Iniemamocni 2 - i nie ma mocnych na taki powrót! - rssygula - 8 lipca 2018

Iniemamocni 2 - i nie ma mocnych na taki powrót!

Czekałem blisko czternaście lat, by móc obejrzeć sequel ulubionego filmu z dzieciństwa, jednego z najważniejszych tytułów mojego życia. Poprzedniczkę obejrzałem kilkanaście razy, była ona dla mnie główną inspiracją do zabaw ze znajomymi we wczesnej podstawówce, impulsem do napisania pierwszego koszmarku-opowiadania, wreszcie - czas przy komputerze spędzałem z adaptacjami growymi. I wiecie co - gdy tylko usłyszałem, że ojcowie projektu - Brad Bird wraz z Pixarem, zabiorą się za sequel, poczułem wielką ekscytację wymieszaną z lękiem - o to, czy nie upadnie wzorzec z dzieciństwa, czy idealizowanie i sentyment nie zabiją we mnie odbioru „dwójki”. Po polskim seansie przedpremierowym mogę już spokojnie odetchnąć i napisać - mamy kandydata do Oscara w kategorii „Najlepszy pełnometrażowy film animowany” i tytuł, który powalczyć może o miano najlepszego dzieła kinowego 2018 roku.

Zacznijmy od kwestii fabularnych. Druga część zaczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończyła się poprzednia przygoda. Oznacza to, że znajomość "jedynki" jest tu wymagana, by dostrzec sporą część smaczków, a nawet zrozumieć istotę paru dialogów. Koncept z jej końcówki, gdzie Człowiek Szpadel atakuje fikcyjne miasto Metroville, a rodzinka Iniemamocnych musi działać jawnie, by powstrzymać szaleńca, jest tu jednak wykorzystany jedynie po to, by zacząć nową opowieść. Otwarte działania nie podobają się opinii publicznej, gdyż media przedstawiają akcje rodzinki jako wrogą systemowi, dążącą do szkód mienia, co jest na rękę politykom wszystkich państw świata. Superherosi zostają więc zdelegalizowani, lecz szybko pojawia się propozycja, mająca na celu przywrócenie ich do łask. Brzmi znajomo? Oczywiście, że tak! Dwójka w pełni operuje motywami z "jedynki", nieco odwracając pewne proporcje i ciężar nacisku narracyjnego, na szczęście utrzymując jej największe atuty.

Nadchodzi Człowiek Szpadel!

Po pierwsze - tym razem narracja rozwija się jeszcze bardziej dwutorowo, zwłaszcza w pierwszej połowie sequela. Z perspektywy Helen śledzimy wydarzenia akcji, jej misje, walki ze złoczyńcami w celu przywrócenia herosów do łask, z drugiej strony oglądamy losy Boba, który zmuszony do opieki nad dziećmi, przeżywa prawdziwe katusze, marząc, by znów wskoczyć w kostium superbohatera. Narracja, gdzie Pixar opowiada o kobiecie ma wymiar zbliżony do losów pana Iniemamocnego na wyspie z pierwszej części, druga natomiast sfera przypomina opiekę Elastyny nad domem z poprzedniczki, tak więc Brad Bird postawił na znane karty. Zmienił natomiast proporcje, tak by ucieszyć fanservice, co sprawia, że jesteśmy zalewani masą easter-eggów, a elementy komediowe, z Bobbem i dziećmi, stanowią znaczną część filmu, co niestety odbija się na jakości kreacji głównego czarnego charakteru, którego motywacje są płaskie, ubogie i źle rozpisane, co tym bardziej rzuca się w oczy, gdyż w pierwszej części mieliśmy tak doskonale wymyślonego Syndroma.

Helen i Bob - najlepsze możliwe do wyobrażenie małżeństwo superbohaterów

Pochwalić trzeba warstwę narracji personalnej, w odniesieniu do postaci znanych z poprzedniczki - są wyraziste, świetnie napisane, tak naprawdę jest to film o ludziach, ich emocjach, o trudzie wychowania, sile rodziny, prawdziwej przyjaźni, do tego naprawdę dojrzale opowiadający. Dialogi są wyśmienite - gdy potrzebna jest powaga - powodują ciary, gdy chcą rozśmieszyć - bawią lepiej od komedii. To tytuł, który emocjonalnie złapie każdego, zarówno dawką grozy, jak i humoru, bez względu na wiek. Dodać warto, że w filmie pojawiają się głównie postacie z pierwszej części, każda z nich narracyjnie pasuje do poprzedniej koncepcji, człowiek cieszył się jak małe dziecko, gdy mógł zobaczyć je ponownie na ekranie. Nowe osoby wypadają natomiast gorzej - o ile ich koncepty są w porządku, tak zabrakło im głębi psychologicznej, co moim zdaniem wynika z tempa serwowanego w drugiej połowie sequela. Jest ono inne niż w jedynce, bardziej dynamiczne, pełne akcji, brak tu stopniowego odkrywania tajemnic jak poprzednio, gdzie czas spędzony na wyspie i wydarzenia na niej, inaczej dawkowały atmosferę, co jest słowem kluczem - czy lepiej, czy gorzej, oceńcie sami, gdyż tak soczystej i dobrze wyreżyserowanej akcji jak w końcówce dwójki ciężko znaleźć w innej animacji.

Powracają starzy, dobrzy znajomi!

Cały storyline jest znakomity, z jednej strony bezpieczny, tak, że fani poprzedniczki odnajdą się tu od razu, z drugiej zmienia siłę nacisku i serwowania tempa, stąd całą fabułę oceniam bardzo wysoko.

Nie inaczej jest z jakością animacji, Pixar tym razem przeszedł jednak samego siebie. Przykładowo w scenie, gdy Pan Iniemamocny usypia małego synka, Jack-Jacka (swoją drogą, świetny moment komediowy, cała sala śmiała się do rozpuku) widać najdrobniejsze wygięcia koszuli (!), a momenty, gdy Elastyna rozciągliwie skacze nad miastem, to przykład perfekcjonizmu wizualnego. Brawo!

Jeśli idzie o soundtrack - ponownie zaopiekował się nim znakomity Michael Giacchino, którego znamy także m.in. z Zagubionych, Ratatuj, czy Star Treka, a gracze choćby z Medal of Honor: Allied Assault, czy pierwszego Call of Duty. Mamy więc tu motywy z "jedynki" (przesłuchajcie sobie Days of Glory, utwór mojego dzieciństwa), a także nowe dźwięki, doskonale komponujące się ze znanymi motywami. Jeśli idzie o sferę dźwiękową nie sposób natomiast nie pochwalić polskiego dubbingu, który ponownie wypadł świetnie. Piotr Fronczewski jako pan Iniemamocny jest perfekcyjny, podobnie Dorota Segda w roli Elastyny. Dodam, że mógłbym tak wymieniać przy praktycznie każdej postaci pierwszo, czy drugoplanowej.

Elastyna w akcji!

Czy więc film ma jakieś wady? Średnio zarysowane nowe postacie, w porównaniu do motywacji starych graczy, to jedyne, co rzuca się w oczy. Poza tym Iniemamocni 2 to jednak prawie perfekcyjny przykład tego, jak wykonać sequel po latach, tak by już dorosły fan poczuł się zachwycony, a dzieci zakochały się w uniwersum. Czekam na więcej i jestem pewien, że dostaniemy "trójkę" szybciej niż nawet myślimy.

OCENA: 9/10

PS Nie jestem autorem ujęć z filmu, prawa należą do wytwórni Pixar, a ich źródłem jest IMDB.

rssygula
8 lipca 2018 - 15:54