jednak tak nie jest.