Prawie rok temu (21 Marca 2013) ruszyła usługa Steam Early Access, ale beta-testy gier cieszą się popularnością od znacznie dłuższego czasu. Zjawiska te jak i każde inne niosą ze sobą niewidzialną falę, której konsekwencje wpływają na cały znany nam rynek. Nie zauważamy tego, ponieważ pomysł zawierał w sobie szczytną ideę, za którą długo jeszcze będziemy płacić. Dalsze losy elektronicznej rozgrywki zostały złożone w nasze ręce, a jak na razie celujemy sobie prosto w głowę i zamierzamy pociągnąć za spust. Czy ta śmierć będzie okupiona nowymi standardami czy zatoczymy koło zahaczając o dawne czasy?
Arcane Worlds to niezależna gra studia Ranmantaru Games. Jest to remake Magic Carpet, klasycznego tytułu z 1994, stworzonego przez Bullfrog Productions. W momencie pisania tej recenzji gra znajduje się w fazie alfa (0.18), dlatego też wszystkie jej wady (jak i zalety) mogą ulec zmianie. Mimo to warto się przyjrzeć tej zaskakująco oryginalnej i wciągającej – jak na tak wczesne stadium – produkcji.
Żyjemy w erze internetu. Wszystko, co znajduje się na tym świecie, jest w internecie. Jego globalizacja, wszechobecność i niezbędność, w przypadku gier wideo nie jest według mnie jednak zaletą. To spora wada, na której korzystają twórcy, tworząc produkcje jeszcze nie zakończone, a już rozprowadzane drogą cyfrową.
Zdarza mi się przeglądać różne strony dotyczące gier, często nawet tych, w które sam nie gram z jakiegoś powodu. Czasami też dostaję od znajomych jakieś ciekawe tematy do rozpatrzenia, bowiem wiedzą, że takie „kąski” bardzo chętnie przeglądam a potem, choćby na łamach tego serwisu, komentuję. Tym razem na stół trafia zagadnienie, co do którego przez ostatnie parę miesięcy narosło wiele niedomówień, szczególnie takich, co do których ma się wrażenie, że podobne nawet nie powinny kiedykolwiek zaistnieć. Świat gier pełen jest różnych odbiorców, młodszych czy starszych, głupszych bądź mądrzejszych, a przez to też rodzą się różne teorie, które potem, dzięki dobrze znanej podatności sieci na różne głupoty (w tym plotki), rozprzestrzeniają się i utrwalają w głowach internautów jako prawda, bo przecież „w sieci kłamstw być nie może” (sic!). Pomówmy więc o ostatniej modzie, jaką jest idea Early Access.
Gry typu sandbox survival zawsze mnie wciągały, ale na krótko. Najdłużej wciągnął mnie Minecraft, Terraria już prawie wcale - w Terrarii byłem, przyznam się, mocno zagubiony. Starbound, mimo że na screenach przypomina mocno Terrarię, zainteresował mnie - bo, jak obiecywali twórcy, jest w nim trochę historii, fabuły i legend (lore) związanych z poszczególnymi rasami postaci.
Pierwsze na co napotykamy w grze, to właśnie tworzenie postaci. Do wyboru jest kilka ras, w tym... inteligentne roboty. Rozbawiła mnie opcja płci u robotów (patrz obrazek).
Fabuła przedstawia się następująco: twoja planeta eksplodowała, jesteś uciekinierem w statku kosmicznym na orbicie nad nieznaną planetą i musisz przeżyć.
Jeszcze nie wiadomo, kiedy dokładnie nastąpi premiera Betrayer, ale dzięki „wczesnemu dostępowi”, każdy, kto zakupi grę przedpremierowo, może natychmiast przetestować wersję alfa. Przyznaję, że dostępny fragment rozgrywki dał odpowiedź na większość nurtujących mnie pytań.